poniedziałek, 22 czerwca 2009

Taki zawód

Aktorstwo to taki zawód, że raz gra się żołnierza AK, a innym razem folksdojcza, esesmana lub ruskiego sołdata. Dlatego nie widzę problemu, żeby pani Cugier-Kotka po tym, jak zagrała w spotach wyborczych PO i PiS, następnym razem miała to zrobić dla SLD. Tym bardziej, że po każdej "poltycznej" roli jej cena przecież drastycznie rośnie. Dlaczego więc nie miałaby skorzystać z nadażającej się okazji?

Oczywiście z zachowaniem okresu karencji na reklamę konkurentów, na jaki musiała się zapewne zgodzić. Łamanie takiej umowy byłoby niehonorowe i to przecież nie tylko dlatego, że aktorka publiczne przyznała się do sympatyzowania z PiS. Ale czyż osobiste sympatie miałyby być przeszkodą w wykonywaniu zawodu aktora i być barierą w wystąpieniu w reklamówce innej partii politycznej? Nie piszę tego z pełnym przekonaniem, ale chyba nie. Taki zawód..

Nie widzę też powodu, żeby oburzać się akurat na tego typu prowokację, jakiej dokonał "Super Express". "SE" pisał co prawda o osobistych problemach aktorki, zamiast prowadzić dziennikarskie śledztwo w sprawie jej pobicia. Ale po tym jak Cugier-Kotka zagrała w rekamach u dwóch politycznych konkurentów, nie widzę niczego zdrożnego w tym, że dziennikarze zaproponowali jej występ u trzeciego. Taki zawód.. dziennikarza tabloidu.

Zdaje się jednak, że dziennikarze "SE" coś sobie dośpiewali, czego CK im nie powiedziała i to może być clue tej sytuacji. Bo to by świadczyło o tym, że prowokacja nie była taka niewinna, jak może się na pierwszy rzut wydawać. Wtedy byłby to już zupełnie inny zawód..

piątek, 19 czerwca 2009

Do sejmu na dopalaczach

Cezary Atamańczuk, chociaż powinienem w zasadzie skrócić nazwisko do inicjału, będzie posłem na Sejm RP. Po tym jak Sławomir Nitras uzyskał mandat do Parlamentu Europejskiego, A. wchodzi do sejmu jako osoba z kolejną największą liczbą głosów. W listopadzie ubiegłego roku A., jeszcze jako radny - członek zarządu powiatu polickiego z ramienia Platformy Obywatelskiej, został przyłapany przez policję na paleniu marihuany w samochodzie. Znaleziono też przy nim amfetaminę i tabletki ekstazy. Atamańczuk próbował wówczas przekupić funkcjonariuszy. Trafił do aresztu, z którego za poręczeniem majątkowym został zwolniony..




Przeciwko A. toczy się postępowanie prokuratorskie, a zarzuty jakie mu postawiono są zagrożone karą 10 lat pozbawienia wolności..



Dziś poseł Cezary Atamańczuk zapowiada, że chce przeciwdziałać narkomanii. Skoro tak, to mam nadzieję, że pierwszą decyzją posła będzie zrzeczenie się immunitetu, aby nie uniemożliwił on wymiarowi sprawiedliwości działań, które narkomanię mają za zadanie zgodnie z polskim prawem właśnie ograniczyć..

środa, 10 czerwca 2009

Włamanie na ekranie

Nieznani sprawcy włamali się do biura poselskiego Jarosława Kaczyńskiego w Koszalinie. Zginął laptop. Sprawę bada policja.


Włamanie do pisowskiego lokalu?

Jak dowiedziała się "Gazeta" zamek do lokalu nie miał odpowiednich atestów antywłamaniowych. Tychże nie spełniały również okna. Cień na sprawę rzuca to, że termin gwarancji na drzwi wejściowe minął w grudniu zeszłego roku. Pikanterii całej sprawie dodaje natomiast to, że lokal nie był włączony do systemu monitoringu lokalnej agencji ochrony. Bez komentarza pozostawiamy fakt, że o rzekomym włamaniu nie poinformowano natychmiast policji..


