poniedziałek, 29 października 2007

Cebula Wyborcza

Wielokrotnie zastanawiałem się nad fenomenem "Gazety Wyborczej". Tyle kłamstwa, manipulacji, politycznej propagandy pod płaszczykiem niezaangażowania, fałszywej troski o tradycję narodową, bo skupiającej się głównie na tym co dla Polaków bolesne lub wstydliwe, przemilczeń tego co istotne, a z kolei promocji różnych dziwactw i najzwyklejszego chamstwa oraz nienawiści do wszystkiego co nie podoba się redaktorom z Czerskiej.. i tak dalej można by długo. O wielu rzeczach pisałem na blogu, jak choćby o robieniu z żołnierzy AK i NSZ morderców Żydów, o życzeniach rządowi RP porażek na wszystkich frontach, składanych przez jednego z gazetowych ekspertów gospodarczych czy też o tym jak Wyborcza sięgnęła bruku przed domem premiera. A tymczasem sprzedaż "GW" nie maleje.

Okazuje się, że nie tylko nad Wisłą masochistów nie brakuje. We wczorajszej "Rzepie" Dariusz Rosiak w artykule "Obieranie cebuli" opisuje gazetę, która publikuje informacje i komentarze wyłącznie nieprawdziwe, wymyślone i kompletnie absurdalne, natomiast ich styl sugeruje całkowitą wiarygodność. Zwykle gazeta ta wali na odlew, posługując się prostymi skojarzeniami i piętrzy absurd do granic wytrzymałości czytelnika.

The Onion - atak młodych Niemców na Warszawę

Siłą gazety jest jej aktualność, reaguje ona niemal natychmiast na każde wydarzenie a dla jej redaktorów nie ma tematów tabu. "The Onion", bo o tej gazecie tu mowa, należy do najlepiej sprzedających się w USA. Jej mottem jest "Tu stultus es" czyli "Jesteś głupcem"..

sobota, 27 października 2007

Patriotyzm jest cool

Czy patriotyzm może być ql? Oczywiście! Prace artysty, którego wizytówkę prezentuję poniżej nie pozostawiają co do tego żadnych wątpliwości. Kto jeszcze nie trafił na blog Lacha albo na stronę jego Twórcowni, biegiem marsz! Z polskiej tradycji niepodległościowej można czerpać pełnymi garściami a dzięki pracom Lacha staje się ona po prostu k u l t o w a.

Zdzisław Badocha Żelazny

Twórcownia Lach

Projekt tożsamościowy Pamięć
Nie niszcz Bohatera, który w tobie mieszka

Niektórzy wolą jednak otaczać kultem Che Guevarę - partyzanta komunistycznego, który własnoręcznie torturował i mordował kobiety i dzieci, walcząc o to, by na całym świecie zapanował jedynie słuszny ustrój. Gęba Che straszy na koszulkach młodych lewicowców a ostatnio możemy ją oglądać na wielu wielkoformatowych reklamach jednej z rozgłośni należących do Agory (wydawcy "Gazety Wyborczej").

Che Guevara

piątek, 26 października 2007

Kochał kasę jak Irlandię, ale działał nieporadnie..

CBA zatrzymało psychiatrę Andrzeja M., dyrektora Szpitala Psychiatrycznego w Świeciu, autora słów przeboju.. "Kocham Cię, jak Irlandię", wykonywanego przez Kobranockę. Andrzej M. jest podejrzany o to, że przyjmował łapówki i fałszował dokumentację medyczną. Pod koniec lat 90. miał wystawiać przestępcom fałszywe zaświadczenia o chorobach, dzięki czemu unikali więzienia lub uzyskiwali przerwy w karze.

Czyli nie przeciętny łapówkarz, ale taki najgorszego sortu, przez którego mafiosi chodzili w glorii po ulicach, śmiejąc się wymiarowi sprawiedliwości w twarz. Żeby robić takie rzeczy trzeba naprawdę kochać kasę jak Irlandię i przed szczęściem nie żywić żadnej obawy a do tego działać tak nieporadnie, żeby dać się złapać. Ale cóż za zbieg okoliczności - autor słów utworu, który tak trafił do serca Donalda Tuska, że uczynił z niego główny oręż wyborczy - zapuszkowany. Ciekaw tylko jestem, czy jutro Gaz.Wyb. ogłosi, że to była akcja polityczna, zemsta PiS czy co tam jeszcze..

Do przerwy 0:1

Odświeżyłem bloga. Zmieniłem layout i kolory na weselsze, bo cieszę się, że przez najbliższe lata będę miał o czym pisać. A żeby nie było, że prawica to jakiś ciemnogród i zaścianek, dodałem interaktywne elementy na prawej kolumnie. Można teraz oglądać filmy - wystarczy kliknąć w wybrany kadr w prawym górnym rogu bloga. Najpierw, po najechaniu kursorem nad kadr, warto zobaczyć w dymku, co to za film i jak długo trwa. Po kliknięciu film zacznie się odtwarzać w głównej kolumnie bloga. Repertuar będę oczywiście zmieniał - na razie leci "Nocna zmiana" w kilku istotnych dla dzisiejszych wydarzeń skrótach oraz pełnometrażowa produkcja w bardzo dobrej jakości. Polecam, bo niedługo zejdzie z afisza.

Nieco niżej znajduje się lista ostatnich komentarzy dodanych do różnych notek. Jeśli ktoś nie używa czytnika RSS, ma dzięki temu przegląd ostatnich wypowiedzi w dyskusjach pod notkami. Nieco niżej umieściłem Finetune, czyli radio internetowe. Ale nie jest to zwykłe radio - ono najpierw nas posłucha, jakiego wykonawcy lub gatunku muzyki sobie życzymy. Żądanie, np. "Dire Straits", wpisujemy w okienku obok zielonego przycisku "Search" i naciskamy go. Za chwilę usłyszymy naszą ulubioną muzykę..

