wtorek, 27 lutego 2007

Publicysta Wildstein

Mam mieszane uczucia po odwołaniu ze stanowiska prezesa TVP Bronisława Wildsteina. Wbrew proroctwom, jakim oddawał się salon zaraz po objęciu przez niego stanowiska niecały rok temu, nie upolitycznił on publicznej telewizji. Głównym zarzutem wobec Wildsteina było dokonywanie przez niego chaotycznych posunięć w publicystyce - programy a nawet całe pasma były wprowadzane na antenę by zaraz z niej zniknąć. Wątpię jednak, aby to było głównym powodem dymisji. Przecież w ciągu zaledwie kilku miesięcy jego prezesury wyraźnie podniesiono poziom TVP3. Z nudnej i mało wyrazistej telewizji regionalnej, TVP3 stała się zaczątkiem profesjonalnego kanału informacyjno-publicystycznego, mogącego z powodzeniem konkurować z TVN24. Cieszy mnie w tym jednak jedno - to, że Bronisława Wildstein wróci do tego w czym był najlepszy - do uprawiania publicystyki. W tym nikt mu już nie odmówi profesjonalizmu.


Tagi: ;

sobota, 24 lutego 2007

Trybunał dobry na wszystko

Czy to tylko przypadek, że w ciągu tygodnia już trzeciemu członkowi rządu zagrożono postawieniem przed Trybunałem Stanu? Po premierze Kaczyńskim i Antonim Macierewiczu przyszła kolej na ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego - Zbigniewa Ziobrę. Sędzia Medyk groził TS premierowi w przypadku, gdyby powołał komisarza w Warszawie (do czego premier będzie miał oczywiście pełne prawo). Niektórzy publicyści przed TS postawiliby najchętniej Antoniego Macierewicza za rozwiązanie 17 lat po odzyskaniu niepodległości(!) postubeckich struktur w wojskowych służbach informacyjnych, niekontrolowanych przez nikogo, no może z wyjątkiem GRU, przez które ludzie z tych struktur byli szkoleni i z którymi prowadzili interesy, a informacje o rosyjskich szpiegach odkładali ad acta. Gwoździem do trumny Macierewicza ma być raport, dzięki któremu ludzie z tych struktur nie będą mieli już nigdy szansy na odbudowę swoich wpływów, bo zdjęto z nich czapkę niewidkę, ogłaszając publicznie ich nazwiska.

A co podobnie "strasznego" uczynił nagle polski Giuliani? Przecież Ziobrę znaliśmy do tej pory z bezpardonowej walki z przestępcami, jak również z koteriami w samym wymiarze sprawiedliwości, a nie jako kogoś, kto sam łamałby prawo.. Prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień chce postawić przed TS ministra Ziobrę za rzekome złamanie konstytucyjnego domniemania niewinności (art. 42 Konstytucji RP). Powodem mają być słowa o doktorze G. po jego aresztowaniu, wypowiedziane przez ministra sprawiedliwości podczas konferencji prasowej. Czy Ziobro faktycznie złamał tę jedną z podstawowych zasad państwa prawa? Inaczej mówiąc, czy Ziobro, uprzedzając proces karny i wyręczając niezawisły sąd, przesądził o winie prawdopodobnie jednego z największych łapówkarskich wirtuozów polskiej służby zdrowia?

Moim zdaniem oczywiście nie. Podczas konferencji nie było mowy o tym, że G. jest winny zarzucanych mu czynów. Przecież oczywiste jest, że po zgromadzeniu materiału dowodowego i przedstawieniu zarzutów (w tym celu zorganizowano konferencję) sprawa trafi do sądu i nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie próbował wywierać jakichkolwiek nacisków na sąd. Z zapisu konferencji widać wyraźnie, że Ziobro przedstawia konkretne zarzuty i podaje stosowne artykuły kodeksu karnego. Wystarczyło jednak wyrwać jedno zdanie z tego prawniczego kontekstu ("Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie."), czyli takie, które nie zaczyna się od zarzut, a nie kończy się na art. kk żeby opinii publicznej ogłosić, że oto mamy do czynienia ze złamaniem Konstytucji i Ziobrę (zapewne do spółki z Kamińskim) należałoby postawić przed TS. Cała sprawa pokazuje, pod jak zmasowanym ostrzałem znajduje się obecny rząd. Okazuje się, że prokurator generalny nie może publicznie sformułować zarzutów wobec domniemanego łapówkarza a być może i zabójcy, żeby nie groziło mu postawienie przed Trybunałem Stanu.

