wtorek, 25 września 2007

Ogromny bolid nad Warszawą

Przeleciał ok. 22.40 nad moim domem. Widziałem tylko końcowy moment lotu, gdy już przygasał. Wyszedłem akurat na papierosa i w pierwszej chwili pomyślałem, że to fajerwerk. Jednak trajektoria lotu była płaska, a gdy zadarłem głowę wyżej, zobaczyłem smugę, która ciągnęła się aż po przeciwny horyzont. Bolid leciał z południowego wschodu na północny zachód.

Mieszkam kilkanaście kilometrów na zachód od Warszawy, więc aby zorientować się w skali zjawiska zadzwoniłem do znajomego z samej Warszawy. Wyjrzał przez okno i też zobaczył smugę. Trudno ocenić jak wysoko znajduje się smuga (jeszcze jest, ale już nieregularna), ale na pewno wyżej niż wysokość przelotowa samolotów. Od początku była dość szeroka - widać ją było świetnie dzięki światłu Księżyca - co świadczy o tym, że to musiał być ogromny bolid. Czy ktoś go jeszcze widział?

Jest duże prawdopodobieństwo, że bolid nie był tylko zjawiskiem astronomicznym w górnych partiach atmosfery, lecz zakończył swe życie na ziemi jako meteoryt. Jeśli coś spadło, może znajdować się na moje oko w Puszczy Kampinoskiej..


Aktualizacja: Istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że nad Warszawą przeleciał, rozpadł się i spłonął nie żaden bolid, lecz.. POLiD. A zresztą HGW ;)

piątek, 21 września 2007

Nietykalny

Czarno-białe ujęcia idącego w zwolnionym tempie o. Tadeusza Rydzyka. W tle nagranie pochodzące (według "Wprost") z jednego z prowadzonych przez niego wykładów, podczas którego pierwszą damę nazywa czarownicą. Ujęcie jest nienaturalne - dyrektor Radia Maryja podskakuje jakby jechał na koniu..

Tak zaczyna się główny spot wyborczy największej partii opozycyjnej - występuje w nim sam przewodniczący Platformy Obywatelskiej. Co mówi wyborcom lider PO? Gdy na ekranie widzimy jeszcze o. Rydzyka, pierwszą kwestię wygłasza lektor: "Dla PiS niektórzy są nietykalni". Po chwili pojawia się "prezydent" Tusk i mówi "Zmienimy to. Każdy będzie równy wobec prawa. By wszystkim żyło się lepiej." Jeśli jeszcze tego nie widzieliście w TV, zobaczcie sami:



Czy ktoś to rozumie? Czy przeciwko Tadeuszowi Rydzykowi toczyły się jakieś śledztwa, które za rządów PiS zostały wstrzymane lub umorzone czy też nie stawia mu się zarzutów w sprawach jakichś ewidentnych przestępstw? O niczym takim nie słyszałem. No chyba, że Tuskowi chodzi o prawo.. kanoniczne. Ale co ma do tego z kolei PiS? Może to, że PiS jest kanonem, wręcz kanionem, poza który liderzy PO nie są w stanie wyjść nawet na milimetr w niemal każdej swojej publicznej wypowiedzi.

W warstwie intelektualnej reklamówka Tuska jest zatem najdelikatniej rzecz ujmując niezrozumiała i niespójna. Jeśli pierwszym wśród "nietykalnych" w Rzeczpospolitej, "nierównych" wobec prawa ma być rzutki i charyzmatyczny redemptorysta, ale jednak tylko zakonnik, to zastanowić należy się poważnie, czy ktoś głoszący takie tezy ma dobrze poukładane pod sufitem. Teza jest bowiem z sufitu wzięta.

W sferze emocjonalnej reklamówka gra na negatywnych uczuciach tych, którzy do Radia Maryja i jego dyrektora podchodzą co najmniej z rezerwą. Może więc sztabowcy PO zagrali po prostu vabank - skoro PiS może liczyć na słuchaczy RM, to oni zrobili wyborczą audycję ku uciesze tych, którzy zatykają uszy przed "katolickim głosem w twoim domu". Dlaczego jednak w tak prymitywny i manipulacyjny sposób?