Poniżej jest ramka z fragmentami notek z najlepszych blogów prawicowych, które agreguje Kuki. Po kliknięciu w wybraną zajawkę przejdziemy do macierzystego bloga. Jeśli ktoś szuka informacji - doskonale wyszukuje te najistotniejsze Maryla, jeśli ktoś lubi satyrę obrazkową - wspaniałe produkcje tego gatunku znajdziemy na blogach Yarroka i Rzepki, za dziennikarzy śledczych robotę odwala Kataryna, niekoniecznie spiskowe teorie snuje Customer1.. A może ktoś będzie chciał się przyłączyć do IRA (obywatelski ruch na rzecz niepodległej Polski) Geralta? Wystarczy rzut oka żeby poznać i innych, nie mniej interesująco piszących czy mniej płodnych bloggerów. Wymieniłem tylko kilku na przetarcie szlaków. Polecam gorąco, zamiast portalowej papki (dez)informacyjnej. Znajdujące się pod czytankami odnośniki są także do dyspozycji w każdej chwili.

Przed odnośnikami można wziąć cukierka od pewnego pana, który obiecał że będzie nam żyło się lepiej.. A że taki poharatany.. no cóż, ja jak go słuchałem przez ostatnie dwa lata to i tak gorzej sobie go wyobrażam. Pod odnośnikami umieściłem znikopis - chyba każdy zna tę zabawkę. Możemy napisać na nim list do Donalda. Nie ma strachu, to co nam ślina na język przyniesie możemy w każdej chwili zetrzeć, klikając w żółty suwak w dolnej ramce znikopisu. Na samym dole prawej kolumny umieściłem jeszcze licznik, odliczający dni, godziny, minuty i sekundy do czasu, gdy będziemy już drugą Irlandią. Dałem Donkowi na to dwa lata, czyli tyle, ile on i jego platforma dali czasu na rządzenie Jarosławowi Kaczyńskiemu. W zasadzie powinienem dać mniej, bo gospodarki w tak doskonałym stanie nie przejmował od poprzednika do tej pory żaden rząd.

Acha i na samym dole strony (głównej kolumny) niespodzianka - strefa gier. W najbliższe dni gramy w tenisa (wystarczy kliknąć migający napis i przesuwać rakietę myszką w górę i w dół). Jednym słowem: do przerwy 0:1, ale mecz jeszcze się nie skończył! A to przecież nasi grają..


PS. Jak to na meczu, są i kibole czy raczej ubole. Właśnie uaktywnili się na moim blogu. Podszywają się pod pseudonimy znanych bloggerów - Geralta i Venissy. Próbują w ten podstępny sposób skłócać ludzi. Ciekaw jestem, czy to nie ta sama "publiczność", co na debacie Tusk-Kaczyński (patrz notka: "Tusk i jego ferajna"). Prawie im się udało - dowód oraz jak rozpoznać kto jest kim w komentarzach do poprzedniej notki.

Kibole
Foto: Yarrok

środa, 24 października 2007

Karne zastępy wyborców Platformy Obywatelskiej

Narodowy program PO walki z tymi, którzy walczą z przestępcami trafił do serc aresztowanych i skazanych. Obok wykształciuchów, politycznych analfabetów i tych, którzy w niedzielę przeżywali swoją polityczną inicjację. Także i na osadzonych musiała zrobić wrażenie konferencja posłanki PO, która, po przyłapaniu na gorącym uczynku przyjęcia łapówki, urządziła w Sejmie konferencję prasową. Tu akurat rozumiem zapuszkowanych, każdy przyłapany na gorącym uczynku chciałby szczerze popłakać przed kamerami i mikrofonami wszystkich mediów w Polsce.

Można się domyślać, że wśród odosobnionych znalazły zrozumienie także planowane komisje śledcze w sprawie śledczych z CBA, zapowiadane wyrzucenie szefa CBA i uważne "przyjrzenie" się działaniu innych służb mundurowych. O tym, jak przestępcy alergicznie reagują na mundury stróżów prawa nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Jednym słowem - teatralne konferencje prasowe i obietnice przedwyborcze przyniosły spodziewany efekt. Zastępy wyborców Platformy Obywatelskiej karnie (frekwencja 70,5 proc.!) stawiły się przy urnach w miejscach odosobnienia. W aresztach i zakładach karnych wygrała Platforma Obywatelska, zdobywając 76,2% głosów. Prawo i Sprawiedliwość nie dość, że nie przekroczyło progu wyborczego, to zdaniem skazanych nie zasłużyło nawet na subwencje budżetowe. Bo nie uprawnia do tego osiągnięty wynik 2,8%.

Garownicy dziękują Donaldowi

Zwycięstwo PO w aresztach śledczych i zakładach karnych nie jest przypadkowe. PO zwyciężała tu także w poprzednich wyborach, czego najlepszym przykładem jest miażdżąca przewaga Hanny Gronkiewicz-Waltz nad Kazimierzem Marcinkiewiczem w wyborach na prezydenta Warszawy. Pisałem o tym w poście "Wybranka przestępców". Przypomnę, że na kandydatkę PO głosowało 88,6% osadzonych w areszcie śledczym przy Rakowieckiej oraz 90,5% aresztantów na Białołęce.

wtorek, 23 października 2007

"Wyzwalanie" mediów publicznych przez PO

POlityczni fachowcy jeszcze nie usiedli w zaciszach rządowych gabinetów a już szykują skok na publiczne media..

Projekt nowelizacji ustawy medialnej zmieniającej rolę Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji mamy już gotowy - mówi "Gazecie" Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO). - To pierwszy krok do zmian w mediach publicznych. Nowelizacja umożliwiałaby zmianę rad nadzorczych w mediach przed końcem kadencji. PO na razie chce przekazać kompetencje KRRiT do zależnego od rządu Urzędu Komunikacji Elektronicznej (sprawy koncesji i częstotliwości). Ta nowa Rada wybrałaby nowe władze mediów publicznych - rady nadzorcze, a te zarządy.

