środa, 31 grudnia 2008
May the force be with you
Przeciwnik bezwzględny i na tak dobrych pozycjach, jak chyba nigdy dotąd. Dlatego niech moc trafnego komentarza i ciętej riposty Was w 2009 roku nie opuszcza drodzy przyjaciele. Natomiast wszystkim Tuskenom, którzy z natury nienawidzą przedstawicieli wszelkich obcych ras i najczęściej atakują ich przy pierwszej nadarzającej się okazji, życzę by w nadchodzącym roku znaleźli swojego Anakina Skywalkera.
piątek, 12 grudnia 2008
Telewizory zamiast karabinów
Można to skwitować tyko tym, że gdyby następnym razem stan wojenny był jeszcze "potrzebny" wcale nie trzeba go będzie wprowadzać. Lepsze rezultaty oddziaływania na Polskie społeczeństwo niż czołgi i karabiny dadzą media. Bo to tylko ich zasługa, że ten sondaż wygląda tak a nie inaczej.
sobota, 22 listopada 2008
Za co cenię Jarosława Kaczyńskiego?
Praktycznie zostało podane w wątpliwość wszystko, łącznie z najbardziej oczywistymi przepisami konstytucji. Nic nie istnieje, nie ma żadnej reguły. Wszystko można negocjować, atakować, podważać. To kompletne rozbicie podstawowych struktur życia publicznego. Wydawałoby się, że następuje to tylko na poziomie języka, ale tak naprawdę dotyczy to istoty rzeczy. To jest niszczenie polskiego życia publicznego i będziemy się po tym długo zbierać. I dzieje się to wyłącznie w grupowym interesie, bo nawet nie w interesie całej partii. Dochodzi do tego wyuczona przez PO socjotechnika, że polemika zaczyna się zawsze od inwektywy.
Cały wywiad z byłym premierem tutaj.
Polski Spielberg
Gorąco polecam wywiad w dzisiejszej Rzepie z Juliuszem Machulskim, dla mnie najlepszym polskim reżyserem (jestem zakochany w wielu jego filmach), w którym mówi głównie o projekcie filmu o Powstaniu Warszawskim, ale też i o kuriozalnym Westerplatte (fragment poniżej).
(Juliusz Machulski) Problem z Westerplatte nie leży w tym, czy można nakręcić krytyczny film o jego obrońcach czy nie, tylko że eksperci Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej przyznali dotację człowiekowi, który nigdy w życiu nie stał za kamerą! On nawet gdyby się najlepiej starał, to film i tak byłby klęską. Tu cudów nie ma. Reżyser filmowy to jest bardzo poważny zawód. Ten projekt niejako ontologicznie skazany był na fiasko. Oczywiście żaden z dziennikarzy piszących o filmie tego aspektu nie poruszył. Mam wrażenie, że krytycy filmowi ciągle za mało wiedzą na temat produkcji filmowej. Gdyby pan Chochlew przyszedł do mnie z najlepszym nawet scenariuszem, zaproponowałbym mu, żeby najpierw został asystentem, żeby się czegoś nauczył.
(Piotr Gociek) Ale kłótnia o scenariusz o Westerplatte pokazała inny problem. Skoro państwo daje pieniądze na filmy, to przecież ma prawo decydować, na jakie scenariusze idą pieniądze z dotacji.
Uważam, że państwo nie powinno się merytorycznie wtrącać do scenariuszy. Oczywiście może nie przyznać pieniędzy. I tyle. Jeśli zdecyduje się, że przyznaje, to niech już się potem nie wtrąca. Ale to raczej postulat do ekspertów PISF, żeby mieli więcej wyobraźni przy ocenianiu projektów. Z tym Westerplatte to było rzeczywiście kuriozum.
wtorek, 18 listopada 2008
W czyim interesie gra ABW?
Bezpośredni link do zapisu wideo.
środa, 15 października 2008
poniedziałek, 13 października 2008
Dyplomacja par excellence na kolanach
piątek, 10 października 2008
poniedziałek, 15 września 2008
Reklamowa kampania wrześniowa
Choć w samym filmiku nie ma nic złego, bo to zwykła sonda uliczna, to fakt, że pochodzi ze strony wkraczamy.pl, świadczy o tym, że jest elementem kampanii reklamowej. Jakiej? Jeszcze nie wiadomo.
Dla niektórych "kreatywnych" nie ma jednak jak widać żadnej różnicy między kampanią reklamową i.. kampanią wrześniową 1939 roku, która była początkiem II wojny światowej jakże tragicznej dla Polaków. Warto zadać sobie pytanie, czy reklama musi wkraczać nawet do masowych grobów? Bo to przecież mogiły tysięcy oficerów, pomordowanych w Katyniu, Charkowie, Miednoje i innych miejscach kaźni były bezpośrednim efektem "wkroczenia" (nota bene to eufemizm peerelowskiej propagandy) Sowietów do Polski w 1939 roku.
Skandal jest zatem jak w banku i o jego wywołanie chodzi autorom tej kampanii. Nazwa firmy oraz agencji reklamowej zostaną wymienione w mediach wiele razy. Po jakimś czasie o skandalu się zapomni, a w świadomości konsumentów pozostanie tylko zareklamowana w ten sposób marka.
niedziela, 17 sierpnia 2008
Rząd na tarczy
Paniczne finalizowanie umowy z Amerykanami przez platformerskich negocjatorów w czasie najbardziej zaognionego stadium konfliktu Rosji z Gruzją świadczy o kompletnym braku jakiejkolwiek strategii dyplomatycznej w tej sprawie. Ale gdy najpierw rząd wstrzymał porozumienie, bo sondaże mogłyby przysporzyć popularności prezydentowi, to nie dziwi i to, że na dalsze przeciąganie negocjacji w niepewnej sytuacji rząd nie mógł już sobie pozwolić. Czyżby los zemścił się na Platformie za to, że nie zgodziła się na tarczę w dogodnym momencie, gdy namawiał do niej prezydent?
A może moment podpisania porozumienia wybrano także na podstawie sondażu, gdy okazało się, że zdecydowana postawa wobec Rosji może przynieść polityczną korzyść? Może. Tyle tylko, że rząd PO postąpił dokładnie tak, jakby na tarczy antyrakietowej wymalował napis "Od wuja Sama dla Miedwiediewa i Putina. Z pozdrowieniami od Polski". A tego nawet sam wuj Sam nie planował. I ja się nie dziwię, że w TYM momencie niektórzy rosyjscy politycy mogą reagować nerwowo na tarczę. Dlatego za taką sondażową politykę rządu PO przyjdzie prawdopodobnie zapłacić pogorszeniem stosunków z Rosją. Zamieszanie wokół negocjacji w sprawie tarczy pokazuje dobitnie, jak groźne dla Polski są nieodpowiedzialne rządy Platformy Obywatelskiej.
czwartek, 19 czerwca 2008
Przyczynek do historii III RP
Piotr Gontarczyk, Sławomir Cenckiewicz 19-06-2008, ostatnia aktualizacja 19-06-2008 09:02
Zmowa milczenia
Porozumienie zawarte przy Okrągłym Stole przez grupę przywódców opozycji z komunistycznymi władzami miało dalekosiężne negatywne skutki. Z lidera demokratycznych przemian po roku Polska pozostała już w tyle za sąsiadami. Kiedy Vaclav Havel został przywódcą Czechosłowacji, na Węgrzech przeprowadzono wolne wybory parlamentarne, a w NRD publicznie padały nazwiska komunistycznych konfidentów, w Polsce prezydentem był gen. Wojciech Jaruzelski, szefem MSW gen. Czesław Kiszczak, a ministrem obrony narodowej gen. Florian Siwicki.