Z ostatniej chwili: Sprawa włamania do biura poselskiego PiS rozwojowa

Rzecznik olsztyńskiej policji poinformował, że sprawa rzekomego włamania do pisowskiego lokalu jest rozwojowa. Okazało się, że na nieruchomości ciąży dług - niezapłacony rachunek za internet z ostatniego miesiąca. Policja jest w trakcie ustalania personaliów najemcy, zbierane są także odciski palców z myszki, pozostawionej na miejscu rzekomego włamania. Na tym etapie śledztwa nie można wykluczyć rozesłania listu gończego. Po myszce do kotki - żartobliwie podsumował działania policji jej rzecznik. Każe to również zastanowić się nad tym, czy lokal był wykorzystywany zgodnie z przeznaczeniem, czy też był przykrywką do bezprawnego surfowania po sieci.

Jutro na "Dzień dobry" przyjrzymy się rachunkom za prąd, gaz, wodę i wywóz nieczystości z przedmiotowego lokalu. I nie tylko rachunkom - sprawę wyjaśnimy do samego dna.

Natomiast jeszcze dziś w "Kropce nad i" gośćmi Moniki Olejnik będą Sylwia Czubkowska i Robert Zieliński z "Dziennika". Zaproszeni dziennikarze zdradzą szczegóły mającego się ukazać jutro artykułu "Wiemy kim są pracownicy biura poselskiego PiS". Goście ujawnią internetowe pseudonimy pracowników biura, w którym rzekomo doszło do włamania. Natomiast prowadząca program zaprezentuje zarejestrowane ukrytą kamerą wyznanie pięcioletniej córki jednego z pracowników, zaczynające się od sensacyjnego "Wiem, gdzie pracuje mój tata..".

Po południu zapraszamy reportaż "Nocne życie" o tym, jak wiele lokali w centrum Olsztyna wykorzystywanych jest na siedziby agencji towarzyskich. Czy taką rolę pełnił również lokal, w którym poprzedniej nocy rzekomo doszło do włamania? O tym dowiedzą się państwo jutro. Bohaterem reportażu będzie "Dziadunio" - legenda olsztyńskiego półświatka, cieszący się wielkim autorytetem wśród olsztyńskich złodziei. Już teraz zdradzamy, że choć właściciele lokalu nie byli w stanie powiedzieć policji, kiedy dokonano włamania, to "Dziadunio" przechodził obok akurat w momencie włamania! I niczego podejrzanego nie widział. To dzięki takim ludziom jak "Dziadunio" złodziejstwo ma szansę uzyskać należną mu rangę. Więcej w reportażu..

Zapraszamy również do głosowania w naszej internetowej sondzie:
a. włamanie do lokalu miało miejsce we wtorek w ciągu dnia
b. włamanie do lokalu miało miejsce w nocy z wtorku na środę
c. nic nie wiem o włamaniu do pisowskiego lokalu

Szaleństwo Cugier-Kotki

Znamienne jest jak niewiele czasu trzeba, aby media mogły niemal stworzyć na nowo jakieś wydarzenie, jeśli tylko jego główni bohaterowie i kontekst nie są politycznie poprawne.

Nie minęły dwa dni od ujawnienia napaści na Annę Cugier-Kotkę, a dziś nie słyszymy już o pobiciu aktorki, lecz o "rzekomym" pobiciu. Wszystkie wątpliwości w tej sprawie są rozstrzygane przez usłużnych dla PO dziennikarzy na niekorzyść.. ofiary. Sprawców nie ma w polu widzenia - tym łatwiej przemycić tezę, że w ogóle ich nie było. Z tego, że Cugier-Kotka nie chciała złożyć zeznań, próbuje się zrobić z niej konfabulantkę. Ileż razy mi samemu się nie chciało, bo przecież wiadomo, jak długo to trwa. Odpuszczałem nawet jakieś skromne straty, żeby nie sterczeć pół dnia na komendzie. Aktorce tego się odmawia.