Śledzińska-Katarasińska szacuje, że Platformie uda się do końca roku przeprowadzić przez Sejm medialną nowelę. Nowa Krajowa Rada mogłaby zacząć funkcjonować na początku 2008 r., a to oznacza, że nowe władze mediów publicznych mogłyby zostać wybrane w pierwszej połowie przyszłego roku. Śledzińska-Katarasińska: - PiS dwa lata temu pokazał, że takie tempo jest możliwe. Bo oni przejęli media, my chcemy je wyzwolić..

To już będzie pełny medialny Matrix.


foto: Kris

poniedziałek, 22 października 2007

Tomasz Lis kandydatem na szefa "Dziennika"

Wiedziałem, że dzisiaj obudzę się w nowej rzeczywistości, ale żeby budowanie klaki Platformie miało odbywać się w tak błyskawiczny sposób nie przypuszczałem..

"Kierownictwo niemieckiego koncernu Axel Springer rozważa zmianę na stanowisku redaktora naczelnego polskiego "Dziennika" - dowiedzieliśmy się nieoficjalnie. Roberta Krasowskiego miałby zastąpić Tomasz Lis, który przez centralę Springera jest bardzo dobrze oceniany. Jak wynika z informacji "Press", centrala Axela Springera w Hamburgu jest już po wstępnych rozmowach z Tomaszem Lisem. Kierownictwo koncernu zna go z wcześniejszych spotkań, gdy Lis był jeszcze w zarządzie Telewizji Polsat, a Springer prowadził rozmowy z szefami stacji o kupnie części udziałów w niej. Teraz Axel Springer zaproponował Lisowi przejęcie kierownictwa nad ”Dziennikiem”. Przy czym rozważane są różne scenariusze: że Tomasz Lis zostaje naczelnym ”Dziennika”, a Robert Krasowski pierwszym zastępcą bądź szefem dodatku ”Europa”, albo że Lis otrzyma stanowisko wydawcy ”Dziennika” i w ten sposób będzie sprawował nadzór nad gazetą.

Ponadto miałby wejść do zarządu Axel Springer Polska. Jeżeli bowiem Springer kupi udziały w Polsacie, będzie potrzebował w polskim oddziale osoby znającej się na rynku telewizyjnym. Według naszych informacji nie zmieni się za to redaktor naczelny należącego też do Axel Springer ”Faktu”, którym jest Grzegorz Jankowski (pełni też funkcję wydawcy ”Dziennika”)."


Nie po raz pierwszy okazało się, choć nigdy tak dobitnie, że demokracja w Polsce jest tylko fasadą mediokracji. To lewicowo-liberalne media są prawdziwym zwycięzcą wczorajszych wyborów.


Aktualizacja: Redakcja "Dziennika" pokazała jednak "wała Tomaszowi Lisowi". Dosłownie. Pierwsze litery w wierszach jednego z artykułów wydania warszawskiego "Dziennika" z 24 października ułożyły się - cóż za przypadek ;) - w taki właśnie przyjacielski gest..

Wała Tomaszowi Lisowi

Nie zmienia to oczywiście mojej negatywnej oceny tej gazety. Kilku porządnych publicystów robi tam jeszcze za kwiatek do kożucha, ale ja już "Dziennika" nie kupuję.

niedziela, 21 października 2007

sobota, 20 października 2007

Niech ta cisza nie będzie martwa

W Salonie24 cisza jak makiem zasiał. Wszyscy zostali skutecznie zastraszeni i nie dyskutują w ogóle o polityce. Cisza wyborcza nie zabrania dyskusji, lecz agitacji, a to zasadnicza różnica. Szanuję jednak obawy Jankesów - boją się o swoje przedsięwzięcie, które byłoby śmiertelnie zagrożone, gdyby "urzędnik z PKW" przysolił im karę miliona złotych. Oznaczałoby to bankructwo S24, czego chyba nikt z salonowiczów by nie chciał.

Ale nikt nie zabroni dyskutować na dowolny temat u siebie na stronie domowej czy blogu. Żaden urzędnik z PKW nie ma prawa ingerować w prywatne dyskusje. Nie dajmy się zwariować!


Uaktualnienie. A jednak cenzura:

Cisza wyborcza w Salonie24

To śmieszna, przesadna ingerencja administracji Salonu24, bo został zablokowany cały blog świeściaka. Dlaczego nikt do niedzieli nie wyłączy np. portalu Gazeta.pl?

piątek, 19 października 2007

Oddam głos na Prawo i Sprawiedliwość

Wszystkim, którzy tu zaglądają z całego serca życzę mądrego wyboru. Dla dobra Polski.


Prawo i Sprawiedliwość

Polskość to nienormalność*

"...husarie i ułani, powstańcy i marszałkowie, majaczą Dzikie Pola i Jasna Góra, dziejowe misje, polskie miesiące, zwycięstwa i klęski. Zwycięstwa?
Jak wyzwolić się z tych stereotypów, które towarzyszą nam niemal od narodzenia, wzmacniane literaturą, historią, powszechnymi resentymentami? Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych urojeń?
Polskość to nienormalność - takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu.
Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze, wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać...

Piękniejsza od Polski jest ucieczka od Polski tej na ziemi, konkretnej, przegranej, brudnej i biednej. I dlatego tak często nas ogłupia, zaślepia, prowadzi w krainę mitu. Sama jest mitem.
"


)* Powiedział to w 1987 roku jeden z czołowych dzisiaj polityków.. Czy ktoś się domyśla o kogo chodzi?

czwartek, 18 października 2007

Żeby żyło się lepiej

Z obrzydzeniem obejrzałem spektakl urządzony przez pierwszą w historii polskiego parlamentaryzmu posłankę przyłapaną na gorącym uczynku korupcji. Które oblicze tej kobiety jest prawdziwe? To ze łzami w oczach, czy to, kiedy jeszcze kilka tygodni temu mówiła, że gdy będzie robić przekręt "za friko to ona to pieprzy". Albo gdy snuła plany złodziejskiej prywatyzacji szpitali, wspartej ustawodawczą inicjatywą "grupy piszącej prawo". Czy też, gdy roztaczała wizję biznesu w stolicy: "otwierajcie jak coś tutaj w Warszawie, zgram wam taką pakę ludzi, którą bym kierowała jak tra la la la, i biznes w Warszawie. .. i kręcimy lód .. Warszawa nasza".