Rząd Tadeusza Mazowieckiego* był przeciwny rozliczeniom z dawnym systemem i otwarciu archiwów SB. Na przełomie lat 1989/1990 zarówno premier, jak i niektórzy członkowie jego gabinetu publicznie krytykowali próby likwidacji symboli komunistycznych, przejęcie przez państwo majątku PZPR, a nawet akcentowali potrzebę dalszej obecności wojsk sowieckich w Polsce.
Szef MSW Krzysztof Kozłowski* sprzeciwiał się otwarciu archiwów bezpieki: „rzucenie tego materiału na żer opinii publicznej byłoby czymś nieludzkim, dającym tylko pożywkę dla najgorszych instynktów. Jest dla mnie rzeczą oczywistą, bo są na to dowody w kartotekach, że istnieje grupa ludzi – nie chcę określać jej wielkości – która została złamana przez resort i upodlona. Gdyby ludzie ci przez publiczne ujawnienie ich kontaktów ze Służbą Bezpieczeństwa po raz drugi zostali rzuceni na dno, skończyłoby się to falą samobójstw”.
W parze z podobnym stanowiskiem szła bierność, jeśli nie przyzwolenie, na masowe „brakowanie” dokumentów archiwalnych komunistycznej policji. Właśnie w czasach rządu Mazowieckiego dokonano największych zniszczeń w archiwach SB. Antylustracyjne stanowisko prezentował kolejny polski rząd kierowany przez Jana Krzysztofa Bieleckiego.
Szef MSW tego rządu, Henryk Majewski, przekonywał publicznie, że akta SB są niekompletne, niewiarygodne, a ujawnienie agentów doprowadzi do kryzysu politycznego i gospodarczego: „Państwa zachodnich demokracji postrzegają Polskę jako kraj stabilizujący swoją sytuację wewnętrzną, czego wyrazem jest systematyczny rozwój wzajemnych stosunków. Otwiera to drogę do intensyfikacji współpracy ekonomicznej z takimi państwami jak Stany Zjednoczone, Francja, Wielka Brytania i inne, a także napływu kapitału. Nie ma żadnej wątpliwości, że ujawnienie nazwisk byłych tajnych współpracowników w znacznym stopniu naruszyłoby osiągniętą w kraju równowagę polityczną i w konsekwencji zahamowałoby te pozytywne trendy w sferze współpracy ekonomicznej”.
Taka była wersja oficjalna. Nieoficjalnie kolejne ekipy rządowe dokonywały sprawdzeń w archiwach SB, kto z czołowych polityków i parlamentarzystów był w przeszłości agentem bezpieki. Jednak o przeprowadzeniu lustracji najważniejszych stanowisk państwowych, co leżało przecież w żywotnym interesie państwa, nie mogło być nawet mowy.
Autor książki na temat polskiej lustracji – Piotr Grzelak, nazwał problem po prostu „zmową milczenia”: „tylko nieliczni posłowie Sejmu kontraktowego opowiadali się za ujawnieniem agentów. Zdecydowana większość – wywodząca się z PZPR bądź opozycji związanej ustaleniami w Magdalence i przy Okrągłym Stole – skutecznie blokowała wszelkie inicjatywy dotyczące ewentualnego ujawnienia agentów SB”.
Kwadratura koła
Pierwsze wolne wybory parlamentarne odbyły się w Polsce 27 października 1991 r. Po długotrwałych i skomplikowanych negocjacjach głównie głosami partii centrowych i prawicowych, sejmowej drobnicy oraz PSL powołano rząd Jana Olszewskiego. Wybór ten oznaczał wyraźne zmiany polityczne w Polsce, bowiem Olszewski był bezkompromisowym zwolennikiem lustracji, dekomunizacji i – przez zreformowanie armii, policji i służb specjalnych – personalnego i strukturalnego odejścia Polski od spuścizny PRL.
W nowym rządzie tekę ministra spraw wewnętrznych objął współzałożyciel Komitetu Obrony Robotników Antoni Macierewicz. Dopiero po pewnym czasie udało mu się pokonać opór prezydenta i odwołać szefa UOP Andrzeja Milczanowskiego. Jego następcą został przyjaciel Macierewicza z KOR, Piotr Naimski. Obaj dostali od poprzedników dokumenty identyfikujące Wałęsę jako TW „Bolka”.
Wydarzenia z czerwca 1992 r. to prawdopodobnie ostatni moment, w którym Lech Wałęsa mógł opowiedzieć prawdziwą historię TW „Bolka”
Macierewicz wspominał: „Kwestia agenturalności Lecha Wałęsy stanowiła jeden z głównych problemów, przed którym stanął minister spraw wewnętrznych w związku z planami przeprowadzenia lustracji. Było bowiem oczywiste, że jeżeli lustracja ma dotknąć także prezydenta RP, to cała operacja staje się kwadraturą koła”. Minister Macierewicz relacjonował potem, że w poufnej rozmowie Lech Wałęsa usiłował wpłynąć na niego, by w sytuacji, kiedy zaszłaby konieczność ujawniania byłych agentów, ujawniać tylko tych, którzy podjęli współpracę po wydarzeniach czerwca 1976 r. Warto zauważyć, że TW „Bolek” został zdjęty niedługo przed tą datą.
Możliwość współpracy z SB legendarnego przywódcy „Solidarności” dla większości współpracowników Macierewicza była trudna do przyjęcia. Niektórzy po prostu nie mogli uwierzyć. Poza tym zdawano sobie sprawę, że rzekome dowody agenturalności Wałęsy były kolportowane w latach 80. przez Służbę Bezpieczeństwa. Przełomem okazało się odnalezienie dokumentów Biura Studiów SB dotyczących właśnie tych operacji. Według nich chodziło o „“przedłużenie działalności” TW ps. „Bolek”, tj. Lecha Wałęsy, o minimum dziesięć lat”. Oznaczało to, że Służba Bezpieczeństwa chciała wywołać wrażenie, że działalność TW „Bolka” nie zakończyła się w 1976 r. Potem odnajdowano kolejne dokumenty.
Tymczasem stosunki rządu Olszewskiego z Wałęsą od początku były złe i stale się pogarszały. Do otwartego konfliktu doszło w drugiej połowie maja 1992 r. przy okazji podpisywania traktatu polsko-rosyjskiego. Jego podłożem były zapewne typowe różnice polityczne, ale z drugiej strony w rządzie Jana Olszewskiego pojawiały się głosy, że „miękka” postawa Wałęsy wobec rosyjskiego partnera może być spowodowana strachem przed wiedzą Moskwy na temat jego kontaktów z SB.
Według raportu ówczesnego szefa kontrwywiadu UOP Konstantego Miodowicza podległe mu służby miały uzyskać informację, jakoby Rosjanie dysponowali dokumentami sporządzonymi przez Lecha Wałęsę jako TW „Bolek”. Według wspomnianej notatki: „grafolodzy nie mieliby trudności z potwierdzeniem ich autentyczności”.
