wtorek, 30 maja 2006

Marsz wybiórczo

Nie chciałem być nigdy tablicą ogłoszeniową, ale muszę. W przedstawionym dalej przypadku czynię to akurat z przyjemnością, choć głównym powodem napisania notki jest zmanipulowana informacja w Gazecie Wybiórczej. Czytając kolejną już, bodaj nastą informację o zbliżającej się gejparadzie, natknąłem się na zapowiedź Marszu dla Życia i Rodziny. To, że Gazeta nie poświęca akurat temu marszowi wiele uwagi (wybiórczo nie podaje nawet godziny rozpoczęcia marszu ani miejsca zbiórki uczestników) i pisze o nim tylko przy okazji Parady Równości (której na miesiąc przed rozpoczęciem poświęciła już oddzielny serwis - raport) oczywiście nie dziwi.. Przecież ochrona życia od poczęcia i naturalny model rodziny to dla Wybiórczej przejaw fundamentalizmu katolickiego i obyczajowego zaścianka. Uwaga Wybiórczej okazała się jednak większa niż się na pierwszy rzut oka wydawało.

Marszu dla Życia i Rodziny według Gazety Wyborczej
Nawet bowiem ten krótki i nierzucający się w oczy fragment tekstu o Marszu dla Życia i Rodziny został zmanipulowany i ewidentnie dezinformuje czytelnika. Wszystko po to, aby zbyt ochoczo nie przybiegł na marsz, a jeśli już to będzie chciał zrobić, to żeby na marsz nie trafił!

Jak na załączonym obrazku widać, z przeznaczonego dla rodzin z dziećmi Marszu dla Życia i Rodziny zrobiono manifestację Młodzieży Wszechpolskiej. Tymczasem organizatorem marszu jest m.in. Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi, a Wszechpolacy ograniczyli się do zamieszczenia ogłoszenia na swoich stronach. Choć na marszu będą pewnie i Wszechpolacy, ale raczej nie ci kilkuletni, czy może nawet i kilkumiesięczni.. Wybiórczy redaktor zapewne także tylko "przypadkiem" "pomylił" datę marszu i z niedzieli zrobił sobotę. Aby rozwiać wątpliwości co do miejsca i czasu marszu, zamieszczam oficjalny plakat imprezy. Jak nie zaśpię, to też będę.

Plakat Marszu dla Życia i Rodziny

Tagi: ;

niedziela, 28 maja 2006

Atak na Polskę

Aż się boję jutro zajrzeć do gazet, a szczególnie tej jednej. Obawiam się, że tematem głównym będzie sobotni atak na Naczelnego Rabina Polski Michaela Schudricha. Psiknięcie gazem pieprzowym nie należy na pewno do przyjemności, więc współczuję Rabinowi. Dziwi to, że jeden napastnik zaatakował Rabina, gdy ten szedł w grupie osób. Choć chwała Bogu, że proporcje nie były odwrotne. I oczywiście moment - trwa pielgrzymka Benedykta XVI w Polsce. Stąd mój strach, jak zostanie przedstawiona cała sprawa jutro. Czy pielgrzymka zakończy się medialnie szybciej niż powinna? Czy fakty te zostaną ze sobą powiązane, np. że katolicy to antysemici itd?

Oczywiste jest, że w świat poszedł news o antysemickim ataku w stolicy Polski. I chyba trudno temu zaprzeczyć, bo prowokacja jest raczej mało prawdpodobna. Oczywiście nie dlatego, że.. sam Rabin ją wykluczył. Niby kto miałby ją zrobić i po co? Dlatego uważam, że ten, kto zaatakował Rabina Schudricha, wykrzykując przy okazji że "Polska dla Polaków", zaatakował całą Polskę. Międzynarodowe echa tego wydarzenia - choć na szczęście Rabinowi nic się nie stało - spowodują, że z Polską długo będą wiązane negatywne skojarzenia. Na jak podatny grunt to zostało rzucone, chyba nikomu nie trzeba dokładnie wyłuszczać. Ostra, "potępiająca" atak, reakcja ambasady USA jest tego preludium. Milczę już, bo wolałbym tego kolesia walnąć po prostu w mordę..


Aktualizacja 29 maja.

CNN o ataku na rabina Michaela Schudricha
Dziś strony wyszukiwarek aż uginają się od linków prowadzących do informacji o polskim, antysemickim ataku na rabiego Schudricha. Niestety, większość relacji o tym wydarzeniu pochodzi z.. Oświęcimia, bo akurat tam byli wszyscy korespondenci zagranicznych mediów w czasie, gdy pisali o sprawie. Jeśli ktoś chciał utrwalić w międzynarodowej opinii zestawienie "Oświęcim - polski antysemityzm", to lepiej mu to wyjść nie mogło (powyżej jeden z przykładów). Choć oczywiście trudno uwierzyć, że było to celowe, prowokacyjne działanie. Może mamy po prostu pecha. Zapewne wpłynie to też negatywnie na odkłamywanie "polskich obozów koncentracyjnych".