Dziwię się, że taka osoba, która jeszcze niedawno zwierzała się, że "kurwa mać mam tyle układów wypracowanych", które "wezmą w łeb, gdy to nie my [Platforma Obywatelska] wygramy wybory" ma jeszcze czelność urządzać wyborczy teatr w Sejmie, z którego dawno powinna być przegnana. Jak Beata Sawicka mówiła o sobie - miała być uczciwa do momentu.. spotkania funkcjonariuszy CBA. Zlikwidujmy zatem CBA, ABW, Policję, bo to przecież dzięki nim złodziej staje się przestępcą, a nie chodzi na wolności jako "uczciwy" obywatel.



Dlaczego jednak ta "uczciwa" kobieta nie zrzekła się immunitetu, co pozwoliłoby ją przesłuchać i prowadzić dalej śledztwo? Ano dlatego, że, jak się dowiedzieliśmy z materiałów operacyjnych CBA, chciała ukryć macherów i frontmenki, z którymi planowała kolejne przestępstwa. "Uczciwa" Beata Sawicka do dzisiaj nie oddała też, drobiazg, 50 tysięcy złotych łapówki wręczonej jej przez funkcjonariusza CBA. Mimo, że została przyłapana na gorącym uczynku kilkanaście dni temu podczas brania kolejnych pieniędzy. Skoro nie oddała, to musiała już wydać.. żeby żyło się lepiej.

wtorek, 16 października 2007

„Strefa zdekomunizowana” – Tere-fere

Chciałbym zacytować fragmenty artykułu "Warto być przyzwoitym", który ukaże się w jutrzejszej "Gazecie Polskiej". Jego autor Jacek Kwieciński doskonale oddaje to, co sam myślę o przemianach w Polsce w ciągu ostatnich kilkunastu lat oraz to, jak ważnego wyboru będziemy dokonywać już w niedzielę. Ujawnione dzisiaj przez CBA materiały o skorumpowanej, zdemoralizowanej do szpiku kości i oszalałej na punkcie pieniędzy posłance PO to nic w porównaniu z tym, o co tak naprawdę toczy się gra..


Warto być przyzwoitym

Można nie być żadnym entuzjastą PiS, ale za czasami po Okrągłym Stole nie przepadać jeszcze bardziej. Można nie aprobować różnych posunięć PiS, tyle że oprócz tej partii nie ma nic. Żadnej alternatywy, żadnej możliwości uniknięcia rządów rzekomo jedynie wskazanych, jedynie poprawnych. Wyczekiwanych przez „Gazetę Wyborczą”, „Politykę”, „Trybunę” i „Der Spiegel” wszystkich krajów. Przez soc-liberalnych postępowców całej Europy. Trzeba to sformułować wprost, bez ogródek, bo praktycznie wszystkie media, choć z pewnością różnie motywowane, ową podstawową kwestię bądź ignorują, bądź zamazują. Platforma – własność Tuska – nigdy, ale to nigdy na żaden sojusz z PiS nie pójdzie. Woli postkomunistów, podobnie jak we wczesnych latach 90. unici woleli potomków PZPR od solidarnościowych prawdziwych antykomunistów – „radykalnych” i z założenia „awanturniczych”. Taki mamy wybór.

Pisma i dziennikarze, np. anglosascy, mają zwyczaj ogłaszania przed wyborami, kogo popierają („endorse”) – u nas obowiązuje raczej zasada „słodkiej tajemnicy”. Z pełną świadomością łamię ją. I bodajże po raz pierwszy tak oficjalnie i bez skrępowania deklaruję: będę głosował na PiS. W dużej mierze właśnie dlatego, że inne alternatywy są koszmarne. Zapewne do końca życia nie doczekam powstania „ukochanej partii”, tj. takiej, która we wszystkich sprawach i dziedzinach podzielałaby moje poglądy. Ale to też nie ma dziś znaczenia. Nie będę głosować tak, aby zadowolić tygodnik „Polityka” i stację TVN. Jest to po prostu wykluczone. Niewyobrażalne.

Jakiś czas temu dostałem list od Czytelnika, który po prostu napisał, że PiS desowietyzuje kraj. Wiem, że kroki czynione w tym kierunku zaczęły być nie w pełni konsekwentne, a o antykomunizmie mało już kto mówi. Ale samo przywracanie pamięci, wagi patriotyzmu, prawdy o przeszłości, stawianie się możnym naszego świata, rozbudzanie odczucia dumy z tego, że jesteśmy Polakami, już to jest niezmiernie ważnym elementem dekomunizowania naszego kraju. Jest nową, od 18 lat wyczekiwaną jakością. Podobnie jak zakwestionowanie (tylko zakwestionowanie) dotychczasowej hierarchii tzw. elit, ukształtowanej jeszcze za czasów PRL, utrwalonej przez Okrągły Stół i michnikowszczyznę. Czas był na to najwyższy. Furia i amok, w jaki wpadły z obawy o utratę swej dominacji, najlepiej o tym świadczą. Boją się Polaków, boją się demokracji.

Tusk zaczął ostatnio wzywać do „porządku”. Tymczasem demokracja to właśnie „nieporządek”, kłótnie i spory, w których wszystkie głosy, wszystkie poglądy są równoprawne. Akurat przeciwnie niż dudni dominująca propaganda grozi nam powrót do demokracji reglamentowanej, dozowanej, w której wyłącznie „namaszczeni” decydują o losie, a nawet wskazanym światopoglądzie maluczkich. Co to jest demokracja reglamentowana? Znakomicie ujął to prof. Zdzisław Krasnodębski. To system, w którym niezależnie od tego, jak się głosuje i kto dochodzi do władzy, mało lub zgoła nic się nie zmienia. Tj. politykę zagraniczną prowadzi się, jak Geremek przykazał, politykę kulturową i historyczną jak Adam Michnik, politykę prawną jak Andrzej Zoll, a politykę gospodarczą, jak Leszek Balcerowicz. Innymi słowy jest to demokracja „Gazety Wyborczej” – a każdy, kto ma zdanie odmienne, musi siedzieć cicho, bo jest głupi (a zapewne i – podły), niewystarczająco europejski, zacofany i zaściankowy. Trudno o większą, antydemokratyczną pogardę wobec myślących inaczej, a mówiąc szerzej – wobec społeczeństwa w ogóle.