Rolnik na premiera
Trwały zakulisowe działania zmierzające do odwołania rządu. Już w drugiej połowie maja następowało wyraźne ożywienie w kontaktach PSL i prezydenta. Pośrednikiem i architektem tego procesu był Aleksander Bentkowski, były minister sprawiedliwości w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Odnotowany w ewidencji operacyjnej SB jako agent o pseudonimach Arnold i Kamil, do zwolenników rządu Olszewskiego, a przede wszystkim lustracji, Bentkowski nie należał.
Warto wspomnieć, że później, przed ważnymi głosowaniami sejmowymi w sprawie lustracji, „sprywatyzowane” przez byłych funkcjonariuszy SB dokumenty TW „Arnolda” i TW „Kamila” były publikowane w tygodniku „Nie”.
W tym czasie Bronisław Geremek* rozpoczął promowanie w prezydium Unii Demokratycznej Waldemara Pawlaka jako kandydata na premiera. Waldemar Kuczyński stawia tezę, że Geremek i Wałęsa chcieli za pomocą lidera PSL „wysadzić” rząd Olszewskiego.
Podobne działania podejmował Tadeusz Mazowiecki.
2 czerwca 1992 r. na raucie w ambasadzie włoskiej doszło do znamiennej wymiany zdań między Mieczysławem Wachowskim a jednym z liderów UD – Jackiem Kuroniem. Kuroń wspominał:
„Powiedziałem mu, że teraz, po zgłoszeniu uchwały lustracyjnej, już rozumiem, że nie ma rady – trzeba przepędzić szkodników. Mietek popatrzył na mnie uważnie i powiedział:
– Ale do tego przepędzenia trzeba się bardzo poważnie przygotować.– Co zrobić? – zapytałem.
– Przydałby się wam jakiś rolnik jako kandydat na premiera”.
Nieszczęście dla Polski
28 maja 1992 r. poseł Janusz Korwin-Mikke zgłosił wniosek o przeprowadzenie lustracji osób piastujących najwyższe stanowiska państwowe. Przedstawiciele Unii Demokratycznej i Kongresu Liberalno-Demokratycznego usiłowali zablokować uchwałę, opuszczając salę sejmową. Chcieli w ten sposób zerwać kworum. Kalkulacje zawiodły, bo na sali zostało o dwie osoby więcej, niż wymagało tego prawo. Wobec opuszczenia sali obrad przez posłów UD i KLD oraz wstrzymania się od głosu postkomunistów po dyskusji zdecydowaną większością głosów została przegłosowana uchwała w brzmieniu:
Macierewicz był przez Wachowskiego odwodzony od umieszczenia Lecha Wałęsy na liście agentów argumentem, że „byłaby to tragedia dla Polski”
„Niniejszym zobowiązuje się ministra spraw wewnętrznych do podania do 6 czerwca 1992 r. pełnej informacji na temat urzędników państwowych od szczebla wojewody wzwyż, a także senatorów, posłów, a do dwóch miesięcy – sędziów, prokuratorów, adwokatów oraz do sześciu miesięcy – radnych gmin i członków zarządów gmin, będących współpracownikami Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w latach 1945 – 1990”.
Wydarzenia polityczne nabierały tempa. Na drugi dzień po przyjęciu przez Sejm RP uchwały lustracyjnej z 28 maja 1992 r. w imieniu grupy 65 posłów Unii Demokratycznej, Kongresu Liberalno-Demokratycznego i Polskiego Programu Gospodarczego (tzw. mała koalicja) Jan Maria Rokita złożył w Sejmie wniosek o wotum nieufności dla gabinetu Jana Olszewskiego. Zarówno w samym wniosku, jak i w późniejszych wypowiedziach rządowi stawiano szereg zarzutów dotyczących np. prowadzonej przezeń polityki gospodarczej, natomiast nie padały słowa dotyczące lustracji.
Znacząca była też postawa środowiska „Gazety Wyborczej” kierowanej przez Adama Michnika*. O ile informacja o złożeniu wotum nieufności wobec rządu została jedynie wzmiankowana, o tyle tematem dnia była uchwała Sejmu z 28 maja 1992 r. oraz wywody na temat tego, jakimi sztuczkami prawniczymi można wstrzymać jej realizację.
29 maja 1992 r. prezydent Lech Wałęsa wezwał do Belwederu ministra Antoniego Macierewicza. Fragment znamiennego dialogu został pokazany w telewizji. „To jest zbyt skomplikowana sprawa – mówił Wałęsa – by rząd, by nawet prezydent, którego naród wybrał, mógł decydować bez konstrukcji prawnej, jak to ma być wykonane. Bez możliwości odwołania, udowodnienia. […] Proszę pana, bardzo szeroka uchwała, bardzo nieprecyzyjne wykonanie może być bardzo wielkim nieszczęściem dla Polski. Ja ostrzegam pana i proszę o wielkie zastanowienie. Pan to dobrze wie, co było robione w latach 70. Jakie podrzutki, jakie rzeczy do dzisiaj jeszcze krążą”.
„Pracowaliśmy cztery miesiące – przekonywał Macierewicz – by wszystkie możliwe posądzenia, uchybienia, fałszerstwa zostały wyeliminowane. I gwarantuję panu, panie prezydencie, że wszystko, co zostanie ujawnione, będzie absolutnie zgodne z prawdą”.
Prezydent podważał więc wiarygodność archiwaliów SB i wspomniał o fałszywych dokumentach z lat 70. Minister Macierewicz uznał rozmowę za element presji i „działania wyprzedzające” Lecha Wałęsy. Obecność telewizji oraz sposób przeprowadzenia rozmowy zinterpretował jako sygnał prezydenta, że zaatakuje on wykonawców ustawy, i demonstrację, jakich użyje wówczas argumentów.
Macierewicz nie krył później, że był przez Mieczysława Wachowskiego odwodzony od umieszczenia Lecha Wałęsy na liście agentów argumentem, że „byłaby to tragedia dla Polski”. Jednak bez względu na stanowisko i intencje prezydenta podwładni Macierewicza poszukiwali dotyczącej Wałęsy dokumentacji.
W ścisłym otoczeniu premiera zapadła decyzja o pokazaniu akt Moczulskiego innym członkom kierownictwa KPN i tym samym spowodowania odsunięcia go od władzy w partii
Kwerenda Bollina
Już te dokumenty, które Macierewicz otrzymał w kopercie po swoich poprzednikach i odnalazł przed uchwałą Sejmu z 28 maja 1992 r., wystarczyły, by umieścić nazwisko Wałęsy na liście osób, co do których zachowały się dokumenty archiwalne dotyczące współpracy z SB. Jednak aby wyświetlić wszystkie aspekty sprawy, należało dokonać kwerendy w archiwum Delegatury UOP w Gdańsku. Kierował nią mjr Adam Hodysz, były oficer SB, który w latach 80. podjął współpracę z podziemiem, został zdemaskowany i trafił do więzienia. Kiedy do Gdańska przybyli z centrali pracownicy Wydziału Studiów, udzielił im pomocy.
Po teczce personalnej i teczce pracy TW „Bolka” nie było nawet śladu. Kluczowe okazały się dokumenty odnalezione wcześniej przez naczelnika Wydziału Ewidencji i Archiwum porucznika Krzysztofa Bollina. Nie służył on w SB, a do UOP przyszedł w 1990 r. W czasie jednej z kwerend archiwalnych, w 1991 r., natrafił na ślady działalności TW „Bolka”.