Tagi:

środa, 24 maja 2006

PO przez dziurkę od klucza

Platforma Obywatelska przez ukrytą kameręMiałem o niedzielnym zjeździe PO nie pisać, bo to, co tam się działo nie zasługuje na uwagę. Z kilku pozjazdowych relacji, które wpadły mi w oczy/uszy, widać/słychać wyraźnie, że w PO nie nastąpiło jeszcze otrzeźwienie, a narasta trwająca od jesiennych wyborów frustracja. Iście gomułkowski występ Niesiołowskiego (nie ustępujący w niczym oryginałowi), przy wspraciu gromkich braw zgromadzonych członków Platformy, jest tego najlepszym przykładem.

Bomba, no może tylko bombka, wybuchła jednak dopiero wczoraj w programie "Teraz My" TVN. Sekielski z Morozowskim pokazali krótki film, nakręcony.. ukytą kamerą przez wyrzuconego niedawno z Platformy Janka Artymowskiego. Film jest do pobrania tutaj. W sumie żadna sensacja - ot, rozmowy Artymowskiego w kuluarach zjazdu z partyjnymi kolegami, którzy mu współczują z powodu wyrzucenia, albo unikają rozmowy, tłumacząc, że za kontakty z nim mogą sami mieć problemy. No, może Komorowski powiedział trochę za dużo.

Przede wszystkim z jego wypowiedzi, ale również i innych, wyłania się obraz PO jako partii, składającej się z ludzi delikatnie mówiąc bez moralnej refleksji. Nie chcę używać mocniejszych słów, bo film nie pokazuje nic strasznego i oczywiście występuje w nim raptem kilku członków PO, więc nie chcę generalizować. Osoby "wypowiadające się" do ukrytej kamery współczują Artymowskiemu wyrzucenia z partii, przechodząc zupełnie do porządku nad powodami wyrzucenia. To, że ktoś "psuł wizerunek" Platformy niejasnymi powiązanimi biznesowymi nie ma dla nich żadnego znaczenia. Komorowskiemu rozbicie układu warszawskiego przeszkodziło tylko w prowadzeniu frakcyjnej gry o statut, bowiem, jak sam Bronek na filmie mówi "gdyby Tusk nie wysadził układu w powietrze, statut byłby na 100% nasz". Komorowski potwierdza też tezę samego Artymowskiego, że Tusk tylko szukał pretekstu do pozbycia się konkurencji przy ustalaniu list wyborczych.

Panowie Platformersi, nadszedł najwyższy czas na rachunek sumienia. I to nie tylko dlatego, że jutro rozpoczyna się pielgrzymka Benedykta XVI. Choć może skłoni to Was do głębszej refleksji, niż tylko uchwycony przez ukrytą kamerę dylemat: "Czy ktoś będzie na zjeździe śpiewał Rotę? Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz..".


Tagi:

sobota, 20 maja 2006

Jak zostałem wycięty przez Agorę

Kilka godzin temu dostałem SMS-a, że redakcja Gazety Polskiej udostępniła na swojej witrynie akta tzw. moskiewskiej pożyczki, odtajnione właśnie przez Ziobrę. Raz dwa napisałem krótką notkę i.. założyłem nowy wątek na Kraju. Zatytułowałem go zupełnie neutralnie, zwyczajnie: "Akta moskiewskiej pożyczki do ściągnięcia!!". Coby mimowolnie nie uprawiać reklamy Gazety Polskiej na portalu Gazety, bo przecież ta pierwsze mogłaby się obrazić, w poście dałem tylko link do notki na własnym blogu. Żadnego komentarza, nic. Jakież było moje zdziwienie, gdy po niecałej godzinie zajrzałem na Kraj a tu.. po moim wątku śladu!

Miałem jednak szczęście, bo wątek pisałem na jednym kompie, a sprawdzenia dokonywałem na drugim. Dzięki temu mam dowód zupełnie bezpodstawnej (w sensie złamania regulaminu forum) agorowej cenzury. Na pierwszym kompie została bowiem nieodświeżona strona WWW forum Kraj z jeszcze widniejącym na niej jak duch moim wątkiem. Na drugim już go oczywiście nie było.