Że zamieszanie związane z aresztowaniem G. jest czysto polityczne pokazują poboczne wątki sprawy. Przy okazji podważone bowiem zostało nawet jedno z podstawowych praw organów ścigania. Przez media i blogi przetaczają się wypowiedzi zatroskanych losem przestępców komentatorów, czy policja powinna zakuwać w kajdanki doktora G. czy nie. Miała do tego pełne prawo! Skoro G. był zatrzymywany w miejscu publicznym, na swoim terenie, dlaczego zatem jej tego prawa odmawiać. W myśl logiki prezentowanej przez zatroskanego o Konstytucję Stępnia oraz zatroskanych o prawa przestępców komentatorów, można by, zgodnie z konstytucyjną zasadą domniemania niewinności, nie skuwać w kajdanki i nie przetrzymywać w areszcie nikogo, komu zostaną "tylko" postawione prokuratorskie zarzuty. W końcu, dopóki sąd nie wyda prawomocnego wyroku (po zakończeniu całej wieloinstancyjnej procedury odwoławczej), należy każdego traktować jak osobę niewinną..


Tagi: ; ; ;

sobota, 17 lutego 2007

Manipulacje komisarza Medyka

W czwartkowej "Gazecie Wyborczej", na eksponowanym miejscu dodatku stołecznego, ukazał się wywiad z Józefem Medykiem - sędzią Sądu Najwyższego w stanie spoczynku i jednocześnie warszawskim komisarzem wyborczym. Sędzia ani słowem nie wspomniał o tym, że z mocy prawa wygasł mandat prezydenta stolicy Hannie Gronkiewicz-Waltz. Straszy natomiast premiera Trybunałem Stanu, gdyby ten powołał komisarza po spodziewanym zarządzeniu wojewody stwierdzającym wygaśnięcie mandatu prezydenta. Całą sprawę można by uznać za kolejne wsparcie HGW przez politycznego sojusznika, gdyby nie fakt, że komisarz Medyk powołał się na konkretny przepis w ustawie o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta miasta. Kiedy przeczytałem wywiad i zajrzałem do przywoływanej ustawy, rzut oka wystarczył, żeby stwierdzić, że Medyk powołuje się na przepis, który w przypadku spóźnionego złożenia przez HGW oświadczenia o działalności gospodarczej męża nie ma w ogóle zastosowania!

Pisałem już o tym w komentarzach na "Bufetowa Watch", ale bez echa, mimo że nazwałem sędziego Medyka prawniczym ścierwem. Było to najdelikatniejsze określenie, jakie przyszło mi do głowy po tym, jak zobaczyłem manipulacje komisarza przy wtórze przeprowadzającej z nim wywiad dziennikarki "Wyborczej". Dominika Olszewska nie zadała sobie bowiem trudu żeby zajrzeć do ustawy. Zamiast tego powtórzyła we wprowadzeniu do artykułu tezę Medyka o automatycznym popełnieniu przestępstwa przez premiera w momencie powołania komisarza i grożącym za to TS. Następnego dnia w Wyborczej ukazał się list Medyka, w którym stwierdził on, że w zasadzie to wypowiadał się jako prywatna osoba, a nie jako sędzia w stanie spoczynku i komisarz wyborczy. Cóż za cynizm! Wyszło jednak przy okazji, że Józef Medyk jako komisarz wyborczy nie powinien się w zasadzie na ten temat wypowiadać. Z użytej argumentacji się jednak nie wycofał, a zatem trzon manipulacji pozostaje niesprostowany. Kłamstwo powtarzane jest przez inne media.

W dniu przedmiotowej publikacji usiłowałem kilku osobom, które tryumfalnie zwracały mi uwagę na artykuł, pokazać stosowne przepisy w ustawie, mówiąc, że stwierdzenie manipulacji Medyka zajmie im trzy minuty. Dyżurny autorytet "Wyborczej" okazał się jednak ważniejszy niż uruchomienie własnego myślenia. Ludzie z wyższym wykształceniem mówili "ja się na prawie nie znam", "komisarz wyborczy i sędzia SN na pewno nie kłamie", "a co ty w ogóle możesz wiedzieć o prawie, skoro nie jesteś prawnikiem" itd. itp. Potwierdziło to moje wcześniejsze spostrzeżenia, że ci, którzy wierzą na słowo wybiórczym autorytetom, wyznają przy okazji zasadę, że prawo jest pisane dla.. prawników. Zwątpiłem zatem w pisanie notki na ten temat, ograniczając się do komentarzy na "BW". Wczoraj wieczorem odezwał się jednak do mnie poruszony wypowiedzią Medyka znajomy prawnik, prosząc o zamieszczenie notki na ten temat, co niniejszym czynię.