Wcześniej słyszał o całej sprawie, bo przeszłość Wałęsy była w Delegaturze tajemnicą poliszynela. W 1992 r. w notatce służbowej napisał: „osobiście kilkakrotnie w prywatnych rozmowach z byłymi funkcjonariuszami SB słyszałem o współpracy Lecha Wałęsy z SB”. Poruszony dokonanym odkryciem zaczął poszerzać kwerendę. W jej rezultacie w aktach dwóch spraw obiektowych: „Arka” (prowadzonej na Stocznię Gdańską) oraz „Jesień ,70” (prowadzonej po zajściach grudniowych 1970 r.), Bollin odnalazł ponad 20 donosów TW „Bolka”. Były to maszynowe odpisy sporządzone przez oficerów prowadzących „Bolka”, bowiem oryginał meldunków trafiał zawsze do teczki TW.
W sprawie kryptonim Klan/Związek, prowadzonej w latach 80. i dotyczącej gdańskiej „Solidarności”, także znalazł notatkę na temat przeszłości Wałęsy. Najważniejsze były jednak donosy „Bolka”. Dotyczyły głównie pracowników Wydziału W-4 w Stoczni Gdańskiej oraz członków Komitetu Strajkowego, jaki działał w Stoczni w czasie zajść grudniowych 1970 r. Krąg podejrzanych był więc stosunkowo niewielki, a zachowane w Warszawie dokumenty ewidencyjne dotyczące Lecha Wałęsy stawiały sprawę w dość jednoznacznym świetle. Całe znalezisko porucznik Bollin opisał w sporządzonych w czerwcu 1991 r. notatkach, które wraz z kopiami donosów „Bolka” schował do kasy pancernej.
Kiedy do Delegatury UOP w Gdańsku 1 czerwca 1992 r. po akta dotyczące Lecha Wałęsy przybyli podwładni Macierewicza, otrzymali od Bollina kopie znalezionych przez niego dokumentów i sporządzone notatki służbowe. Wspomniany oficer przygotował do nich także pismo przewodnie: „Zgodnie z przekazanym mi przez Pana […] na podstawie pańskiego upoważnienia oraz zgodnie z pańskim poleceniem telefonicznym przekazuję za pośrednictwem Pana […] notatki służbowe sporządzone na podstawie materiałów archiwalnych dotyczące tajnego współpracownika ps. Bolek (87 stron). Notatki te zostały przeze mnie sporządzone osobiście i dotychczas nikt nie był z nimi zapoznany”.
Razem z tymi dokumentami pracownicy Wydziału Studiów zabrali do Warszawy odpowiednie tomy akt archiwalnych, gdzie znajdowały się doniesienia TW „Bolka”. Nie było wątpliwości, że wszystkie zgromadzone dokumenty są autentyczne.
Zablokować tych ludzi!
Tymczasem nad gabinetem Olszewskiego zbierały się czarne chmury. Głosowanie w sprawie wotum nieufności zaplanowano na 5 czerwca 1992 r. Ugrupowania trwale wspierające rząd (przede wszystkim Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, Porozumienie Centrum i Porozumienie Ludowe) były zbyt słabe, by zapobiec jego upadkowi w takim samym stopniu, jak siły jego przeciwników („mała koalicja” plus SLD) nie wystarczały, żeby go obalić. Kluczowa była więc postawa Polskiego Stronnictwa Ludowego i Konfederacji Polski Niepodległej.
W kierownictwie PSL dojrzewał plan poparcia sił dążących do odwołania rządu w zamian za stanowisko premiera dla Waldemara Pawlaka. Premier mógł jeszcze próbować uzyskać wsparcie KPN. W czasie rozmów z rządem lider tej partii Leszek Moczulski zażądał dla siebie funkcji wicepremiera i ministra obrony, a dla KPN kilkunastu wysokich stanowisk państwowych. Ale kłopot polegał na tym, że Moczulski był w przeszłości agentem komunistycznej policji (TW „Lech”), toteż powierzenie mu funkcji wicepremiera, a przede wszystkim szefa MON, uznano w rządzie za niemożliwe.
W ścisłym otoczeniu premiera zapadła decyzja o pokazaniu akt Moczulskiego innym członkom kierownictwa KPN i tym samym spowodowania odsunięcia go od władzy w partii. Jednak pozycja Leszka Moczulskiego była w KPN zbyt silna, by działania te przyniosły pozytywny rezultat. Wobec jasnej postawy w stosunku do rządu, jaką zajmowały wówczas tzw. mała koalicja i SLD, los gabinetu Olszewskiego stawał się przesądzony.
Na posiedzeniu Konwentu Seniorów prezydent rozdał kartki z zapisem swojej rzekomej telefonicznej rozmowy z Kiszczakiem, który miał potwierdzić, że akta „Bolka” zostały sfabrykowane
4 czerwca 1992 r. rano minister Macierewicz przekazał Sejmowi 66 nazwisk osób, co do których zachowały się dokumenty świadczące o współpracy z SB. Wśród nich było nazwisko Lecha Wałęsy. Początkowo prezydent znalazł się w defensywie i wydał oświadczenie, w którym potwierdzał podpisanie kilku dokumentów w czasie kontaktów z SB. Jednak po telefonicznych konsultacjach z Bronisławem Geremkiem, Jackiem Kuroniem i Leszkiem Moczulskim zorientował się, że można odwołać rząd.
Wtedy wydał kolejny komunikat: „Teczki ze zbiorów MSW uruchomiono wybiórczo. Podobny charakter ma ich zawartość. Znajdujące się w nich materiały zostały w dużej części sfabrykowane. […] Zastosowana procedura jest działaniem pozaprawnym. Umożliwia polityczny szantaż. Całkowicie destabilizuje struktury państwa i partii politycznych. Kwestie etyczne związane z tą operacją, mającą już w swoim założeniu charakter manipulacji, pozostawiam bez komentarza”.
Prezydent zaangażował się w natychmiastowe odwołanie rządu. W sejmowych kuluarach grupa liderów czołowych ugrupowań politycznych spotkała się z prezydentem w sprawie odwołania rządu Jana Olszewskiego. Główną rolę w obradach, prócz Lecha Wałęsy, odgrywał inny polityk mający sporo do stracenia – Leszek Moczulski.
Oto fragment prowadzonych wówczas rozmów. Wałęsa: „Wy nie wiecie, jak daleko oni zaszli, dlatego trzeba ich błyskawicznie. Natychmiast, dzisiaj!”. Pawlak: „Tylko, że to jest trochę gangsterski chwyt”. Wałęsa: „Słuchajcie, bo jak [Pawlak] nie przejdzie, to jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Toż możemy się porozumieć, że później będziemy robić różne układanki jeszcze. Ale natychmiast trzeba zablokować tych ludzi, żeby nie przyszli do biura!”.
Insekty w szparach
Z chwilą powrotu prezydenta i liderów klubów na salę sejmową los rządu Olszewskiego został przesądzony. W jego obronie stanęli jednak posłowie Józef Frączek (PL), Jarosław Kaczyński (PC) oraz Stefan Niesiołowski (ZChN). W debacie wystąpił też poseł Kazimierz Świtoń, który bez ogródek stwierdził: „Jako stary opozycjonista odpowiedzialny za swoje słowa, pragnę powiedzieć, że na drugiej liście jest pan prezydent jako agent Służby Bezpieczeństwa”.
Po burzliwej debacie rząd został odwołany wyraźną większością głosów. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami 5 czerwca 1992 r. na premiera wybrano Waldemara Pawlaka. Nowy premier w pierwszej kolejności doprowadził do usunięcia szefów MON i MSW. Na drugi dzień ludzie Wałęsy – Andrzej Milczanowski i Jerzy Konieczny – przejęli kontrolę nad dokumentacją dotyczącą TW ps. Bolek.