Oto zatem zrzut ekranu z forum Kraj z moim wątkiem, zaraz po jego napisaniu:



A to zrzut ekranu z forum Kraj, w niecałą godzinę po napisaniu, już po ingerencji agorowego cenzora:



Zastanawiająca jest reakcja Agory. Aż boję się myśleć, czym może być spowodowana. O to, że Wyborcza mogła maczać palce w moskiewskiej pożyczce nigdy jej nie podejrzewałem. To przecież nie ma sensu. O co więc chodzi? Pomóżcie, bo jestem zupełnie zdezorientowany. Może to był jednak przypadek. Postanowiłem więc zrobić eksperyment. Dziś, punktualnie o północy, spróbuję założyć wątek jeszcze raz. Zapraszam zatem o tej porze na forum Kraj. Zobaczymy, czy michnikowe upiory tną, rżną, rezają w imię jedynie słusznej wolności słowa, czy może jednak poszły po rozum do głowy..

Aktualizacja 23.50. Okazało się, że wywołałem niezłą aferę, przedstawiam zatem stanowisko jednego z cenzorów Agory - to ten czerwony ;).

Aktualizacja 21 maja, 00.10. W "skandalicznym" wątku jest już dwóch czerwonych. Mój wątek o aktach na Gazecie Polskiej na razie się trzyma.. idę zapalić.

Aktualizacja 21 maja, 00.52. Wątek padł. Jak niewinnie wyglądał, można zobaczyć tu:


W treści postu, poza linkiem do bloga, był tylko opis, że przekazuję namiary na odtajnione akta. Drugi od góry, to ten "skandaliczny" wątek, zawiązany w sprawie usunięcia mojego pierwszego wątku o aktach. Wycięcie nie było zatem przypadkiem. Udowadnia polityczną cenzurę, stosowaną przez administratorów agorowego forum. Szkoda, że nie wykazują się oni taką gorliwością w kasowaniu wątków np. szargajacych cześć, godność i dobrę imię urzędującego prezydenta. Tego typu wątki i wpisy wiszą sobie jak gdyby nigdy nic. Uważam to za niegodziwość i łamanie aktualnie obowiązującego prawa! Niniejszym ogłaszam więc, że w najbliższym czasie złożę zawiadomienie w tej sprawie do prokuratury. Nie przeciwko autorom tych potwarzy, ale przeciwko administratorom forum Gazeta.pl, którzy, jak widać, potrafią być bardzo skuteczni. Nie będą się więc mogli wytłumaczyć, że nie są w stanie skontrolować wszystkich wątków i wpisów, skoro moje wątki, które nikogo nie obrażały i nie łamały regulaminu forum, usunęli.

Tagi: ;

Akta moskiewskiej pożyczki

Akta moskiewskiej pożyczki na Gazecie Polskiej

Z witryny Gazety Polskiej można już pobrać, odtajnione przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę, akta dotyczące tzw. moskiewskiej pożyczki. Pożyczki, którą na Kremlu zaciągnął w 1990 roku - bez wiedzy i zgody NBP (której to zgody wymagało prawo dewizowe) - Mieczysław Rakowski. 1,2 mln dol. i 500 mln zł miały wspomóc upadającą PZPR. W 1991 r. Leszek Miller - ponownie bez zezwolenia NBP - miał zwrócić Moskwie 600 tys. dol. Oczywiście śmierdząca jest nie tylko sama pożyczka, ale to, co się później działo z próbami jej zbadania. Postępowanie za rządów SLD umarzano, a prokuratorów, którzy mieli inne zdanie - zwalniano. Więcej tutaj. Niestety, sprawa jest już dzisiaj przedawniona, więc pozostaje jedynie, pasjonująca zapewne, lektura akt.

czwartek, 18 maja 2006

Koderzy antychrześcijańskiej propagandy

Dan Brown i Ron Howard

Jutro na ekrany kin na całym świecie wchodzi obraz Rona Howarda "The Da Vinci Code". Film, który już został wygwizdany przez krytyków i dziennikarzy w Cannes, zrealizowany został na podstawie książki Dana Browna pod tym samym tytułem. Jeśli ktoś nie czytał książki, to niech idzie na film i zobaczy ten kod antychrześcijańskiej propagandy, dostosowany do współczesnych realiów laickiej kultury masowej. Sądząc z kilku recenzji, w filmie nagromadzono bowiem jeszcze więcej absurdów i antychrześcijańskiej symboliki niż w książce, co, po przeczytaniu tejże, wydaje się już prawie niemożliwe. Widać jednak, że w Hollywood można dla kasy zrobić wszystko..