Czy portret psychologiczny antysłuchacza RM, jaki zapewne badali sztabowcy PO, wskazuje na to, że targają nim tak negatywne emocje, że na sam widok o. Tadeusza Rydzyka się ślini i szczerzy zęby na to, co znajdzie się w jego pobliżu? A jedynym skojarzeniem, jakie może załapać, jest gra kolorów? Dyrektor Radia Maryja został bowiem przedstawiony w tonacji czarno-białej, czyli jak rozumiem ma być tym złym, a przy okazji czarnymi charakterami mają być też ministrowie PiS roztaczający jakiś mniemany parasol ochronny nad redemptorystą, podczas gdy Donald jest kolorowy i bez usterek (obrazu).

W sferze prawnej, która nomen omen jest osią spotu - Platforma.. bezprawnie wykorzystała wizerunek Tadeusza Rydzyka, zniesławiła go, a zarejestrowaną wypowiedź ukradła z kolei tygodnikowi "Wprost". Prośby o. Rydzyka o zaprzestanie bezprawnego wykorzystywania jego wizerunku oraz powstrzymanie się przez sztab PO od powtarzającego się zniesławiania nie odnoszą skutku. Bez rzeczowej odpowiedzi pozostają także wezwania redakcji "Wprost" o wycofanie spotów, w których bez pytania o zgodę wykorzystano fragment nagrania, do których tygodnik ma wyłączne prawa. No bo za rzeczowe nie można przecież traktować słów "Skończmy tę głupią gadkę", jakie usłyszeli przedstawiciele redakcji od Jana Ciechulskiego z biura prasowego Platformy. A zatem to Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej, ustawia się tutaj ponad prawem. Mówiąc językiem jego własnej reklamówki wyborczej - jest nietykalny.

Ale żeby nie było, że reklama na mnie w ogóle nie działa.. Zgadzam się panie Donaldzie z jednym - takim spotem na pewno zmieni pan ten stan rzeczy. Już niedługo każdy będzie równy wobec prawa, także pan. Jak tylko przestanie pana chronić poselski immunitet..

piątek, 14 września 2007

Spot wyborczy Moniki Olejnik

We wczorajszej "Kropce na i" prowadząca program Monika Olejnik posunęła się do czegoś, czego jeszcze polskie dziennikarstwo nie widziało - modyfikacji spotu wyborczego jednej z partii. Zamiast informacji, relacji, komentarza, krytyki, zobaczyliśmy kreację dziennikarską w czystej postaci. Jak zauważył T-800 na swoim blogu Blogline News "dziennikarze po raz kolejny wychodzą ze swoich ról i jawnie uczestniczą w walce politycznej." Po raz kolejny dziennikarze walczą jednak po jednej stronie, przeciw PiS, pokazując, że są wymowniejsi niż sztabowcy całej opozycji razem wzięci i mają bez porównania większe środki. Uprawiają nikczemną propagandę, której nie powstydziłby się Goebbels. Tylko przecież czekać, jak zmodyfikowany spot trafi na szczyt listy przebojów YouTube, a kłamstwo, choćby najbardziej nikczemne, powtarzane wiele razy stanie się w końcu obowiązującą prawdą.

Modyfikując podkład dźwiękowy spotu wyborczego PiS, Olejnik bezpardonowo zaatakowała tę partię.
Wysmażyła antypisowską reklamówkę, której wymowa nijak się ma do oryginału, w którym nie ma negatywnych odniesień do jakichkolwiek partii politycznych. Jest pokazany tylko klimat sprzyjający korupcji, która swymi mackami sięga zarówno do sfer rządowych jak i opozycyjnych, nie wyłączając przecież i samego PiS, który opozycją "nie tak dawno w Polsce" był. Ostatnie dwa lata pokazały jednak, że temu rakowi, toczącemu przez długie lata polską gospodarkę, PiS wydał wojnę i z tego uczynił oręż w kampanii wyborczej. Oto oryginalny spot:




Co nam pokazała Olejnik? Wizję jakoby to PiS chciał preparować materiały przeciw wicepremierowi w swym rządzie oraz własnemu ministrowi spraw wewnętrznych. Dodatkowo wyśmiany został materiał dowodowy prokuratury w sprawie przecieku CBA. Pojawiają się nawet nazwiska konkretnych osób, czy nie pozostawiające wątpliwości o kogo chodzi imiona czy kontekst. Obejrzyjcie zresztą sami, poniżej także zapis zmodyfikowanego podkładu dźwiękowego.