Oto krótki dowód na manipulację komisarza Józefa Medyka, z listu prawnika:
"Medyk powołuje się na art. 27 ust. 2, jest on konsekwencją art. 27 ust. 1.
Art. 27 ust. 1 mówi o możliwości odwołania się w wypadku art. 26 ust. 1 pkt 3 i 4, a Waltzowej dotyczy art. 26 ust. 1 pkt 1.
A więc Medyk podaje całkowicie błędną interpretację przepisów, a Wyborcza nawet tego nie sprawdziła"
.


Tagi: ; ; ;

czwartek, 15 lutego 2007

Wszystkim wbrew

Debata TONZ - piwnice pod Pałacem Saskim

Byłem we wtorek w Muzeum Historycznym Warszawy na debacie dotyczącej piwnic pod dawnym Pałacem Saskim (pierwotnie - pod wcześniejszym jeszcze Pałacem Morsztyna) zorganizowanej przez Towarzystwo Opieki nad Zabytkami. Dowiedziałem się tam wielu rzeczy, które umykają, jeśli się ich samemu nie słyszy z ust rozentuzjazmowanego profesora historii przy wtórze braw zebranych naukowców. Okazuje się, że kompleks piwnic pod pl. Piłsudskiego jest najokazalszym odkryciem archeologicznym w Warszawie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat! I że nikt się nie spodziewał odkrycia tej skali. Że są tam jakieś piwnice było oczywiste, ale nie że barokowe i zachowane w tak dobrym stanie. A jak powiedział dr Bernatowicz..

Tadeusz Bernatowicz

- barok jest tym dla Warszawy, czym średniowiecze dla Paryża i antyk dla Rzymu. Co ciekawe, znaleziono tam nawet obiekty z epoki kamienia! Rekonstruować pałac, niszcząc wszystko to, co jeszcze z niego zostało to przecież absurd. Wszyscy historycy opowiadali się za pozostawieniem przynajmniej fragmentu piwnic. Co zaproponował zresztą sam prowadzący wykopaliska dr Ryszard Cędrowski..

Ryszard Cędrowski

.. mówiąc, że nie wszystko jest wartościowe i niektóre fragmenty murów są już w bardzo złym stanie. Cendrowski przedstawił fascynującą historię odkrytych przez archeologów reliktów na pl. Piłsudskiego. Wiceprezydent stolicy Włodzimierz Paszyński..

Włodzimierz Paszyński

.. siedział cały czas ze skwaszoną miną, więc myślałem, że bufet odpuścił wreszcie budowę parkingu w miejscu zabytkowych piwnic i zaproponuje jakiś kompromis. A ten pod sam koniec zabrał głos i dalej swoje. Wbrew naukowcom..

Apel TONZ o zachowanie piwnic pod Pałacem Saskim

wbrew mieszkańcom, wbrew zdrowemu rozsądkowi.. Cisną mi się na usta mocne słowa, ale zadowolę się nadzieję, że ekipa tych pożal się Boże "fachowców" już niedługo porządzi Warszawą.


Tagi: ;

poniedziałek, 12 lutego 2007

Zachowajmy piwnice pod Pałacem Saskim



Przyłączam się do obrony piwnic pod dawnym Pałacem Saskim. Zamieszczam bardzo ciekawy materiał z Panoramy na ten temat. Zdjęcia z góry wykopów nie oddają ogromu i unikatowości konstrukcji. Dopiero na filmie, zrobionym wewnątrz samego obiektu, widać, co tak naprawdę ma zostać zamienione na podziemny parking. Nie rozumiem miejskich urzędników, którzy chcą zniszczyć piwnice, podając jakieś astronomiczne kwoty konserwacji tego zabytku. Tym bardziej, że naukowcy chcą z tego wszystkiego zachować przecież tylko najstarszy fragment. Co ciekawe, obrona piwnic połączyła ogień z wodą, czyli "Gazetę Wyborczą" i sympatyków "Gazety Polskiej". Nie po raz pierwszy okazuje się, że zgodę w narodzie buduje.. zejście do podziemia ;). Mam nadzieję, że również radni miejscy pójdą po rozum do głowy i podejmą wspólną inicjatywę w tej słusznej sprawie. Petycję o zachowanie piwnic można podpisać tutaj.