Nie zamierzam odkłamywać fałszów zawartych w książkowym, a tym samym i filmowym "Kodzie", bo przecież nie jest to ani literatura faktu, ani film dokumentalny. Znamienne jest jednak, że, przynajmniej książka, za ww. gatunek jest przez niektórych zakodowanych fanów uważana. Autor "Kodu Leonarda Da Vinci" dość zręcznie manipuluje bowiem faktografią, dając złudzenie, że opowiada historię, której jeśli nie całość, to co najmniej pewne elementy można uznać za prawdopodobne. Brown rzuca w "Kodzie" fakty, a w zasadzie ich ochłapy, tylko po to, aby na ich podstawie i dobudowanej fikcji zawiązać własną intrygę, której celem jest wywołanie nienawiści, ośmieszenia, zwątpienia lub odwrotu od Kościoła. Właściwy efekt ma być osiągnięty, w zależności od tego, na jak podatny (czytaj: nieprzygotowany) umysł czytelnika/widza trafi. "Kod" można też określić dosadniej, jako plucie w twarz chrześcijanom. A szczególnie tym, którzy zdobyli się na trud szerzenia Dzieła Bożego w ramach Opus Dei. Brown w skandaliczny bowiem sposób przedstawia tę istniejącą, a nie fikcyjną (!), instytucję Kościoła katolickiego, której celem jest rozpowszechnianie świadomości powszechnego powołania do świętości i uświęcającej wartości codziennej pracy, tj. dobrego wypełniania obowiązków zawodowych i rodzinnych.

"Kod da Vinci" nie jest - używając określenia kryptologów - kodem silnym. Aby rozszyfrować przekłamania i wynikające z nich manipulacje, nie trzeba wielkiej wiedzy i przenikliwości, choć oczywiście "Kod" może siać zamęt w niezorientowanych w religijnej materii i historii chrześcijaństwa umysłach. A takich, przynajmniej na postępowym Zachodzie, nie brakuje. Jeśli ktoś miałby jakiekolwiek wątpliwości, polecam dzisiejsze wydanie tygodnika Ozon, w którym odkłamywanie fałszerstw Browna oraz idącego jego śladem Howarda, jest tematem numeru. Jeszcze tego nie czytałem, ale sądząc po tym, jak profesjonalnie potraktowano w poprzednim wydaniu Ozonu Opus Dei, mogę być spokojny o poziom merytoryczny "odkodowania". Poniżej informacja prasowa, towarzysząca wydaniu.

W specjalnym dodatku redakcyjnym „Da Vinci odkodowany” publicyści dokonują analizy książki Dana Browna. O zawartej w niej wrogości i nienawiści wobec wszystkiego, co chrześcijańskie pisze Paweł Lisicki w artykule pt. „Kod nienawiści”. „37 błędów Dana Browna” punktuje pomyłki i zwykłe kłamstwa zawarte w książce. O pseudoreligijnych bredniach Browna dotyczących osoby Jezusa można przeczytać w artykule pt. „ Fałszowanie Jezusa”. Sugestie Browna, jakoby katolicyzm zawsze niszczył kobieca duchowość zostają zdefiniowane jako wątpliwe w artykule pt. „Kobiece oblicze Kościoła”. „Wielobarwny świat apokryfów” opisuje ks. prof. Marek Starowiejski, a na koniec poznajemy sylwetkę samego Dana Browna, jako niedoszłej gwiazdy pop, doradcy nieszczęśliwych kobiet i autora dowcipów o łysych - podano w komunikacie. Do numeru dołączone są dodatki:
- „W poszukiwaniu prawdy: Kod Leonardo da Vinci”, książka Josha McDowella,
- „Da Vinci rozkodowany”, film dokumentalny na DVD, wyprodukowany przez History Chanel BBC.


Szkoda tylko, że trzeba się zdecydować na Ozon z książką, albo z DVD. Nie ma wydania z jednym i z drugim.

Foto powyżej: Dan Brown i Ron Howard - popkulturowi koderzy antychrześcijańskiej propagandy


Tagi: ; ; ;

Platforma totalitarna

Miałem się już nie pastwić nad PO, co by nie wzmacniać mimowolnie "nowej" lewicy, która zanotowała spory wzrost poparcia w jednym z ostatnich sondaży. Pisałem o tym w poprzedniej notce. Jednak po wczorajszym wyrzuceniu 10 członków mazowieckiej PO przez zarząd krajowy i odejściu jednego na własną prośbę, wychodzi na to, że Platforma.. sama się demontuje. To prawdziwa rzeź "niewiniątek", tym bardziej, że nie podano żadnego konkrentego powodu wyrzucenia warszawskich działaczy, poza "szkodzeniem wizerunkowi partii". Bardzo ciekawy jest komentarz jednego z wyrzuconych, Sławomira Potapowicza - już byłego wiceszefa mazowieckiej PO, że "Platforma staje się partią totalitarną". Jak sobie przypomnę ujadanie PO i jej zwolenników, że PiS jest partią "wodzowską", to śmiech mnie teraz ogarnia..

