środa, 17 stycznia 2007

Wołoszański - szpieg w blasku jupiterów

Piotr Gontarczyk ujawnił w dzisiejszej "Rzepie" materiały świadczące o współpracy Bogusława Wołoszańskiego z wywiadem PRL. Według materiałów SB zgromadzonych w IPN, autor "Sensacji XX wieku" sam wybrał sobie pseudonim Ben (bezpieka zarejestrowała go jednak jako kontakt operacyjny Rewo) i własnoręcznie sporządził zobowiązanie do współpracy.

Wołoszański - zobowiązanie do współpracy

Po przeszkoleniu wywiadowczym wysłano go do Londynu, gdzie, jako korespondent Polskiego Radia i Telewizji, miał m.in. rozpracowywać środowiska polonijne i zachodnich dziennikarzy. Choć efekty pracy wywiadowczej Rewo były mizerne (Wołoszański spotkał się - jak widać niebezpodstawnie - z powszechną podejrzliwością), agent brał pieniądze, jako zwrot kosztów czynionych w tej materii starań. Jak pisze Gontarczyk, dla agenta korzyści były znacznie bardziej znaczące niż dla SB. Szlifowanie języka i pobyt na Zachodzie mogły być (i zapewne były) "drogą do kariery i gwarancją kolejnych awansów w uprzywilejowanej kaście "elit" PRL. Umożliwiły lepszy start w warunkach konkurencji, która nastała w czasach III RP. Nie wspominając o kilkuset funtach wyciągniętych na lunche." Żenujące jest tłumaczenie się samego Wołoszańskiego, który przyznał, że owszem, zdecydował się na współpracę z bezpieką, bo mógł w ten sposób zdobyć wiedzę o mechanizmach działania wywiadu.

Ujawnienie niechlubnej przeszłości tej marginalnej w szerszym życiu publicznym postaci, odsłoniło też inną ciekawą rzecz. Mianowicie to, do jakich ocen i wniosków odnośnie współpracy ze zbrodniczą organizacją mogą się niektórzy posunąć wtedy, gdy współpracę tę podjęła osoba popularna, obecna w mediach, a na dodatek zajmująca się tematyką wojenną, której częścią są gry wywiadów. Radosław Lipszyc, jeden z redaktorów lewicowej "Krytyki Politycznej" wezwał na swoim blogu w Salonie24, aby Wołoszański "nie dementował" informacji o jego współpracy z SB, bo "..dla tego dziennikarza może się to paradoksalnie okazać bardzo korzystne". Czyli, skoro dzięki współpracy z SB można jeszcze zyskać na popularności i zarobić (wydając kolejne książki i przygotowując kolejne programy), to nic w tym złego. Co więcej – należy to bezwzględnie wykorzystać. Lipszyc pisze - "Teraz jego [Wołoszańskiego] wizerunek uległ nagłemu wzbogaceniu - jest ekspertem, bo był szpiegiem. Proste.". Dla mnie nie, z wyjątkiem jednego - po czyjej stronie był agentem..


Tagi: ; ; ;

13 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Skoro Wołoszański tak chciał poznać sekrety wywiadu władzy ludowej to dlaczego jeszcze o tym nie napisał książki ani nie zrobił choćby żadnego programu... kp

Anonimowy pisze...

Ścierwo i tyle. Dzisiaj w Rz kolejne dowody, a całą sprawę dobrze oddaje Janke:

Kiedy Bogusław Wołoszański tłumaczy dziś, że współpracował z wywiadem PRL, bo interesowało go to od strony dziennikarskiej, jego słowa brzmią niewiarygodnie. Równie dobrze dziennikarz zajmujący się przestępstwami kryminalnymi mógłby wejść na jakiś czas do grupy przestępczej, włamać się do kilku sklepów i oświadczyć, że to bardzo pouczające zajęcie dla jego pracy dziennikarskiej.

ckwadrat pisze...

Jeszcze jeden ważny cytat z dzisiejszej Rzepy. Wklejam go, bo Wołoszański zakłamuje prawdę historyczną o tym, czym był wywiad PRL. Z Gontarczyka zatem:

"Wedle ostatniej wersji pan Wołoszański nie przyznaje się do współpracy z SB, potwierdza jednak, że utrzymywał kontakty z wywiadem zagranicznym MSW. Problem polega jednak na tym, że wywiadem cywilnym za granicą zajmował się Departament I MSW. Instytucja ta była integralną częścią peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa. Do zadań tej struktury należało zwalczanie polskich intelektualnych ośrodków emigracyjnych za granicą. Publiczne enuncjacje Wołoszańskiego, jakoby nie wiedział, że współpracował z SB, są niewiarygodne."

Podkreślam też, że Wołoszański nie zajmował się wywiadem "technologicznym", lecz typowo politycznym, mającym wzmocnić totalitarny system rządów w Polsce.

ckwadrat pisze...

I jeszcze Dudek:

"Aparat bezpieczeństwa PRL składał się z trzech segmentów: MSW i służb mu podległych, Zarządu II Sztabu Generalnego i Wojskowej Służby Wewnętrznej, czyli kontrwywiadu wojskowego. W ramach MSW wyróżniano dwa piony: pion wywiadu i kontrwywiadu oraz pion SB. Formalnie można mówić, że to nie była SB tylko służba wywiadu i kontrwywiadu. Tylko to jest próba wmówienia ludziom, że ci z wywiadu i kontrwywiadu byli lepsi i przyzwoitsi, a ci straszni byli z bezpieki. To oszustwo, dlatego, że te służby podlegały temu samemu kierownictwu, miały te same zadania.