Wykonawcy uchwały lustracyjnej stali się celem brutalnej akcji propagandowej. Jej ton nadawali postkomuniści oraz politycy związani z Unią Demokratyczną i środowiskiem „Gazety Wyborczej”. Bronisław Geremek ogłosił publicznie, że działania rządu 4 czerwca 1992 r. „nosiły wszelkie znamiona zamachu stanu”. Antoniego Macierewicza ostro skrytykował Jacek Kuroń, nazywając go „chorym facetem chcącym zniszczyć państwo”. Jeszcze w maju Władysław Frasyniuk* i Zbigniew Bujak* publicznie oskarżyli Macierewicza, że w czasie stanu wojennego wyszedł z podziemia na skutek porozumienia z generałem Czesławem Kiszczakiem.
Z kolei Piotrowi Naimskiemu zarzucili podpisanie tzw. lojalki, czyli deklaracji lojalności wobec władz w czasie trwania stanu wojennego. Oba oskarżenia nie zostały poparte żadnymi dowodami. Rzecznik prasowy prezydenta Andrzej Drzycimski nazwał polityków prawicy „biegnącymi w szparach chodników insektami”. Poetka Wisława Szymborska* opublikowała w „Wyborczej” list pt. „Nienawiść”, który miał być swego rodzaju literackim opisem motywacji zwolenników lustracji.
Działania Wałęsy ostro skrytykowały władze „Solidarności”, natomiast wychwalał go generał Wojciech Jaruzelski: „Kto sieje nienawiść, ten przegrywa. Niedobrze się stało, że dzisiaj, kiedy krajowi i całemu społeczeństwu potrzeba spokoju, siły kierujące się emocjami zasiały niepokój i poczucie zagrożenia. Rad jestem, że sprawy zostały opanowane i chcę podkreślić w tym szczególną rolę Lecha Wałęsy”.
W rozgrywki polityczne przeciwko prawicy zaangażowano także UOP i prokuraturę. Przy gabinecie ministra Andrzeja Milczanowskiego istniał wówczas specjalny Zespół Inspekcyjno-Operacyjny kierowany przez byłego oficera SB płk. Jana Lesiaka. Do jego głównych zadań należała inwigilacja i dezintegracja środowisk polskiej prawicy. Oficerowie kontrwywiadu UOP byli nawet zmuszani do zrywania w Warszawie plakatów nawołujących do antywałęsowskich demonstracji. Podobne akcje przeprowadzali funkcjonariusze WSI.
Teatr Wałęsy
W marcu zastępca prokuratora generalnego (potem szef Kancelarii Prezydenta RP Lecha Wałęsy) Stanisław Iwanicki złożył wniosek o uchylenie immunitetu poselskiego Antoniego Macierewicza, który zdaniem prokuratury – przesyłając Sejmowi informacje żądane w uchwale z 28 maja 1992 r. – nie zachował stosownych przepisów, przez co „ujawnił tajemnicę państwową”, którą wcześniej nałożono „ze względu na bezpieczeństwo państwa”.
W końcu stycznia 1993 r. Lech Wałęsa podejmował kroki, które w jego mniemaniu miały oczyścić go z zarzutu współpracy z SB. Podczas posiedzenia Konwentu Seniorów prezydent rozdał kartki z zapisem swojej rzekomej telefonicznej rozmowy z Czesławem Kiszczakiem, który miał potwierdzić, że akta „Bolka” zostały sfabrykowane.
Nieco poważniejszą próbą było zwrócenie się z prośbą do Andrzeja Milczanowskiego o opublikowanie dotyczących go dokumentów oraz do pierwszego prezesa Sądu Najwyższego o rozstrzygnięcie sprawy jego współpracy z SB. Archiwów SB ostatecznie nie otworzono ze względu na sprzeciw min. Andrzeja Milczanowskiego. W lutym 1993 r. sprawa wydawała się zamknięta. Rzecznik prasowy Andrzej Drzycimski podsumował: „Prezydent powiedział już wszystko w tej sprawie. […] W sytuacji gdy obaj panowie odmówili, powołując się na formalne ograniczenia, prezydentowi pozostaje mieć nadzieję, że sprawa w naturalny sposób wygaśnie”.
Dziś wiadomo, że ówczesne działania Lecha Wałęsy zmierzające do otwarcia teczki „Bolka” były tylko politycznym teatrem. Z ustaleń prokuratury i Urzędu Ochrony Państwa wynika, że już kilka miesięcy wcześniej prezydent i jego ludzie z kierownictwa MSW doprowadzili do „wyprowadzenia” z archiwum UOP najważniejszych dokumentów dotyczących tajnego współpracownika pseudonim „Bolek”.
Dramatyczne wydarzenia z czerwca 1992 r. były prawdopodobnie ostatnim momentem, w którym Lech Wałęsa mógł opowiedzieć prawdziwą historię TW „Bolka”. Ale jest zasadnicze pytanie, czy w ogóle brał taką ewentualność pod uwagę. Analiza wydarzeń wskazuje, że szansa na taki rozwój wydarzeń była niewielka.
Klimat polityczny Polski początku lat 90. zdecydowanie nie sprzyjał ujawnianiu współpracy i rzetelnej próbie zrozumienia jej okoliczności. Choć wydaje się, że ujawnienie historii TW „Bolka” nie wpłynęłoby na ocenę dokonań Wałęsy w latach 80. Rola, jaką odegrał w tych czasach, zapewniła mu należne miejsce w historii. Wałęsa pozostanie niekwestionowanym bohaterem „Solidarności” dla następnych pokoleń Polaków.
Można nawet założyć, że opisanie przez niego historii, jak młody człowiek uwikłał się w kontakty z komunistyczną policją, a potem wyzwolił się i stanął na czele „Solidarności”, tylko podkreśliłoby jego zasługi na drodze do obalenia komunizmu. Prawda uwolniłaby go przed brzemieniem przeszłości, a innym pokazałaby, jak skomplikowane są najnowsze dzieje Polski i jak ważne jest ich ujawnienie i zrozumienie.
Długi cień PRL
Lech Wałęsa obrał w 1992 r. inną drogę. Konsekwencją tego wyboru było podjęcie działań ukierunkowanych na zatarcie śladów swojej działalności z lat 70. Niszczenie i „wyprowadzanie” dokumentów SB i UOP dotyczących TW „Bolka”, „prywatyzowanie” akt archiwalnych innych opozycjonistów, łamanie prawa przez wielu wysokich urzędników państwowych – to najważniejsze konsekwencje błędnej decyzji, jaką Lech Wałęsa podjął w czerwcu 1992 r.Były prezydent ponosi za te wydarzenia historyczną odpowiedzialność. Ale nie on jeden przecież. Wszystko to mogło wydarzyć się dzięki postawie znacznej części postsolidarnościowych elit politycznych i mediów opowiadających się przeciwko ujawnieniu akt SB.
Dyskusje na temat historii TW „Bolka” i jej znaczenia dla najnowszej historii Polski pewnie będą trwały, bowiem ukazuje ona szereg ważnych, znajdujących się w tle problemów. Systemowa i personalna ciągłość z PRL, brak jawności życia publicznego i promowanie swoistej amnezji historycznej odcisnęły silne piętno na funkcjonowaniu polskiej demokracji. Niemałą rolę w powstaniu tych patologii odegrał symbol „Solidarności” – Lech Wałęsa, już jako prezydent RP.