Faktem jest jednak, że porządki przeprowadzane przez Tuska i jego zauszników przed mającym się odbyć już w niedzielę zjazdem partii, do demokratycznych nie należą. To, że wodzu Tusk zadekretował, a "niewinni" działacze nie mają nawet możliwości odwołania się do sądu koleżeńskiego, nie daje jasnego sygnału elektoratowi, co było tak naprawdę powodem tak ostrej decyzji. To kolejny błąd liderów PO - jeśli partia oczyściła się ze skorumpowanych działaczy, trzeba było to wyraźnie powiedzieć! A tak, nie widać nic poza tym, że dotychczasowi liderzy PO tylko umocniają swoją pozycję. Bo przecież takie posunięcie akurat na kilka dni przed zjadem nie było przypadkowe, lecz miało na celu bezpośrednie zastraszenie ewentualnych przeciwników Tuska i Schetyny.

Niewiele się pomyliłem, gdy w notce Pokołysanka przewidywałem, że wyrzucenie Piskorskiego i odsunięcie Abgarowicza może się skończyć rozwiązaniem całej mazowieckiej struktury PO. Chyba nawet niewiele do tego brakowało, bo jak sam Schetyna powiedział "rozważano usunięcie z partii większej liczby działaczy, ale skończyło się na dziesięciu". Otwarte zatem pozostaej pytanie, czy ci, co mieli być jeszcze wyrzuceni, zbyt mało psują wizerunek PO - czytaj narobili za mało przekrętów?


Tagi: ;

poniedziałek, 15 maja 2006

Dryf na lewo?

Właśnie opublikowany został sondaż PGB - bodaj drugi sondaż poparcia dla partii politycznych po zmianach w rządzie. To, że PiS jest w nim na pierwszym miejsu (z 32-procentowym poparciem), przed PO (27%) w zasadzie mnie nie dziwi. Wzrost poparcia dla PiS to premia za determinację w dążeniu do zmian w kraju. Ale nie o tym chciałem.. Moje zdumienie wzbudził wysoki, trzeci wynik (aż 18% poparcia) Centrolewu, czyli łączących się na powrót SLD i SDPl. A jeszcze w sondażu PBS sprzed kilku dni, SLD miało tylko 7-procentowe popracie.

Dziwne to, bo przecież niczym się lewica ostatnio nie zasłużyła. Jeśli jest to początek tendencji, może to oznaczać początek końca snów PO o potędze. Choć niewielki spadek poparcia dla PO jeszcze na to nie wskazuje, ale niewykluczone jest to, że część zwolenników Platformy odwróciło się od niej po tym, jak nie chciała ani współrządzić z PiS, ani rozwiązać Sejmu. Niewykluczone jest zatem to, że na tle dryfującej Platformy, SLD zaczęło się jawić jako partia z krwi i kości, zapewniająca swoim wyborcom przynajmniej to, że "do rządzenia to ona pierwsza" (przypominam, że SLD pozytywnie odpowiedziało na wezwanie Jarosława Kaczyńskiego do rozwiązania Sejmu).

Nie życzę Platformie migracji jej zwolenników do SLD, bo byłoby to złe dla nas wszystkich. Jeśli nie mamy już co marzyć o koalicji POPiS, to musielibyśmy zapomnieć także o skądinąd nienajgorszym podziale sceny politycznej w Polsce na dwa główne skrzydła: jedno PiS, drugie - PO. Choć obawiam się, że jeśli kolejne sondaże zarejestrują podobne wyniki, jak ten PBG, możemy spodziewać się, że Platforma jeszcze bardziej zradykalizuje swoją retorykę. Co oczywiście niczego dobrego nie przyniesie, poza dobrym samopoczuciem liderów PO, wynikającym z cytowania przez salonowe media ich antypisowskich "bon motów".


Tagi: ;

niedziela, 14 maja 2006

Antidotum na telewiznę

Bronisław Wildstein
Zapewne wybór Bronisława Wildsteina na stanowisko prezesa TVP nie odbył się bez zgody Jarosława Kaczyńskiego, z którym zresztą Wildstein rozmawiał w cztery oczy w przedddzień nominacji. Czy oznacza to, że po raz kolejny "grozi" nam telewizja publiczna w tym zwulgaryzowanym znaczeniu, osiągając swoje apogeum za prezesury Roberta Kwiatkowskiego? Kiedy, jak pod przysięgą zeznała prowadząca Wiadomości TVP1 Jolanta Pieńkowska, obowiązywała partyjna (SLD) cenzura! Myślę, że nie. I to nie tylko dlatego, że, jak przyznał sam Wildstein, z wieloma politykami jest "na ty", a z Jarosławem Kaczynskim akurat nie. Wildstein to bowiem zupełnie inna osobowość, niż te, które do tej pory rządziły na Woronicza. Już choćby przejrzenie notki o nim w Wikipedii pozwala zorientować się, z kim mamy do czynienia.