Anonimowy pisze...

Cóż, był szpiegiem ówczesnej polskiej władzy i tyle. Za głupi był, żeby dostrzec, że węsząc wśród Polonii może kogoś skrzywdzić, żeby się domyślić, że za czas jakiś może się tego wstydzić (no i się nie wstydzi...)

Tłumaczenie także żałosne, ale cóż. Nigdy nie lubiłem tego lansera.

ckwadrat pisze...

Olgierd, bez wątpienia Wołoszański nie był za głupi żeby nie wiedzieć, że swoim węszeniem może komuś zaszkodzić. Śmiem twierdzić, że doskonale z tego zdawał sobie z tego sprawę. Inteligencji i wiedzy raczej trudno mu odmówić. Sam zresztą określił w rozmowie z oficerem bezpieki, że pytania na szkoleniu wywiadowczym, któremu był poddawany, są banalne.. Karierowicz w najgorszym tego słowa znaczeniu - iść po trupach, byle wyjechać na ciepłą posadkę na Zachód, byle zostać tam dłużej, byle po powrocie zająć wyższą pozycję w nomenklaturze..

Anonimowy pisze...

Nie wiedziałem, że Wołoszański to taki karierowicz bez skrupułów. No cóż, niestety Polska jest pełna takich i dlatego tyle mamy tutaj chamstwa i nieliczenia się z innymi. Dobrze że nie trafił do IPN-u bo by kombinował jak tu zniszczyć swoją teczkę.

Anonimowy pisze...

A jeśli Wołoszański mówi prawdę? Czy znane są bliższe szczegóły jego współoracy? Czy zostały wujawnione dokumenty na ten temat, z których coś więcej wiadomo?

ckwadrat pisze...

Dokumenty ujawniła wczorajsza i przedwczorajsza "Rzepa". Jest link na początku notki. Warto zajrzeć, zanim schowają to w płatnym archiwum. Wołoszański, jak pisałem wcześniej, potwierdził m.in. homoseksualne skłonności jednego z dziennikarzy i próbował szpiegować angielską Polonię. Ale mu się nie udało, bo przecież jasne dla wszystkich było, że rozmowy z Wołoszańskim będą relacjonowane nie na antenie, a gdzie indziej. Z notatek oficerów wynika jednak, że bardzo się starał, a nawet próbował wciągnąć do współpracy swoją teściową (skoro jemu szło kiepsko).

"Instrukcja zachowana w teczce Wołoszańskiego precyzowała, że w Londynie, wykorzystując swój status dziennikarza, zajmie się rozpracowaniem problemu stosunku Wielkiej Brytanii do jej natowskich sojuszników oraz placówek naukowych specjalizujących się w sprawach wschodniej Europy. W ramach działalności typowniczo-werbunkowej "Rewo" miał charakteryzować wszystkie interesujące z wywiadowczego punktu widzenia osoby."

Anonimowy pisze...

Najśmieszniejsze było to jak wczoraj czy przedwczoraj red. Przekroju Wojciech Mazowiecki mówił u Wysockiej w TV, że lustracja Wołoszańskiego ma odwrócić uwagę od zmiany na stanowisku prezesa Orlenu i coś jeszcze w tym stylu. A jak dwóch pozostałych gości mówiło, że to bzdura nazwał ich rzecznikami rządu. I tacy ludzie pracują na eksponowanych stanowiskach w wysokonakładowych gazetach. Nie wiadomo śmiać się czy płakać.

Anonimowy pisze...

Nie zgadzam się, że wywiad był analogiczną strukturą do SB. Pra-
cowali tam najlepsi ludzie, a efekty ich pracy były na dużo
wyższym poziomie. I było tam znacznie mniej ideologii.

ckwadrat pisze...

W praktyce być może było tam mniej ideologii, ale odnośnie ludzi, to mam niejakie wątpliwości. To musieli być wyjątkowo pewni ideologicznie ludzie, skoro wysyłano ich na odcinek zagraniczny, gdzie mogli w praktyce skonfrontować kłamstwa komunistycznej propagandy z rzeczywistością. Mogli przecież na własne oczy zobaczyć, jak funkcjonują wolne, demokratyczne i dostatnie społeczeństwa. Zresztą przypadek Wołoszańskiego pokazuje, że wywiad nie był zainteresowany li tylko militariami czy gospodarką a także (a może i głównie) rozpracowywaniem polskich środowisk emigracyjnych.

Anonimowy pisze...

Wszystkie komentarze jak i artykuł są napisane w trybie przypuszczającym. Wniosek - nic z tego nie wynika. Dziwię się natomiast rozdmuchiwaniu problemu. Chyba że wszyscy piszący urodzili się po 80r i nie pamiętają na jakich zasadach dawano wtedy paszporty. Ja to bym go wręcz pochwalił za to, że udało się mu wyciągnąć z tego jeszcze kasę i nikogo nie skrzywdzić.