* Sygnatariusze listu z maja 2008 r., w którym autorów niniejszego artykułu i książki o Lechu Wałęsienazwano „policjantami pamięci stosującymi pełne nienawiści metody tamtych czasów, gwałcącymi prawdę i naruszającymi fundamentalne zasady etyczne”.
Autorzy są historykami z Instytutu Pamięci Narodowej
- Gdzie są akta TW „Bolka” - pierwszy fragment książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka - wtorek, 17 czerwca
- Jak lustrowano prezydenta Wałęsę - drugi fragment książki - środa, 18 czerwca
piątek, 13 czerwca 2008
Chamstwo Lisów nie zna granic
Co do pierwszych dwóch reporterów domyślam się, że jest to zemsta za to, iż zajmowali się spółką J&S, z właścicielami której Tomasz Lis odbywa wspólne rejsy na jachcie. Natomiast jeśli chodzi o "wyprowadzaczkę psa marszałka Dorna", to przypomnę, że chodzi o znaną blogerkę, która już raz została o to "obwiniona" przez Wyborczą. I już kilka miesięcy temu tłumaczyła, że Saby nie widziała na oczy, natomiast to, co połączyło jej los z Ludwikiem Dornem było.. wykonanie ilustracji do jego książki.
Nie wyobrażam sobie, aby ludzie żądający w prywatnej zemście wyrzucenia na bruk współpracowników oraz dopuszczający się publicznie prymitywnych i chamskich o nich wypowiedzi mogli dalej prowadzić programy w publicznej telewizji.
"Nie" dla Zooropy
W tekście tytułowego utworu z albumu Zooropa znajdujemy taki dwuwiersz:
And I have no religion
And I don't know what's what
Ostatni wers był głównym argumentem Irlandczyków na "nie" dla traktatu. Minęło 15 lat.. ale na szczęście pamiętali. No bo czyż utwory U2 można zapomnieć..
PS. Budyń, myślę, że napiszę kiedyś w podobnym kontekście o "Spirtit of 84" ;)
wtorek, 10 czerwca 2008
Piszą o nas! O Blog.media.pl w Gazecie Polskiej
Tak pięknie o naszym nowym portalu napisał Danz. Sam wspierający jego powstawanie od samego niemal początku, czyli od jesiennych wyborów. Napisał to jednak nie na swoim blogu, lecz.. w "Gazecie Polskiej". Artykuł "Blaski i cienie blogosfery" - polecam gorąco, czyta się go z przyjemnością - zajmuje całą kolumnę "Opinii Blogerów" - rubryki stworzonej przez Pawła Paliwodę. Publicysta "GP" pisze bloga właśnie na BMPL-u, więc wsparcie wielkich nazwisk jednak już mamy. "Gapol" z tym artykułem od jutra w kioskach..
środa, 4 czerwca 2008
czwartek, 29 maja 2008
Bo pracowali w państwowej spółce
Jakiej to "kradzieży" dopuścili się wyżej wymienieni? Będąc członkami zarządu jednej ze spółek sektora energetycznego odbywali podróże służbowe, a rozwiązanie ich umów o pracę wiąże się z wypłatą odpraw. Odprawy są między innymi po to, aby właśnie zabezpieczyć zarządy państwowych spółek przed zwalnianiem ich przez nowe rządy bez merytorycznych podstaw.
No ale skoro w zarządzie firmy zasiada "bratanek Macierewicza", który dla Zbigniewa Chlebowskiego nie ma nawet własnego imienia, to już żadne dodatkowe powody nie są potrzebne. Trzeba tylko pokrzyczeć "łapaj złodzieja" i samemu.. kraść w najlepsze stanowiska. A media utworzą jeszcze parasol nad tymi, co zrobią POrządek. Gdyby o takiej wydumanej "kradzieży" powiedział ktoś z PiS-u zostałby przez media zlinczowany.
Co więcej, zawsze przez media napiętnowywane były nowe rządy za to, że robią skok na stanowiska w państwowych spółkach. Że obsadzają synekury wygłodniałym aparatem. Teraz mamy do czynienia z sytuacją zgoła odwrotną. Piętnowani są ci, którzy są zwalniania. I to naprawdę jest cud..
PS. Polecam ciekawy artykuł poruszający wątek WSI w tej sprawie.
czwartek, 22 maja 2008
Fahrenheit 451 tu i teraz
Takiego symbolicznego spalenia mającej się dopiero ukazać(!) książki Gontarczyka i Cenckiewicza o Lechu Wałęsie, dokonują politycy Platformy Obywatelskiej i Partii Demokratycznej oraz tzw. autorytety, czyli intelektualne celebrities związane ze środowiskiem "Gazety Wyborczej". Trudno pozostać obojętnym na stwierdzenia tychże, podpisanych pod listem w obronie Wałęsy, że historycy IPN "gwałcą prawdę i naruszają fundamentalne zasady etyczne" oraz "szkodzą Polsce" albo, że ci "policjanci pamięci stosują pełne nienawiści metody tamtych czasów" podczas, gdy postponowanej książki nie zna jeszcze nikt oprócz samych autorów.
Minęło już 16 lat odkąd Lech Wałęsa znalazł się na tzw. Liście Macierewicza jako tajny współpracownik o ps. Bolek. Od tamtego czasu nie ukazała się żadna naukowa praca na ten temat. Miało natomiast miejsce zniszczenie w tajemniczych okolicznościach akt TW Bolka po tym jak zostały wypożyczone do Pałacu Prezydenckiego. Nagonka na historyków IPN, przygotowujących opracowanie, zapoczątkowana przez Donalda Tuska w listopadzie ubiegłego roku, pokazuje z jaką determinacją działa TW Bolek i jego możni stronnicy..
PS. Chcesz wolności badań naukowych w Polsce? Podpisz petycję w obronie historyków IPN! Weź udział w akcji blogerów zrzeszonych w Blog.media.pl.
poniedziałek, 19 maja 2008
Bezlitosne rozliczenie - suplement
Uważam, że nawet jeśli nie była to zaplanowana akcja, to są podstawy do tego, żeby twierdzić, iż pośrednio może być za nią odpowiedzialny urzędujący premier. To bowiem Donald Tusk nawoływał do "bezlitosnych rozliczeń" z tymi, którzy podają do publicznej wiadomości niewygodne dla Lecha Wałęsy fakty z jego przeszłości. Czy nadgorliwcy nie zrozumieli tego zbyt dosłownie? W szczególności funkcjonariusze, których premier jest najwyższym przełożonym? Tego oczywiście nie można przesądzić.
Bezsporne jest natomiast to, że metody "operacyjne" nie zmieniły się u niektórych funkcjonariuszy aparatu przymusu od czasów UB. Tak jak kilka tygodni temu celowo wyłamano palce Grzegorzowi Braunowi, tak za komuny wyłamywano je podczas przesłuchań na komisariatach Milicji Obywatelskiej. Jak to robiono - pokazuje na filmie Wojciech Cejrowski, organizator protestów w stanie wojennym i szkolny kolega pobitego na śmierć Grzegorza Przemyka..
Bezlitosne rozliczenie?