niedziela, 11 lutego 2007

Przy grobie Pułkownika

Grób pułkownika Kuklińskiego

Grób pułkownika Kuklińskiego

Gdy w południe poszedłem na Powązki Wojskowe zapalić znicz na grobie pułkownika Kuklińskiego, zastałem przy nim kilka starszych osób. Wspólnie odśnieżyliśmy otoczenie grobu. Parę minut po 12 przyszli ludzie z warszawskiego klubu "Gazety Polskiej", a nieco później redaktor naczelny tygodnika.

Tomasz Sakiewicz

Tomasz Sakiewicz znał Ryszarda Kuklińskiego, nie miał jednak czasu żeby powiedzieć o Nim więcej, ponad to, że Pułkownikowi długo przyszło czekać na rehabilitację w niepodległej RP i że był niewygodny zarówno dla Kwaśniewskiego, jak i Wałęsy. Jak się okazało Sakiewiczowie nazwali swoją sukę (obecnie półroczną sznaucerkę) Zula, na pamiątkę imienniczki, z którą Pułkownik, chodząc na spacery, przekazywał tajne informacje oficerom CIA. Choć pułkownik Kukliński, spodziewając się aresztowania, opuścił potajemnie kraj wraz z całą rodziną, ukochana Zula nie mogła zabrać się z nimi. Ryzyko byłoby zbyt wielkie.

Mróz był siarczysty, warto było jednak jeszcze trochę poczekać. Zapalić znicz przyszedł bowiem także długoletni przyjaciel Pułkownika - inż. Roman Barszcz (na zdjęciu poniżej - pierwszy z lewej).

Roman Barszcz

Miałem z nim okazję porozmawiać już dłużej. To znaczy słuchaliśmy, razem z ludźmi z klubu "GP", a pan Roman opowiadał. Kto nie był dziś przy grobie Pułkownika, niech po prostu żałuje. Pan Roman zaprosił nas do siebie, obiecując udostępnić niepublikowane wcześniej materiały o Pułkowniku. Mam nadzieję, że z zaproszenia uda mi się w niedalekiej przyszłości skorzystać..


Tagi:

Colonel Ryszard Kukliński

Nikt na świecie w ciągu ostatnich 40 lat nie zaszkodził komunizmowi tak jak ten Polak.



To słowa Williama Caseya, dyrektora Centralnej Agencji Wywiadowczej USA, jakich użył w liście do prezydenta Ronalda Reagana opisującym dokonania Ryszarda Kuklińskiego. Pułkownika Ludowego Wojska Polskiego (otrzymał także stopień pułkownika armii amerykańskiej), który przez wiele lat informował CIA o ofensywnych planach Układu Warszawskiego wobec Europy Zachodniej. Kukliński odegrał prawdopodobnie ogromną rolę w uświadomieniu amerykańskim decydentom rzeczywistych zamierzeń wojskowych Związku Radzieckiego w czasach "odprężenia", powstrzymując tym samym machinę wojenną Imperium Zła. Szczegółowe informacje o ćwiczeniach i grach sztabowych Układu Warszawskiego, których celem było zajęcie w kilka tygodni Europy Zachodniej, pozwoliło przedsięwziąć odpowiednie, konwencjonalne środki zaradcze. Zmniejszało jednocześnie groźbę natowskiego kontrataku jądrowego na terytorium polskie, przez które musiały przejść atakujące Zachód dywizje radzieckie. Współpracując przez długie lata z CIA pułkownik Kukliński narażał swoje życie. Nie pobierał z tego tytułu żadnego wynagrodzenia.