Serwowane nam bezustannie linie sporu o Polskę są fałszywe. Podział między wielbicielami pierwszych kilkunastu lat RP z jej zakłamaniem, hipokryzją, amnezją (rozmyślnie nie piszę tu o korporacjach, oligarchii, korupcji itp.) a tymi, którzy wręcz dusili się w tej atmosferze, przebiega wzdłuż całego społeczeństwa, wszystkich jego warstw i stanów, majątkowych, wykształceniowych, wiekowych, dzielnicowych. Tyle że panująca tak długo, namaszczona przez samą siebie elitka była i jest najbardziej, wręcz ogłuszająco krzykliwa. Uważa, uzurpatorsko, że tylko ona, po wsze czasy, na zawsze, ma monopol na rację. Że reprezentuje „opinię publiczną”. Tymczasem niezależnie od zindoktrynowania części tej ostatniej, właściwie chodzi, jak to kapitalnie ujął Maciej Rybiński, nie o „opinię publiczną” a o opinię towarzyską. Nie jest to oczywiście wyłącznie fenomen polski.

Amerykanka Laura Ingraham tak pisze o najbardziej hałaśliwych „autorytetach” w swoim kraju: „Bójcie się, bójcie się bardzo, gdy [owa] elita zaczyna operować frazą «wolność słowa». Przywołuje ją wtedy, gdy chce wam zamknąć usta. «Wolność słowa» pojmuje jako swe udzielne, naturalne prawo do obrażania was, poniżania, do wykpiwania waszych wartości, tego, co jest dla was najważniejsze. A wszystkie próby protestu kwituje wrzaskiem o «cenzurze»”. Zważmy, że pisze to autorka z kraju, gdzie pluralizm ma się jeszcze nieźle, gdzie na masochistyczne absurdy głoszone przez szacownych profesorów Harvardu, sławy Hollywoodu i gwiazdy rapu duża część wyborców nie zwraca żadnej uwagi. A my żyjemy wciąż w postkomunizmie, systemie, w którym wpływy „autorytetów” i elektronicznych przekaziorów są nadal znaczne. Słowa L. Ingraham można rozszerzyć na demokrację jako taką, na całe życie społeczne, wszystkie jego aspekty. Hipokryzja i obłuda przeróżnych „inżynierów dusz” po prostu przechodzi pojęcie. Bez mała wszystkie zbitki propagandowe, jakimi się posługują, można odwrócić przeciw nim. Prawie wszystko, co wywrzaskują, to demagogia lub opis rzeczywistości wirtualnej.

Gomułka i BArtoszewski
Ilustracja: Yarrok

Platforma Obywatelska jest ich ugrupowaniem. Specjaliści od wyzwisk, od bezustannego bluzgu uskarżają się, że to oni są okładani retorycznymi cepami przez rywali, wyróżniający się, i to już od czasu rozstrzygnięcia poprzednich wyborów, chamstwem bez granic ogłaszają się dżentelmenami, bojący się społeczeństwa, mający głęboko w pogardzie zwykłego człowieka, oskarżają o pogardę innych. Chociażby pośrednie podżyrowanie tej hipokryzji, buty, obłudy, mentorskiego narcyzmu – ubliżałoby mi.

Przeglądałem materiały z wczesnych lat 90. – podobieństwa z dniem dzisiejszym, zarówno co do amoku/histerii, jak i linii, której absolutnie trzeba się trzymać, były wręcz uderzające. Wtedy był obywatelski komitet, teraz jest obywatelska platforma. Wówczas Jacek Kuroń ogłaszał, że dopuszczenie do uzyskania znaczących wpływów kogokolwiek poza jego środowiskiem i reformatorami z PZPR byłoby dla Polski tragiczne. Co słyszymy dzisiaj? Przyznam tu, że osobistą przykrość sprawił mi widok okładki jednego z numerów „Trybuny”. Obok siebie, na tzw. zajawkach, pomieszczono opinię senatora PO, Krzysztofa Piesiewicza (idiotyczną i absurdalną: „Polska poza Europą”) oraz zapowiedź hagiografii komunistycznego zbrodniarza pt. „Epitafium dla Che”. Z mecenasem Piesiewiczem należałem w początku lat 90. do grupy, stowarzyszenia (Czesława Bieleckiego), sprzeciwiającego się formującemu się wówczas
monopolistycznemu dualizmowi władzy. To, iż kiedyś będzie głosił potrzebę jego repety, że będzie to czynił w „Trybunie” i w dodatku obok peanu na cześć symbolu wielbionego przez „moralistów unurzanych we krwi”, nie przewidywałem w najczarniejszych snach. Podobni ludzie tylko wtedy odzyskają rozsądek, jeśli raz jeszcze dostaną po łapach. Nie on pierwszy i nie ostatni eksponuje się w „Trybunie”.

Owo odrzucenie podstawowych standardów przyzwoitości i tak ohydne kumanie się z post (?) komunistami niezwykle przygnębia. Okładka niedawnego numeru „Polityki” głosi: „Tusku musisz”. Miałbym wesprzeć marzenia przeróżnych "Trybun", "Polityk" i postkomunistycznych propagandzistów? Uchowaj Boże!

poniedziałek, 15 października 2007

Olek kontra Donek

No cóż, nie myślałem, że kiedykolwiek dojdzie do tego, że będę bił brawo Kwaśniewskiemu. Po faulach ferajny Donka podczas debaty z Kaczyńskim, nastawiałem się może nie tyle na kibicowanie Kwaśniewskiemu, co na przytarcie nosa panu Donaldowi. Nie zawiodłem się. No bo jak nie można było przyklasnąć celnemu ciosowi Olka, gdy na pytanie o podatki w Irlandii, Donek nie potrafił NIC odpowiedzieć. Okazało się, że "liberał", obiecujący drugą Irlandię nad Wisłą, nie zna rzeczy tak podstawowej, dotyczącej tego kraju, jak system podatkowy. Specjalnie mnie to zresztą nie dziwi, bo przecież Platforma obiecuje gospodarczy cud, a nie konkretne działania poparte wiedzą i doświadczeniem.