Pamiętam, że kilkakrotnie wypowiedziałem słowa: „Nie stawiam oporu”. W odpowiedzi zostałem powalony na bruk – przy czym ktoś strącił mi okulary. Ręce wykręcone na plecy zostały skute kajdankami, które jeden z anonimowych napastników zacisnął jeszcze dodatkowo, by bardziej bolało. Owszem, bolało – ale nie to najbardziej. Bo zaraz potem któryś z dziarskich chłopców wyłamał mi palce."
Za komentarz do wyżej opisanych wydarzeń, których pełna relacja znajduje się tu, niech posłuży moja rozmowa z przypadkowo napotkanym, znajomym zwolennikiem Platformy Obywatelskiej. Zapis rozmowy może się różnić w szczegółach od oryginału, ale sens zachowałem.
ckwadrat - Nie wylegitymowali się, wykręcili za to ręce, skuli kajdankami, kark przygięli do ziemi,.. wyłamali kciuki!
zwolennik PO - Kto i komu to zrobił?! Kajdanki zdradzają, że sprawcami byli jacyś "funkcjonariusze"..
- Tak jest w istocie.
- Jak to się stało? Złapali jakiegoś przestępcę na gorącym uczynku?
- Nie, to było podczas demonstracji, ale nie na niej samej, tylko obok.
- A, to pewnie na jakiejś antyreżimówce za komuny?
- Nie.
- No to za Ziobry i Kaczyńskiego na jakiejś manifie? [śmiech] Chociaż nie, przecież mówiliby o tym we wszystkich dziennikach przez kilka tygodni..
- Nie wiem z czego tu się śmiać, bo człowiek ma do tej pory trudności z pisaniem z powodu wyłamanych kciuków. Zdarzyło się to.. niecałe dwa miesiące temu.
- No tak, sorry, nie patyczkowali się z nim. Któż został zatem tak zmaltretowany i upokorzony? Chociaż nad czym tu się rozwodzić, wiadomo, że chodzi pewnie o jakiegoś kibola.
- I tu jesteś w błędzie. Chodzi o.. reżysera, którzy obserwował legalną demonstrację.
- No tak, gdzie drwa robią, tam wióry lecą, mógł się tam nie pchać, bo przecież każdego może coś takiego przypadkiem spotkać.
- Czy aby przypadkiem? "..na pewno zrobię z tym porządek. Co do tego nie miejcie wątpliwości. Tacy ludzie, którzy usiłują niszczyć autorytet Polski i życia publicznego w Polsce wewnątrz i za granicą zostaną z tego bezlitośnie rozliczeni" powiedział przecież jeszcze kandydat na premiera Donald Tusk w kontekście książki przygotowywanej przez historyków IPN o Lechu Wałęsie. O kontaktach "autorytetu życia publicznego w Polsce" z SB traktuje dokument "Plusy dodatnie, plusy ujemne", którego reżyserem jest Grzegorz Braun. To właśnie on został tak potraktowany przez policję..
- [cisza]
sobota, 17 maja 2008
19 lat czytania "Gazety Wyborczej" zrobiło swoje
Zostałem dziś Człowiekiem Roku "Gazety Wyborczej". Muszę sobie zadać pytanie, czy miniony rok to był dobry rok? Czy jestem człowiekiem dobrego roku 2007? Tak. Przede wszystkim upadły rządy PiS, LPR i Samoobrony. Niestety jednak został IPN i nadal próbuje nas straszyć teczkami. I tak dalej..
piątek, 16 maja 2008
Bo Platformy nie umiłował
Platforma cię kocha, siuba, siuba,
Czy chcesz tego, czy nie, siuba, siuba,
Jest rrrrromantycznie..
czwartek, 15 maja 2008
Karpiniuk: udusić Macierewicza
To ostateczny "argument" Sebastiana Karpiniuka,
posła rządzącej Platformy Obywatelskiej, w dyskusji w dzisiejszym programie "Warto rozmawiać". Tematem programu była szykanująca opozycję i członków komisji weryfikacyjnej oraz zastraszająca dziennikarzy akcja ABW sprzed dwóch dni. Panie pośle, a może od razu zagazować całą opozycję..
Pikieta przed kancelarią Donalda Tuska - relacje zebrane
Fotorelacje MarkaD, followa (na Salonie24 i na prywatnej stronie) oraz fotoreportera Niezależnej.pl.
Kilka słów Maryli, ukryta(!) relacja Niezależnej.pl, wrażenia Leskiego, notka Rybitzkiego, uwagi Jaku po wygranej bitwie.
Krótka wideorelacja na portalu TVN24 i zdjęcie plakatu z logo protestu w powiązanym tematycznie newsie.
Żart sądowy
To nie jest żart - to prawdziwa informacja. Ale żart ze sprawiedliwości jest to jak najbardziej. Tyle tylko, że ten "żart sądowy" nie kojarzy mi się wcale z dobrym dowcipem, lecz z "mordami sądowymi". To sytuacja bardzo podobna do tej, kiedy kara śmierci orzekana przez dyspozycyjne stalinowskie sądy służyła do eliminacji przeciwników reżimu komunistycznego i zastraszania społeczeństwa. "Żart sądowy" posłużył do tego, aby autorzy stanu wojennego, czyli członkowie tegoż reżimu w jego schyłkowej postaci, uniknęli jakiejkolwiek odpowiedzialności przed wymiarem sprawiedliwości.
środa, 14 maja 2008
Nie dajmy się zastraszyć!
Jeden z członków komisji weryfikacyjnej, u którego doszło do przeszukania jest asystentem posła, zasiadającego w komisji ds. - koń by się teraz uśmiał - rzekomych nacisków na służby specjalne za rządów PiS. A wczorajsze przeszukania zaordynowała.. prokuratura krajowa. Przeszukań dokonano u osób, którym nie przedstawiono żadnych zarzutów.
Protestuję przeciwko zastraszaniu członków komisji weryfikującej wojskowe służby specjalne, nie poddane takim działaniom od czasów zbrodniczego komunistycznego reżimu. Proces weryfikacji WSI powinien zostać zakończony bez nacisków aparatu przymusu obecnej władzy.
Protestuję przeciwko wykorzystywaniu służby specjalnej i prokuratury w celu osiągnięcia doraźnych politycznych celów przez rządzącą Platformę Obywatelską i jej sprzymierzeńców.
NIE DAJMY SIĘ ZASTRASZYĆ! POLSKA TO NIE BIAŁORUŚ! SPOTKAJMY SIĘ DZIŚ 14 MAJA O 19 POD KANCELARIĄ PREMIERA.
niedziela, 11 maja 2008
Dziennikarze i pismacy
Może to i bzdura ale dziwi tak ostra wypowiedź ministra rządu "miłości". Tym bardziej że jakoś "pismacy" szczególnie taką wizją nie "straszą". Wygląda więc na to, że straszy sam minister. Czyli, jeśli jakiś dziennikarz ośmieli się napomknąć o zbyt wolnych przygotowaniach do organizacji Euro, to zostanie uznany za pismaka. Niech zatem nikomu lepiej takie rzeczy nie przychodzą do głowy..
Najbardziej niepokojące jest to, że za krytykę na łamach gazet lub czasopism miłościwie nam panującej Platformy Obywatelskiej można zostać naznaczonym niewybrednym określeniem. Mamy więc dzielenie dziennikarzy na dwie kategorie - lepszą, słodzącą i podlizującą się rządowi i gorszą, która ośmiela się przedstawiać obiektywne zagrożenia. Czuję w wypowiedzi ministra Drzewieckiego butę i pogardę dla wyrażających opinie inne niż dopuszcza rząd. To już stało się wręcz znakiem rozpoznawczym tej zawłaszczającej państwo liberalno-chłopskiej koalicji.. bo jak mówi przysłowie: "Kto wyjdzie z chama na pana, nie ma gorszego gałgana".