Niedawno temu w Polsce:
Cześć, jest sprawa - trzeba Leppera i Kaczmarka wywalić z rządu.
- No niech Zbyszek coś wymyśli. Engelking ma fajny głos, zrobi prezentację, sprawa załatwiona. Zanieś tę kasę Lepperowi.

Teraz:
Wiem, kurwa że chcą komisji śledczej!
- No to co, rozwiązujemy sejm, robimy wybory i wracamy do gry!



Że to kompletny absurd nie trzeba wyjaśniać, ale w ten sposób wymowa oryginalnego spotu, który nawet nie trafił jeszcze do emisji została osłabiona. Zaledwie kilka godzin po jego prasowej premierze mamy kontrmatariał wyborczy pani Moniki Olejnik.. Doprawdy stachanowskie tempo. Czy ktoś ma jeszcze złudzenia, jak wygląda "niezależne" dziennikarstwo w Polsce? Bo to nie była płatna reklama jednego z komitetów wyborczych ani kabaret..

środa, 12 września 2007

Dziennik czy Gazeta?

Jak podał serwis Wirtualnemedia, "Dziennik" ze średnią sprzedażą 176 344 egz. uplasował się w lipcu dopiero na czwartej pozycji wśród gazet ogólnopolskich. Jest to także najgorszy wynik tego tytułu od startu w kwietniu zeszłego roku. I wcale mnie to nie dziwi. Po kilkunastu miesiącach diametralnie innego spojrzenia na świat polityki niż ten prezentowany w "Gazecie Wyborczej", pojawia się w "Dzienniku" coraz więcej publicystów żywcem wyjętych z łamów tej pierwszej - Żakowski, Lis, Olejnik, Kolenda-Zalewska, Morozowski, Durczok, Śpiewak i wielu innych. Dlatego coraz rzadziej sięgam po "Dziennik". Jeśli będę chciał poczytać wypociny tych politruków, to kupię "Wyborczą".

Myślałem, że jeśli "Newsweek" jest totalnie antypisowski, to "Dziennik" nie będzie potrzebował tuzów publicystyki salonowej. Tak się zastanawiam, po co próba pseudozobiektywizowania przekazu poprzez zapraszanie na łamy autorów ewidentnie zaanagażowanych politycznie po lewej stronie. Jakoś "Wyborcza" nie równoważy swoich tekstów autorami o sympatiach prawicowych.

Oczywiście nadal kupuję "Dziennik", choć rzadziej niż jeszcze kilka miesięcy temu, bo daleko mu jeszcze do "Wyborczej" ale pewnych autorów po prostu nie jestem w stanie znieść. Odrzuca mnie jak ich zobaczę na łamach i muszę przejść kilkudniową kwarantannę. Cieszyłem się jak dziecko, kiedy "Dziennik" wystartował ("Rzepa" była wtedy klonem "Wyborczej"), ale jak tak dalej pójdzie, to przestanę go w ogóle kupować.

Podejrzewam, że podobne odczucia mają inni czytelnicy "Dziennika". I być może sprzedaż spada im właśnie dlatego, że bardziej jadą po PiS-ie niż wcześniej. Choć to tylko intuicja. O ile jednak w przypadku "Wyborczej" taktyka totalnego walenia w PiS, jak widać w badaniach, się sprawdza (sprzedaż im cały czas rośnie), to jednak w przypadku "Dziennika", od którego oczekuje się aby był jej przeciwwagą, niekoniecznie..

sobota, 1 września 2007

Biało-czerwone szachownice jeszcze bardziej czerwone

Byłem dzisiaj na Air Show w Radomiu i na własne oczy widziałem tragiczne w skutkach zderzenie dwóch samolotów w powietrzu. Straszny widok - jeden samolot rozpadł się dosłownie w drobny mak. Drugiemu odpadło skrzydło, po tym jak przeorał nim maszynę kolegi, roztrzaskał się dopiero na płycie lotniska. Niestety, próżno wypatrywałem czasz spadochronów.. Jak się zresztą później dowiedziałem, w tego typu samolotach ich się nie stosuje. Na miejscu zginęli ppłk rez. mgr inż. pil. Lech Marchelewski i inż. pil. Piotr Banachowicz z Grupy Akrobacyjnej "Żelazny".

To zdjęcie zrobiłem zaraz po zderzeniu..

Zderzenie samolotów akrobacyjnych w Radomiu

A tak samoloty te wyglądały kilkadziesiąt sekund przed tragedią w czasie wykonywania jednej z figur akrobacyjnych.

Akrobacje grupy