Nie będę się nad debatą rozwodził, bo jej bohaterowie nie są z mojej bajki. Moim zdaniem tym razem to Kwaśniewski może sobie zapisać punkty, bo podatki w Irlandii były nokautujące. Po tej kompromitacji Tusk powinien w zasadzie zejść z ringu. Gospodarka, w której Platforma miała być najmocniejsza, po raz kolejny okazała się jej najsłabszą stroną. Dlatego jedyną szansą na sprawne rządy PO jest koalicja z LiD, do czego zresztą Donek dzisiaj się już wyraźnie przyznał - nie powiedział "nie" POLiD-owi na wyraźne dopytywanie się o to przez Gawryluk, co de facto oznacza, że jest ona bardzo prawdopodobna. Jeśli oczywiście PiS nie zdobędzie bezwzględnej większości.

Zebrane dzisiaj punkty przez Kwaśniewskiego oznaczają nie tylko prawdopodobny wzrost poparcia dla LiD kosztem PO. Będzie to także wzmocnienie PiS, bo część elektoratu PO dzieli swoje sympatie także z LiD albo PiS a takie wpadki jak dzisiejsza oznaczają dla PO cięcia po obu skrzydłach.

niedziela, 14 października 2007

O dwudziestu takich, co zmienili sondaże

Wedle opublikowanego kilkadziesiąt minut temu sondażu dla "Dziennika" Platforma Obywatelska może liczyć na 46-procentowe poparcie. Daje to możliwość samodzielnego utworzenia rządu. Jest to kolejny sondaż pokazujący spory wzrost poparcia dla PO po piątkowej debacie Kaczyński - Tusk. Można zatem uznać, że choć wszystkie te sondaże rejestrują tylko punkt w czasie (a bardziej miarodajny jest trend, który są w stanie uchwycić badania rozłożone w czasie), to jednak wskazują one na wyraźny skok notowań PO. Kto za tym stoi?

Było ich w studio TVP podczas debaty zdaje się dwudziestu. To partyjna ferajna, którą przyprowadził ze sobą Donald Tusk. Pisałem o niej bardziej dosadnie w poprzedniej notce. Zagłuszała, buczała, wyśmiewała Kaczyńskiego i wykrzykiwała hasła, które zakłócały tok wypowiedzi premiera. Ile widzów zdawało sobie sprawę, że robiła to partyjna bojówka PO? Pewnie niewielu. W świat poszedł za to przekaz, że premier w tym, co mówi jest najdelikatniej mówiąc niewiarygodny. Tym mocniejszy był to przekaz, że docierał do podświadomości widzów. Tym bardziej, że publiczność PiS-u nie wykorzystała swojej szansy i siedziała cicho.

No cóż, mimo chamskiego zachowania publiki z PO i złamania ustalonych przed debatą reguł, że można kibicować tylko własnemu kandydatowi, nikt nie przywołał jej do porządku. Było to zatem nieodpowiedzialne zachowanie gospodarzy (TVP) i uczestniczących w debacie dziennikarzy. Ale przede wszystkim wielka pała należy się organizatorowi tej debaty ze strony PiS i każdemu siedzącemu na widowni kibicowi Kaczyńskiego - nikt z nich nie wpadł na to, żeby zrewanżować się takim samym zachowaniem. Gdy ktoś fauluje, a sędzia odwraca wzrok, należy bronić się tym samym, a nie udawać, że nic się nie stało i przyjmować z godnością kolejne ciosy. To nie popłaca, co rychło się okazało.

Ta debata przejdzie zapewne do historii marketingu politycznego. I to nie ze względu na wymianę ciosów przez jej głównych bohaterów, lecz na zachowanie tych, którzy znajdowali się w jej tle i których głos dobiegał zza kadru.

Choć sondaż "Dziennika" nie przesądza jeszcze oczywiście wyniku wyborów, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można jednak stwierdzić, że PiS może zapomnieć o bezwzględnej większości. Czy PO będzie mogła stworzyć rząd bez LiD? Tego dowiemy się już w wyborczy wieczór.

sobota, 13 października 2007

Tusk i jego ferajna

Ta debata PiS-owi nie była do niczego potrzebna. W takim starciu zyskać może na ogół przedstawiciel opozycji, który może punktować rząd za co tylko mu się spodoba. Na przykład za to, że przez kilkanaście miesięcy rządów PiS nie jesteśmy jeszcze drugą Irlandią albo Wielką Brytanią. To, że sytuacja gospodarcza Polski jest obecnie najlepsza w historii schodzi zupełnie z pola widzenia. Pomimo 45 lat komuny i 17 lat III RP, w gospodarce której zaszły oczywiście ogromne zmiany ustrojowe, ale która przed objęciem rządów przez PiS obciążona była ogromnym bezrobociem i korupcją. Co zresztą skutkowało niewielkim wzrostem PKB, a recesja wisiała na włosku. Mało kto już to pamięta, bo obecny wzrost, doskonały jak na kraj tej wielkości co Polska, oraz za chwilę jednocyfrowe bezrobocie, niewiele odbiegające od średniej unijnej, wlał w nas tyle optymizmu, że gotowi jesteśmy być może uwierzyć w to, że mogliśmy być już tak bogaci, jak ci, którzy swoją gospodarkę budowali przez kilkadziesiąt lat.