Z życiorysu i wielu publikacji - Wildstein zwiedził większość nielewicowych gazet i czasopism - wyłania się obraz człowieka prawego (nie: prawicowego), bezkompromisowego i, mówiąc delikatnie, nie owijającego swoich poglądów w bawełnę. A przy tym - intelektualisty i pisarza. Człowieka, który w czasach opozycji PRL blisko przyjaźnił się ze śp. Stanisławem Pyjasem, zamordowanym przez SB, i Lesławem Maleszką, który jak się później okazało był agentem bezpieki (ps. Ketman, Return, Tomek i Zbyszek). To właśnie Wildstein zdemaskował Maleszkę, gdy ten pracował już (pracuje zresztą nadal) w Gazecie Wyborczej, pisując od dłuższego czasu artykuły deprecjonujące lustrację. Do frontalnego ataku z lustracją Wybiórcza ruszyła zresztą właśnie za sprawą Wildsteina, gdy ten wyniósł z czytelni IPN listę (nazwaną później jego nazwiskiem) nazwisk pracowników SB, tajnych współpracowników i tych, których bezpieka chciała zwerbować. Wildstein nigdzie "swojej" listy nie publikował, udostepnił ją tylko innym dziennikarzom, z których niektórzy zrobili manipulacyjny użytek (jak np. Żakowski, któremu lista posłużyła do show kosztem Jadwigi Staniszkis - na żywo w TV "zrobił" z niczego nie przeczuwającej profesor agentkę).

Jak rzadko kogo, los Bronisława Wildsteina został wpleciony w dramatyczne wydarzenia PRL i III RP. Choć jest symbolem walki z Salonem i niezłomnym zwolennikiem IV RP, to teraz stał się jedną z jej pierwszoplanowych postaci. Postaci, z którą, nie ukrywam, wiążę ogromne nadzieje. Nie można było sobie bowiem wyobrazić lepszego człowieka do zarządzania praktycznie nienaruszonym od czasów PRL molochem na Woronicza. Molochem, który w pogoni za kasą zagubił publiczną misje i w którym panują wręcz klanowe powiązania - od prezesów, poprzez dyrektorów anten, redakcji, producentów, dziennikarzy, techników, garderobianych, do sprzątaczki włącznie. Klanów, wysługujących się w mniej lub bardziej zawoalowany sposób tym, których uznawali za "władzę", a dzięki temu utrzymującym nieprzerwanie swoją pozycję (exemplum Kunica, o którego manipulacjach nie tak dawno pisałem). Mam nadzieję, że Bronisław Wildstein przetnie ten gordyjski węzeł powiązań na Woronicza, rodem z głębokiej komuny, narosły nowymi splotami III RP. Ufam, że nadaje się do tego zadania, jak nikt inny dotąd.


Tagi:

niedziela, 7 maja 2006

Pierwsza dama antypolonizmu

Szczuka w New York Times
Pamiętacie "Kuba Wojewódzki Show", w którym Kazimiera Szczuka wyśmiała modlące się dzieci? Już o tym pisałem, a teraz tylko telegraficzny skrót. Ku uciesze prowadzącego i zgromadzonej publiczności, Szczuka przedrzeźniała zaproszenie do modlitwy, wypowiadane w charakterystyczny sposób przez Madzię Buczek - dotkniętą ciężkim inwalidztwem założycielkę Podwórkowych Kółek Różańcowych Dzieci.

Mamy niestety dalszy ciąg skandalu, który jednoznacznie wskazuje na złe od samego początku intencje Szczuki. A ja naiwny ją jeszcze broniłem, że może nie wiedziała o inwalidztwie Buczek itd.. Weekendowe wydanie Życia Warszawy zwróciło bowiem uwagę na artykuł opublikowany kilka dni temu przez New York Times. Artykuł NYT przypomina sprawę, przeciwstawiając postępowanie KRRiTV wobec Polsatu (nadawcy programu Wojewódzkiego ze Szczuką) i brak działania wobec Radia Maryja po wyemitowaniu rzekomo antysemickiego felietonu Stanisława Michalkiewicza. "Still, the government has taken no action against Radio Maryja like those it took against the television station where Ms. Szczuka committed her anticlerical satire..". Choć autor robi tutaj z Madzi Buczek przedstawicielkę.. hierarchii kościelnej (której to - a nie samej religii - satyra nie powinna w domyśle powodować administracyjnej reakcji), okażmy wielkoduszność i pomińmy to.

Nie chodzi bowiem o sam artykuł, który jest raczej wyważony. Jak choćby: "Nobody here is saying the scandal indicates a resurgence of the old Polish demon of anti-Semitism, which is against the law here and which many people, including opponents of the Kaczynski twins, believe has never been at lower levels in this country than it is now." Choć cytat mówi o polskim "demonie" antysemityzmu, to autor przyznaje, że jest on teraz na najniższym poziomie w historii. Zostawmy i to. Dalej autor pisze już tylko samą prawdę i tylko prawdę, o czym świadczy to, jak doskonale orientuje się w składzie osobowym redakcji Gazety Wybiórczej: "Gazeta Wyborcza, where a number of prominent Polish Jewish journalists work..".