Dla (post)komunistycznego aparatu Kukliński pozostał śmiertelnym wrogiem. Wieszano na nim psy nawet wtedy, gdy Polska odzyskała suwerenność po 89 roku. Robili to ci sami ludzie, którzy zaledwie kilka lat wcześniej chcieli powiesić Jego samego. Kukliński był jednak wrogiem nie tylko Jaruzelskiego, "Trybuny" i "NIE", ale był niewygodny dla Wałęsy i Michnika. Do wypowiedzi salonowego guru odniósł się zresztą sam Pułkownik: "Do matactw i inwektyw Adama Michnika nie będę się ustosunkowywał, bo one nic o mnie nie mówią. Świadczą jedynie o tym, że dusza tego moralisty bliższa jest porucznikowi Stefanowi Michnikowi, który jako sędzia sądu wojewódzkiego w październiku 1953 r. w mokotowskim więzieniu, nadzorował wykonanie politycznego morderstwa na Andrzeju Czaykowskim, bohaterskim dowódcy AK z czasów Powstania Warszawskiego, niz Maurycemu Mochnackiemu, na którego sili się pozować."

Choć o działalności wywiadowczej Kuklińskiego w czasach PRL napisano już kilka książek, to zapis tego, jak traktowano go w niepodległej RP znalazłem tylko w raporcie CIA. Pod znamiennym zresztą tytułem: "Oczernianie i rehabilitacja..". Wynika z nich m.in. to, że gdy jedni oczerniali, o dobre imię Pułkownika upominał się Jarosław Kaczyński. W czasach, gdy główny organ salonu "Gazeta Wyborcza" stanowił o tym, kto może zostać bohaterem (a dla środowiska "GW" są to Jaruzelski i Kiszczak), pułkownik Kukliński musiał czekać wiele lat na oczyszczenie z zarzutów, jakie postawił mu komunistyczny reżim pod wodzą gen. Jaruzelskiego. Wyrok 25 lat więzienia (początkowo kary śmierci) z 1990 roku (!) uchylono dopiero w 1995, jednak sprawę skierowano ponownie do prokuratury wojskowej, która umorzyła śledztwo dopiero w 1997. Pokazuje to, że nie tylko mendialnie, ale i realnie wpływy peerelowskiego aparatu wojskowego były przez wiele lat III RP praktycznie nienaruszone.

Dziś mija trzecia rocznica śmierci pułkownika Kuklińskiego. Odwiedźmy Jego grób na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach!


Tagi: ; ; ;

sobota, 10 lutego 2007

Michinikowszczyzna to bluzgi


..główną bronią michnikowszczyzny pozostało wykluczanie. Cały jej język pojęciowy nastawiony jest na stygmatyzowanie. Jej czołowe pióra wyćwiczone są w strącaniu pomiędzy potępionych, jej zapaleni wyznawcy oczekują jasnej, wyraźnej etykiety, kto jest nie nasz, kogo nie czytać, nie słuchać i nienawidzić. [..] W tym stylu nie mieści się nie tylko dialog, spór, ale nawet profesjonalna polityczna agitacja. Jedynym, co michnikowszczyznie wychodzi dobrze, jest bluzg.

Stąd debata publiczna zamiast na analizę, choćby najbardziej krytyczną, sytuacji kraju i poczynań rządzących, wekslowana jest na jałowe dywagacje - ich treść zależy od tego, co i jak się michnikowszczyźnie kojarzy. Język PiS kojarzy się jej z językiem Peerelu, rządy PiS kojarzą się z rządami Pezetpeeru, Kaczyński kojarzy się Gomułką albo z Putinem - skojarzenie może być najbardziej powierzchowne, zgoła bezsensowne, byle tylko było obelżywe.


To fragment bardzo interesującego artykułu Rafała Ziemkiewicza w dzisiejszej Rzepie. "Michnikowszczyzna po Michniku" mówi o tym, co dziś pozostało z michnikowszczyzny - fundamentu intelektualnego III RP. O co i jakim językiem walczą dziś jej główni ideolodzy. Choć właśnie RAZ dowodzi, że już żadnej ideologii w tym nie ma, lecz same "bluzgi". Trudno się z nim nie zgodzić. Widzi to każdy, kto choćby pobieżnie przejrzy "Gazetę Wyborczą", "Politykę" a ostatnio "Newsweeka", posłucha TOK FM czy obejrzy któryś z politruckich talk-shows w TVN lub Polsacie. Interesującą obserwacją RAZ-a jest natomiast przyjęta przez sam salon linia obrony guru "Eleganckiego Towarzystwa" - samego Adam Michnika. Rola naczelnego "Wyborczej" w medialnych bataliach III RP jest teraz pomniejszana przez jego wyznawców! Naprawdę warto przeczytać, zanim artykuł zniknie w płatnym archiwum.


Tagi: ; ; ;