Ale miało być o debacie.. Debata po raz kolejny pokazała miałkość i pustkę intelektualną PO, której jedynym programem jest pałowanie PiS-u. Tusk niemal na każde pytanie, także o program Platformy, odpowiadał jakie to straszne rzeczy działy się podczas rządów PiS. Można było odnieść wrażenie, że Kaczyński debatuje w sytuacji, gdy gospodarka chyli się ku upadkowi, a rządzi nie pół sejmowej kadencji lecz przynajmniej dwie. Czy sztab PiS był aż tak naiwny, spodziewając się merytorycznej debaty z liderem PO nad przyszłością Polski? Przecież liderzy PO przez całą kampanię i wcześniej powtarzają, że za wszelkie plagi egipskie jest winien PiS, podczas gdy sami obiecują drugą Irlandię i inne gruszki na wierzbie, obrażając inteligencję wyborców.

Ale najgorsze podczas wczorajszej debaty było zachowanie partyjnej ferajny, jaką przywlókł ze sobą do studia Donald Tusk. Ferajna z premedytacją złamała ustalenia sztabów co do tego, iż można wspierać tylko własnego kandydata, a nie deprecjonować to, co mówi konkurent. Platformerska hołota buczała więc i wykrzykiwała coś zza kadru wtedy, gdy mówił premier. Tusk miał zatem tylko klakę, a Kaczyńskiemu, oprócz zasłużonych braw, towarzyszyły śmichy chichy i buczenie. Premier nie mógł nie tylko spokojnie skończyć niektórych wątków ale nawet ich zacząć, buczenie było często tłem jego zupełnie neutralnych wypowiedzi. Warto zwrócić uwagę, jak profesjonalne było to przeszkadzanie - zupełnie jak w niektórych serialach komediowych, gdy słyszymy wydobywające się zza kadru dźwięki, mające wzmóc nasz osobisty odbiór tego, co dzieje się akurat na filmowym planie. Partyjna "publiczność" PO została więc do tego odpowiednio przeszkolona.

Gdyby nie było wcześniejszych ustaleń, hulaj dusza, ale honor to przecież nie jest mocna strona PO. Zadziwia to, że za takie ewidentne złamanie ustalonych przed debatą reguł ferajna nie została usunięta ze studia albo chociaż przywołana do porządku. Widać, że TVP ma gdzieś uzgodnienia, które dotyczą zaproszonego gościa. A przy okazji padł mit "TVPiS", skoro nawet premiera z PiS można obrażać bez jakichkolwiek konsekwencji i wbrew ustalonym wcześniej dobrowolnie regułom. Okazuje się też po raz kolejny, że PO to gorsza swołocz od LiD-u. Publiczność LiD-u podczas debaty Kwaśniewski-Kaczyński zachowywała się normalnie.

Kaczyński prowadził więc wczoraj debatę nie tylko z Tuskiem, ale i z jego bodaj 20-osobową ferajną. I.. świetnie sobie poradził. Chamskie zachowanie w studio wcale nie deprymowało premiera. Dwa razy odniósł sie nawet do wykrzykiwanych przez ferajnę haseł. Przeszkadzało mu to jednak ewidentnie, bo przeszkadzałoby każdemu, kto znalazłby się na jego miejscu.

Sondaże telefoniczne po debacie pokazują zwycięstwo pana Donalda i jego ferajny. Ja się nimi jednak zupełnie nie przejmuję. Co innego wskazywać, kto "zwyciężył", bez względu na to, w jakim stylu i jakie reguły złamał, a co innego oddać głos w wyborach na "zwycięską" ferajnę.

niedziela, 7 października 2007

Nie chcę zginąć przez Durczoka

Ze zdumieniem przeczytałem felieton Kamila Durczoka w "Dzienniku", w którym autor już w tytule woła: "Nie chcę zginąć przez fotoradar". Swój strach przed tym śmiercionośnym urządzeniem rozwija następująco: "Pędzące samochody, gdy ich kierowcy dostrzegą skrzynkę, zaczynają gwałtownie hamować. I stąd już tylko krok do nieszczęścia. Paradoksalnie więc radary, które miały zapewnić uczestnikom ruchu bezpieczeństwo, są przyczyną karamboli."

Nie słyszałem o tym, aby fotoradar był kiedykolwiek przyczyną "karambolu". Z moich obserwacji wynika, że akurat tam, gdzie są one ustawione jest najbezpieczniej. Fotoradary, w przeciwieństwie do lotnych policyjnych patroli, są ustawione w miejscach szczególnych ze względu na bezpieczeństwo ruchu drogowego. Nie instaluje się ich w szczerym polu lecz na ogół przed przejściami dla pieszych, niebezpiecznymi skrzyżowaniami czy w okolicach przedszkoli i szkół. Jedyny znany mi fotoradar w mojej okolicy znajduje się przy przejściu dla pieszych prowadzącym z przystanku autobusowego do ośrodka szkolno-wychowawczego (m.in. przedszkole, szkoła podstawowa, gimnazjum, warsztaty, rehabilitacja) dla dzieci niedowidzących, niewidomych i głucho-niewidomych.

Gdyby posłuchać nomen omen zaślepionego polityką Durczoka, fotoradar w takim miejscu nie powinien w ogóle stanąć. A kilkudziesięciu urządzeń, które sfinansowała Polsce UE, nie powinniśmy przyjmować, bo miały akurat tylko tego pecha, że trafiły nad Wisłę w czasie, gdy rządzi PiS. Znienawidzony przez Durczoka do tego stopnia, że jest on gotów napisać największą bzdurę, poświęcając przy tym nawet życie i zdrowie wielu ludzi. Gdyby oczywiście ktoś go posłuchał. Daj Boże nie.

Fotoradary są często jedynym sposobem na to, aby kierowcy zdjęli nogę z gazu i jechali z dozwoloną w danym miejscu prędkością - bezpieczną nie tylko dla nich samych, ale przede wszystkim dla pieszych. Nie rozumie tego Kamil Durczok, dla którego piratem drogowym jest dopiero(!) ktoś, kto jedzie dwieście na godzinę: "Oczywiście, nikt nie polemizuje z twierdzeniem, że piratów drogowych jeżdżących po polskich drogach 200 km na godzinę należy karać i ograniczać ich zapędy wyścigowe." No ale co się dziwić, gdy drogę ogląda z okien swojego Audi A8 z silnikiem o pojemności 4,2 litra (maks. prędkość 250 km/h). Jadąc taką wyścigówką pieszych pewnie w ogóle nie widać. Natomiast tył innego samochodu, hamującego akurat przed fotoradarem lub wlokącego się z dozwoloną prędkością musi być dla Durczoka bardzo frustrujący.