Clue to to, że artykuł został skonstruowany na fałszywych przesłankach, które autorowi dostarczyła Ms. Szczuka. Mimo, że tło jest względnie szerokie, to głównym bohaterem artykułu jest właśnie ona. Pytana o reakacje słuchaczy RM na jej występ w Polsacie, Szczuka wypowiada się, że "zrobił się skandal, bo oni mnie nienawidzą". I dalej: „Nienawidzą mnie, ponieważ jestem feministką, jestem Żydówką.." (!!). W oryginale: "There was a scandal because they hate me," i "They hate me because I'm a feminist, I'm Jewish — mostly because I'm a feminist".

Czy ktokolwiek, do momentu przeczytania artykułu w NYT, wiedział, że Szczuka jest Żydówką?! Szczuka kłamliwie przedstawiła reakcje na jej skandaliczny występ u Wojewódzkiego. Z tych, którzy zaprotestowlai przeciwko poniżaniu przez nią modlących się dzieci zrobiła antysemitów! Prawdopodobnie po to, aby zyskać jeszcze na popularności. Tym razem poza granicami Polski - gdzie takie banialuki mogą "chwycić". Nieprzypadkowo przecież zagrała fałszywą antysemicką nutą w wywiadzie dla dziennikarza New York Timesa.

Tej babie, znanej z chorobliwego dążenia do zwiększania swojej popularności, nie wystarczyła już walka ze środowiskiem Radia Maryja, obśmianie szukających Boga dzieci, faux paux wobec niepełnosprawnych.. Teraz, wszystkim, którzy śmieli myśleć inaczej niż ona, i śmiać będą w przyszłości, dorobiła antysemicką gębę. Zupełnie z niczego, bo nikt przecież nie wiedział o jej pochodzeniu. Zastosowała jednak chwyt, dzięki któremu jakakolwiek krytyka jej postępowania zostanie zaliczona na konto (ogólno)polskiego antysemityzmu. Za to należy jej się tytuł pierwszej damy antypolonizmu.

Ilustracja powyżej: fragment komentowanego artykułu z serwisu online New York Times.

Tagi: ; ; ;

środa, 3 maja 2006

Konstytucja czy Targowica?

Zdumieli się słuchacze.
Razem ze strun wiela
Buchnął dźwięk, jakby cała janczarska kapela
Ozwała się z dzwonkami, z zelami, z bębenki,
Brzmi Polonez Trzeciego Maja! - Skoczne dźwięki
Radością oddychają, radością słuch poją,
Dziewki chcą tańczyć, chłopcy w miejscu nie dostoją!
Lecz starców myśli z dźwiękiem przeszłość się uniosły.
W owe lata szczęśliwe, gdy senat i posły;
Po dniu Trzeciego Maja w ratuszowej sali,
Zgodzonego z narodem króla fetowali!
Gdzie przy tańcu śpiewano" Wiwat król kochany!
Wiwat Sejm!, Wiwat Naród!, Wiwat wszystkie Stany!



Mieliśmy pierwszą w Europie konstytucję. Konstytucję solidarną, bo z jednej strony znosiła szlacheckie (elitarne) przywileje - m.in. liberum veto, wolną elekcję i konfederacje, z drugiej przyznawała prawa obywatelskie, obok szlachty, chłopom i mieszczanom. To niewątpliwe osiągnięcie, poszerzające demokrację i unowcześniające ustrój państwa polskiego. Niestety, bardzo szybko zostało ono zniweczone..

Konstytucja 3 Maja obowiązywała bowiem niewiele więcej niż rok, ponieważ stanowiła zagrożenie interesów części magnaterii. Dążyli oni do podziału państwa na samodzielne prowincje (euroregiony). Korporacyjne interesy dawnego układu były na tyle rozległe, że szlachecka "elita" nie zadowoliła się obywatelskim nieposłuszeństwem, lecz posunęła się do spiskowania z obcym mocarstwem. Przygotowaną w Rosji konfederację spiskowcy, z wojewodą ruskim Szczęsnym Potockim jako ich preziem, ogłosili w miejscowości Targowica, po czym poprosili o bratnią pomoc wojska carycy Katarzyny II.. co było początkiem końca I Rzeczypospolitej.

Co prawda kolejny rozbiór nam dzięki Bogu nie grozi, ale jeśli zamiast "kontraktu" na dostawę wojsk, wpiszemy kontrakt na dostawy ropy i gazu, to czyż wydarzenia, jakie miały ongiś miejsce, nie przywodzą na myśl schyłku III i początku IV RP?! Jakby ktoś miał jeszcze wątpliwości, poniżej przedstawiam kilka wyrywków z aktu założycielskiego konfederacji targowickiej, które z kolei jakże łacno pasują do tego, czym raczą nas te najwyborniej wolne media.