Główną osią dyskusji w tej sprawie jest nie to, że w Polsce zapanował swoisty klimat nienawiści, w którym trzech drabów nie boi się w biały dzień, na ulicy wyzwać zwolenniczkę jednej z partii od dziwek, wykręcić jej ręce, szturchać i kopać. Zasadnicze pytanie brzmi: dlaczego Cugier-Kotka nie złożyła od razu zawiadomienie na policji, dlaczego odmówiła zeznań i nie poleciała do mediów?

Nagonka jest tak głośna, że wskazanym tropem biegną nawet niektórzy prawicowi blogerzy, jak Rybitzky i gw1990. Nie przyjdzie żadnemu do głowy, że najnormalniej w świecie można nie mieć na to ochoty. Można nawet nie mieć ochoty, żeby wykorzystać swoje zdolności aktorskie do zrobienia medialnego show - pokuśtykać i popłakać przed kamerami. Bo można być po prostu.. porządnym człowiekiem. A sztab partii, której sympatyczkę potraktowano w ten sposób nie bierze jej w obróbkę i nie robi choćby w nocy o północy konferencji prasowej, że oto w Polsce nastał faszyzm. A może trzeba było..

Widać, że brak wyrachowania i politycznego cynizmu były dużym błędem, bo zarówno partii, jak i samej Cugier-Kotce przypisywane są teraz niecne intencje. Adam Szostkiewicz, publicysta "Polityki", w jakże niewinnie zatytułowanym felietonie "Jak nie Kotką go, to Zetką" oswaja nas z tezą, że "niejasna sprawa rzekomego pobicia aktorki z spotu PiS", miała posłużyć do ,,przykrycia w mediach porażki PiS w eurowyborach". Obiektywizm, wielostronność i brak politycznego zaangażowania dziennikarza aż się z felietonu wylewają - mamy i niejsaną sprawę, i rzekome pobicie, i porażkę PiS, i na dodatek jej przykrycie. Po przeczytaniu tychże aktorce, którą nota bene według Szostkiewicza "ktokolwiek napadł, jeśli napadł", nie pozostaje już nic innego, jak uznać to, iż antycypując wynik wyborów, dała się pobić już w sobotę, przed niedzielnymi wyborami do PE.

Idźmy dalej. Oglądając programy informacyjne z ostatnich dni dochodzę do wniosku, że jednym z grzechów Anny Cugier-Kotki - przypomnijmy: aktorki - jest to, że pokazywała swoje piękne nogi. W szczególności w jednym z programów o luźniejszej formule, gdy położyła je na kolanach Jacka Kurskiego. Popularna w ostatnich dniach powtórka fragmentu tego programu trafiła wczoraj nawet do wieczornych "Faktów" - jak sprawa się ma z pobiciem (ze znakiem zapytania rzecz jasna) pokazał w pełnej krasie redaktor Sianecki. Pan Tomasz wykazał się wyjątkową empatią i współczuciem dla skopanej w chore kolano kobiety. Tak bowiem trafnie, pięknie i, nie bójmy się tego słowa - seksownie, zilustrował swój materiał, że do głowy by nie przyszło, że jedna z tych nóg może być chora. A już żeby te nogi uderzyć.. no to po prostu nie mieści się w głowie. Cugier-Kotka, cukru kostka, kotka słodka..

Ale żeby za słodko nie było - w dzisiejszym "Super Expressie" czytamy, że Cugier-Kotka też potrafi być napastnikiem. Aktorka bowiem "zaatakowała też policję, która jej zdaniem nie chciała przyjąć zgłoszenia o pobiciu." Z wielkim zapewne współczuciem, nie mniejszym niż wyżej wspomniany redaktor Sianecki, dziennikarze "SE" przypominają, że w "marcu Cugier-Kotka chciała popełnić samobójstwo". No i wszystko jasne! Pewnie zatem i w czerwcu, w przedwyborczą sobotę, coś mogło być w tej kwestii na rzeczy.. Jak można było wcześniej podawać w wątpliwość pobicie. Skoro ta pani już raz próbowała targnąć się na swoje życie (bez znaku zapytania), to teraz było na pewno samookaleczenie!