Stop wariatom drogowymKampania wyborcza odbiera niektórym dziennikarzom rozum, a gazety, w których uprawiają swoją propagandę, pozbawia wiarygodności. Gdy w przedwyborczej walce poczucie rzeczywistości zatraca polityk, zostaje on na ogół poddany krytyce przez konkurentów, a w finale przez samych wyborców. Wariactwa lub wyglądające tylko na to cyniczne manipulacje dziennikarza są o wiele groźniejsze, bo próżno liczyć na to, że ktoś z kolegów zwróci mu na to uwagę. Tym bardziej, gdy publikuje je w wysokonakładowym dzienniku. Stop wariatom drogowym w mediach!


PS. Kampanię przeciw fotoradarom uprawiają politycy Platformy Obywatelskiej. Donald Tusk w przemówieniu na konwencji PO ironizował m.in., że instalować fotoradary może tylko ktoś, kto nie ma prawa jazdy. Miało to być ciosem w Jarosława Kaczyńskiego, który prawa jazdy nie ma. Tusk przy tej okazji skłamał, podając nieprawdziwe źródło finansowania fotoradarów.

czwartek, 4 października 2007

Wyborcza prostuje Dziennik

Gdy powstawał "Dziennik" wydawało mi się, że będzie to sensowna alternatywa dla "Gazety Wyborczej". Owszem, było tak przez kilka pierwszych miesięcy. Niestety, już po roku okazało się, że to tak naprawdę "Wyborcza lajt", tyle że z mniejszą liczbą dodatków i ogłoszeń, wydawana na gorszym papierze i mniej starannie redagowana niż pierwowzór. O lewicowym przechyle "Dziennika" pisałem niedawno. Teraz okazało się, że "Dziennik" w dochodzeniu do prawdy pobił już swoją konkurentkę, która została zmuszona.. prostować pojawiające się w nim informacje. "Dziennik" napisał: "Stało się coś, co w cywilizowanym kraju nie powinno się stać. Zmarł pacjent, którego nie przyjęli lekarze ze strajkującego szpitala w Częstochowie". Z informacji "Gazety Wyborczej" wynika, że choć pacjent wymaga poważnej operacji, to ponad wszelką wątpliwość żyje.

Jednym słowem "Dziennik" już nie tylko politycznie schodzi na psy, powielając sprawdzone przez michnikowszczyznę wzorce, ale też stacza się po równi pochyłej dziennikarskiego warsztatu. Nie dziwią w tym kontekście ostatnie wyniki "Dziennika", pokazujące rekordowy, 24-procentowy spadek sprzedaży w stosunku do roku ubiegłego i jednocześnie najgorszy udział rynkowy w historii.

Katyń - pamięć i polityka

Jutro na pl. Marszałka Piłsudskiego w Warszawie rozpoczną się trzydniowe uroczystości związane z nadaniem pośmiertnych awansów żołnierzom Wojska Polskiego pomordowanym przez NKWD w Katyniu, Miednoje, Charkowie i innych miejscach kaźni wiosną 1940 roku. Wyższe szarże otrzyma około 15 tysięcy oficerów i żołnierzy Wojska Polskiego oraz funkcjonariuszy policji i służby więziennej II Rzeczpospolitej. Przez trzy dni odczytywane będą nazwiska i stopnie wojskowe żołnierzy rozstrzelanej armii. Lista mianowanych na wyższe stopnie nie zostanie w te dni zamknięta. W miarę postępów śledztwa prokuratorskiego, badań historyków i stowarzyszeń katyńskich, pozwalających na poznawanie kolejnych nazwisk oficerów, i oni zostaną w przyszłości awansowani. To symboliczny akt uhonorowania tych, którzy nie poddali się sowieckim próbom werbunku. Za to, że pozostali wierni Rzeczpospolitej musieli zginąć.

Dzieci pomordowanych czekały bardzo długo na akt uhonorowania swoich ojców. Wielu tego nie doczekało - najmłodsi mają dziś 68 lat. Ze zdziwieniem przeczytałem list Andrzeja Wajdy, który publikuje dzisiaj "Gazeta Wyborcza". Reżyser stwierdza w nim, że awanse odbywają się.. za wcześnie bo trwa akurat kampania wyborcza. Zdaje się nie zauważać, że po wyborach może być inny rząd, dla którego sprawa awansów pomordowanych w Katyniu może zostać odłożona ad Calendas Graecas. Bo choć inicjatorem awansów jest prezydent Lech Kaczyński, to wyższe szarże nadaje minister obrony. A żaden z dotychczasowych prezydentów i ministrów obrony nie uczynił tego przez 18 lat III RP. Gdy wreszcie sprawą zajął się Lech Kaczyński, jego przeciwnicy cynicznie próbują ugrać swoje polityczne interesy. Zresztą Andrzej Wajda sam zaplanował premierę swojego filmu kilkanaście dni temu. Protestując teraz, na dzień przed zaplanowanymi uroczystościami, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie będą one już przełożone. Dlatego jego protest ma wymowę wyłącznie polityczną.

Gdyby nie Zbrodnia Katyńska, losy Polski mogłyby być inne. W Katyniu, Miednoje, Charkowie, Bykowni, Kuropatach i innych miejscach kaźni Sowieci wymordowali kwiat inteligencji polskiej. W wielu rodzinach zabrakło przez to pokolenia ojców, którzy wychowaliby synów w duchu patriotyzmu.


Aktualizacja: Prezydent przesunął termin uroczystości katyńskich na 9-11 listopada, udowadniając tym samym, że nie miał politycznego celu chcąc przeprowadzić je w najbliższych dniach. Gdy pojawiły się spekulacje, że mogło być inaczej, przeciął je stanowczo, wytrącając tę haniebną broń z rąk swoich politycznych przeciwników.