środa, 7 maja 2008
To się nazywa konsekwencja
"Jak Państwo wiecie, w tych dniach prowadzę ze swoimi ministrami prace nad budżetem. Zapowiedziałem już, że będę bezwzględnie obcinał zbędne wydatki, ale - drodzy Państwo - są takie cele, na które trzeba wydawać pieniądze, bo to, co zainwestujemy dziś, przyniesie nam stokrotne zyski w przyszłości."
Donald Tusk i rzeczniczka rządu Agnieszka Liszka (fot. CIR)
Z dzisiejszej prasy:
2 mln 548 tys. 411 zł to kwota, jaką rząd Donalda Tuska przekazał wybranym stacjom telewizyjnym za emisję w dniach 28 kwietnia - 15 maja br. reklamówek promujących przyszłe "sukcesy rządu" - serii telewizyjnych spotów typu "wybudujemy autostrady" i "powstaną mosty". Największy kawałek finansowego tortu przypadł mediom należącym do koncernu ITI - TVN, TVN 24 i TVN 7 oraz mediom należącym do Zygmunta Solorza-Żaka - Polsatowi i TV 4.
wtorek, 6 maja 2008
Oszczędni i szybcy
Okazuje się bowiem, że na produkcję orędzia wydano kilkanaście tysięcy złotych i to zupełnie niepotrzebnie. Wersja oficjalna jest oczywiście inna - zdaniem specjalnego sztabu PR z kancelarii premiera produkcja orędzia w prywatnej firmie miała być tańsza niż w TVP. Jeśli jednak ktoś ma wątpliwości, że to tylko PR, na dodatek drogi i cyniczny, warto zapoznać się z informacją rzeczniczki TVP w tej sprawie. Aneta Wrona przypomniała, że na mocy ustawy o radiofonii i telewizji i rozporządzenia Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji TVP ma obowiązek nieodpłatnego przygotowania tego typu wystąpień.
Pijarowcy z kancelarii premiera finansując orędziem Donalda Tuska prywatną firmę chcieli również wyłgać się tym, ze TVP nie przygotowałaby orędzia tak szybko, jak prywatna firma. Argument śmiechu warty, bo trudno akurat odmówić TVP profesjonalizmu, a i takich rzeczy jak orędzie nie zamawia się przecież w ostatniej chwili. A gdyby nawet, to nie łaska wystąpić panie Donaldzie na żywo? Byłoby szybko i tanio. No ale przecież nie o to chodziło..
niedziela, 4 maja 2008
Rozśpiewany plac
Mimo zimnej i wietrznej aury, choć na szczęście nie padało, artyści szybko rozgrzali publiczność, która co chwila wybuchała śmiechem lub nagradzała ich brawami. Nie zabrakło m.in. takich hitów, jak "Żeby Polska była Polską" Pietrzaka, piosenki jakże dzisiaj jeszcze aktualnej oraz "Platforma kocha cię" Makowskiego w wersji ostrzejszej(!) niż ta na YouTube. Tradycyjnie już podczas "Polskiego śpiewania" rozdawane były śpiewniki i flagi narodowe.
Poniżej fotorelacja.
10.23 - ostatnia narada przed przygotowaniami do koncertu
Z informacjami o takim koncercie trudno przebić się do głównonurtowych mediów, dlatego żaden nośnik reklamowy nie może się zmarnować..
Czy to przygrywka do koncertu? Nie, to żołnierze przygotowują się do wymarszu na 3-majowe uroczystości na pl. Piłsudskiego
Choć pododdziały Wojska Polskiego zajmują teraz (11 z minutami) cały pl. Teatralny, to za parę minut nie będzie po nich śladu
W południe przy Grobie Nieznanego Żołnierza rozpoczyna się uroczysta odprawa wart. Zjechali się właśnie ministrowie i marszałkowie z PO. Na zapleczu trybuny honorowej roi się od policji, BOR-owców i żandarmerii wojskowej. Ale w telewizorze tego nie będzie widać..
W tym samym czasie po drugiej stronie Teatru Wielkiego niemal nic nie zapowiada tego, że za kilkadziesiąt minut wystąpią tu..
..największe gwiazdy polskiego kabaretu: Jan Pietrzak,
Marcin Wolski (tu wraz z organizatorką koncertu Anitą Czerwińską uzgadnia scenariusz imprezy),
i Ryszard Makowski
Za kulisami ostatnie przygotowania (tu: Dominika Świątek i jej akompaniator)..
.. bo za chwilę naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz da chorągiewką sygnał do startu
Tak artyści prezentowali się na scenie:
Śpiewała oczywiście także publiczność, bo to było "Polskie śpiewanie"..
PS. Po koncercie w jednej z warszawskich restauracji - pan Jan i najmłodsi pomocnicy: Tymek, Bartek i Marek
piątek, 2 maja 2008
Polskie śpiewanie
Choć tradycyjnie dobra pogoda dopisała organizatorom pochodów 1-majowych, a jutro może być różnie, warto pokazać, że prawica z cukru nie jest i gardeł nawet w deszcz nie żałuje.
A tak było na zeszłorocznym koncercie "Polskie śpiewanie" w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego:
poniedziałek, 14 kwietnia 2008
Konkurencja czy monopol
Ale to przecież nie oznacza, żeby siedzieć cicho. Czasem trzeba użyć "chińskiej szczekaczki", czyli odnieść się do nierzetelnego tytułu prasowego, żeby pokazać produkowane na jego łamach kłamstwa. Tego bloger polityczny nie uniknie, czy wręcz to jego chleb powszedni. Ale ma również prawo nawoływać do bojkotu przesiąkniętej manipulacją prasy. I nie ma w tym żadnej nielogiczności, jak to usiłują dowieść przeciwnicy akcji - zawłaszczenie niemal całej przestrzeni dyskusji publicznej przez jedną opcję ideowo-polityczną im widać odpowiada.
Warto jednak żeby zdawali sobie sprawę z tego, że tak jak głównym wyznacznikiem wolnego rynku jest swobodna konkurencja przedsiębiorstw, tak fundamentem wolności słowa i demokracji jest konkurencja idei, światopoglądów i programów politycznych. A konkurencję tę może zapewnić tylko spluralizowany i zrównoważony rynek mediów. Takiego w Polsce jednak brakuje..
sobota, 12 kwietnia 2008
Bojkot dezinformujących mediów
Ogłaszamy bojkot nierzetelnych i dezinformujących opinię publiczną mediów.
Mamy prawo do rzetelnej informacji o Polsce i świecie. Tymczasem dzień w dzień poddawani jesteśmy swoistej tresurze i dezinformacji przez zawłaszczające przestrzeń dyskursu publicznego telewizje i gazety, jak TVN, "Dziennik", czy wybijające się w kłamstwie i manipulacji "Gazetę Wyborczą" i radio TOK FM. Zbłądzić może każdy, ale po tylu latach niezliczonych kłamstw i manipulacji - kupować np. "Wyborczą", reklamować się w niej, czy kupować reklamowane tam towary - może ktoś, kto świadomie chce wspierać ściśle politycznie określoną machinę medialną.
NIE MUSISZ - NIE KUPUJ! NIE OGLĄDAJ! NIE SŁUCHAJ!
Inicjatorka akcji - Aspiryna