"My senatorowie, ministrowie Rzczpltej, tudzież urzędnicy, dygnitarze i rycerstwo kor., widząc, że już dla nas nie masz Rzczpltej, iż sejm dzisiejszy, przywłaszczywszy sobie władzę prawodawczą na zawsze, a już przeszło przez lat półczwarta ciągle ją ze wzgardą praw uzurpując, połamał prawa kardynalne, zmiótł wszystkie wolności szlacheckie, [..] w wojnę szkodliwą przeciwko Rosji, sąsiadki naszej najlepszej, najdawniejszej z przyjaciół i sprzymierzeńców naszych, wplątać nas usiłował.
Albowiem któż gwałty i ciosy sejmu niniejszego, wolności zadane, zliczyć dostarczy, - a będąc bez nadziei, aby się sejm kiedy opamiętał [..], nie przywykli do kajdan, które konstytucja 3-go maja na nas włożyła, a równie niewolę kładąc ze śmiercią - protestujemy się jak najuroczyściej.. [..]
A że Rzczplta pobita i w rękach swych ciemiężycielów moc całą mająca, własnymi z niewoli dźwignąć się nie może siłami, nic jej innego nie zostaje, tylko uciec się z ufnością do Wielkiej Katarzyny.."


"Konstytucja", czy "Targowica"? Wybór należy także do Ciebie!


Cytat na wstępie pochodzi z "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza.

Tagi: ; ;

wtorek, 2 maja 2006

Biało-czerwona

Dzisiaj święto flagi państwowej, a dokładnie Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Zapewne mało kto wie/pamięta o tym święcie - ustanowiono je bowiem decyzją Sejmu dopiero w 2004 roku (ustawa o godle, barwach i hymnie RP). Niestety, wystarczy przejść się po miejskich osiedlach, żeby zobaczyć, że polska flaga jest symbolem, z którym utożsamiają się tylko nieliczni. I to bez względu na to, czy jest to nowe święto flagi państwowej, czy też rocznica uchwalenia Konstytucji 3 Maja lub Narodowe Święto Niepodległości. Tak jakby wywieszenie flagi było wstydliwe. Flag wywieszanych z obowiązku przez dozorców nie liczę, bo równie ochoczo wywieszali je nie tak dawno w komunistyczne święta. A może po prostu trudno niektórym znaleźć odpowiedni sklep..

Wywieś flagę narodową
Dlatego jakże cenne są akcje ulicznej sprzedaży flag w dni poprzedzające narodowe święta, jak ta pod moim parafialnym kościołem (foto powyżej). Dzięki wspólnej inicjatywie redakcji Bliżej Zaborowa oraz harcerek i harcerzy z należącej do ZHR 63 Kampinoskiej Drużyny Harcerzy "Husaria" w Zaborowie i okolicach zawisło dzisiaj 40 nowych flag.

Na koniec praktyczna wskazówka. Jeśli ktoś nie ma drzewca, albo nie może z niego skorzystać z przyczyn technicznych (bo np. mieszka w bloku bez balkonu), flagę Rzeczyposolitej można także umieścić w pozycji pionowej, np. zwisającą z parapetu. Ale uwaga, tak jak oczywiste jest położenie kolorów, gdy flaga jest na drzewcu w pozycji poziomej, w pionie może to już być zagadką. A jest równie istotne! Rozwiązanie znajduje się tutaj.

I jeszcze jedno. Wywieszając biało-czerwoną nie ma się czego "wstydzić" - nie trzeba być patriotą, wystarczy być Polakiem.

Tag:

poniedziałek, 1 maja 2006

Internetowi towarzysze

Lenin na 1 maja
W dobie Internetu, zupełnie nowego charakteru nabiera hasło "Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się". Pamiętacie deklarację udziału w kampanii wyborczej Cimoszewicza, dostępną na jego oficjalnej stronie jako kandydata na prezydenta? Deklaracja proponowała wsparcie kampanii poprzez aktywny udział na czatach i forach dyskusyjnych w Internecie. To oczywiście tylko jeden przykład internetowej propagandy politycznej, który wyszedł na światło dzienne prawdopodobnie przez głupotę lub niedopatrzenie sztabowców Cimoszewicza. Niech ten przykład stanowi jednak ostrzeżenie. Tak jak kiedyś hale fabryczne, tak teraz Internet pełny jest "bezinteresownych" towarzyszy, czyhających na poparcie internautów i dyskredytujących wartości i osoby, przeciwne jedynie słusznej, lewicowej ideologii. Zamiast ulotek, towarzysze mają w ręku klawiaturę..

Tagi: ; ;