"Super Express" tytułuje dziś Annę Cugier-Kotkę jako "aktorkę PiS", choć jak wiadomo występowała zarówno w spotach PiS, jak i PO. Ale po wyborach mamy nową sytuację, to i nową scenę trzeba przygotować. Nieopatrznie jednak to po stronie PiS są jej aktualne zainteresowania, a co gorsza - nie tylko te zawodowe. Odważna, żeby nie powiedzieć szalona aktorka przyznała się bowiem, że także prywatnie jest za PiS. Musi więc teraz odegrać najtrudniejszą w swoim życiu rolę. I to na scenie pełnej lwów..

piątek, 5 czerwca 2009

Jak to z tym upadkiem komuny było

W moim odczuciu dobrym symbolem "upadku komunizmu" w Polsce w 89 roku jest prezentowana niżej wypowiedź Joanny Szczepkowskiej dla "Dziennika Telewizyjnego". Jest to znamienne o tyle, że tego upadku się wtedy po prostu nie czuło. Nie chcę powiedzieć, że w '89 nic się nie zdarzyło, bo przecież nie pisałbym pewnie tego teraz, ale takie rzeczy jak upadek totalitaryzmu powinno się przecież czuć dosłownie przez skórę. Ja nic takiego nie czułem, a i tłumów wiwatujących na ulicach również nie było.



Pamiętam, że właśnie to ogłoszenie o upadku komuny przez aktorkę spowodowało, że coś we mnie drgnęło. A warto jeszcze przypomnieć, że miało ono miejsce dopiero pod koniec października(!) 89. Jakie panowały jeszcze wtedy nastroje, świadczy to, że sama Szczepkowska - jak dziś mówi - była bardzo zdenerwowana i nie wiedziała, czy ze studia nie wyprowadzi jej strażnik. Wspomina też, że nie wierzyła, iż nagranie zostanie w całości wyemitowane, bo.. nie było to nawet na żywo jak się wszystkim wówczas wydawało.

Z tym przedwczesnym upadkiem komuny musi być coś na rzeczy, bo kwestia wygłoszona przez Szczepkowską była prezentowana wczoraj przez wszystkie wieczorne telewizyjne programy informacyjne. Tak jakby innych argumentów za upadkiem komuny w czerwcu 89 nie było. A może komuna wcale jednak wtedy nie upadła..

środa, 3 czerwca 2009

Zła rozmowa

"Niedawno w telewizji spotkałam małe córeczki Romana Giertycha. Ich tata występował akurat w TVN24" - napisała Monika Olejnik w Dzienniku. I dalej: "Mój tata nazywa się Roman Giertych - powiedziała jedna z nich. A gdzie twój tata pracuje - pytam. W telewizji - pada odpowiedź. A od kiedy?" - dopytuję. Od pół roku - odpowiedziała bystro dziewczynka."

Rozmowa z pięcioletnią córką Giertycha Karoliną posłużyła Monice Olejnik do uprawdopodobnienia zawartej w felietonie tezy, że tata dziewczynki dokonał "skoku na telewizję publiczną". Po co jednak do dywagacji na ten temat wykorzystywać dziecko polityka? Na dodatek przesłuchane bez wiedzy rodziców.

Sama rozmowa z dzieckiem o szczegółach życia zawodowego jego rodzica jest nadużyciem. Opublikowanie przebiegu takiej rozmowy w politycznym felietonie, na dodatek nieprzychylnym dla tegoż rodzica, naraża dziecko na niemiłe przeżycia, których powodem może być poczucie winy, że dało się wykorzystać w ataku na swojego tatę. Ta przeprowadzona w niecnym celu rozmowa może pozostawić u dziecka złe wspomnienia na długo.

Nie ma zatem wątpliwości, że dziennikarka, która wykorzystuje dziecko, aby zdobyć argumety do politycznego artykułu łamie podstawowe zasady etyki swojego zawodu. Powinna zostać napiętnowana przez środowisko, aby takie przypadki nie miały więcej miejsca. Tym bardziej, że nie widzi niczego złego w swoim postępowaniu, dając zły przykład innym - atakuje dalej, wykorzystując już wprost i bez pardonu małą Karolinę: "Najwyraźniej jednak w jej słowach o "tacie pracującym w telewizji" coś jest na rzeczy".