niedziela, 25 kwietnia 2010

Ostatnia droga i testament Stefana Melaka

Wczoraj na Powązkach Wojskowych pożegnaliśmy Stefana Melaka, prezesa Komitetu Katyńskiego. Stefan całe swoje życie walczył o prawdę o Katyniu. Zaczynał jeszcze w PRL-u, stawiając na Powązkach pierwszy krzyż w hołdzie pomordowanym, który jednak szybko został usunięty przez władze. Później stawiał krzyże w Miednoje i Charkowie. Miałem zaszczyt poznać Stefana. Poznałem Go, gdy do "Gazety Polskiej" zbierałem wypowiedzi osób zaangażowanych w ujawnienie pełnej prawdy o Katyniu. Później widywałem go na spotkaniach w SWS. Zapamiętam Stefana jako skromnego, ciepłego, otwartego i bezpośredniego człowieka. Będzie mi brakować Jego charakterystycznego, bardzo silnego, nieco zachrypniętego głosu.

Poniżej to, co zanotowałem podczas mojej rozmowy ze Stefanem Melakiem w kawiarni Literacka w Warszawie w 2007 roku. Kontekst rozmowy był taki, iż środowisko związane z "Gazetą Wyborczą" sprzeciwiało się (jak się później okazało skutecznie) awansowaniu przez Lecha Kaczyńskiego oficerów pomordowanych w Katyniu, insynuując, że jest to gra wyborcza. Od Stefana dowiedziałem się, że od dłuższego czasu zabiegał o to Komitet Katyński.

Stefan Melak uważał, że największa zbrodnia ludobójstwa na jeńcach II wojny światowej jest wciąż nierozliczona. Niestety, zginął nie doczekawszy tego, o co walczył..

***

Komitet Katyński wielokrotnie zwracał się do prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Jarosława Kaczyńskiego o uhonorowanie ofiar Zbrodni Katyńskiej oraz do innych władz państwowych o zainteresowanie sprawami Katynia. Oprócz awansów zwróciliśmy się do Prezydenta m.in. o poparcie inicjatywy ustanowienia 5 marca i 13 kwietnia Dniami Pamięci Ofiar Katynia. Awansowanie pomordowanych oficerów wpisuje się w konsekwentnie prowadzone działania, które nie są obliczone na jakikolwiek polityczny profit.

Licząc na poparcie Prezydenta, podnosimy także potrzebę przekazania przez Moskwę wszystkich dokumentów dotyczących zbrodni, przede wszystkim 22 tys. teczek personalnych, które wędrowały za polskimi jeńcami aż do końca, do grobów. Domagamy się wskazania nazwisk ok. 2 tys. funkcjonariuszy NKWD, którzy uczestniczyli w tym ludobójstwie - poczynając od sekretariatu NKWD w Moskwie aż do bezpośrednich katów. Chcemy też, aby Naczelna Prokuratura Wojskowa Federacji Rosyjskiej przekazała polskim władzom treść umorzenia śledztwa katyńskiego.

Cynizm, nikczemność i bezkarność stały się rosyjską normą w ocenie ludobójstwa katyńskiego. Obecna Rosja Władimira Putina aspiruje do nowoczesnej Europy, ale nie ma zamiaru rozliczyć się ze zbrodniczej przeszłość czerwonego imperium, po którym dziedziczy. Dlaczego Parlament Europejski nie uczcił minutą ciszy ofiar ludobójstwa w Katyniu? Europa już zapomniała, że szowinizm wielkoruski i wrogość wobec Polski i Polaków doprowadziły po 17 września do planów likwidacji narodu polskiego poprzez biologiczne unicestwienie inteligencji oraz wynaradawianie pozostałych i upodobnianie ich do bezwolnych mas sowieckich. Tylko niespodziewany atak Hitlera, najlepszego wówczas sojusznika Stalina, przerwał realizację zakrojonych na szeroką skalę eksterminacyjnych planów sowieckich wobec Polaków. Rozkazem władz państwowych Rosji Radzieckiej z 5 marca 1940 w sposób podstępny zgładzono przeszło połowę (55 proc.) kadry oficerskiej II Rzeczpospolitej. O poziomie moralnym sprawców niech świadczy fakt zamordowania strzałem w tył głowy kobiety pilot ppor. Janiny Lewandowskiej, pierwszej kobiety w Europie, która skoczyła ze spadochronem z wysokości 5 kilometrów.

Katyń zawsze był zakładnikiem wielkiej, nikczemnej polityki. Rosja prowadzi swoje śledztwo nieskutecznie, nie wskazano ani jednego winnego, nikogo nie oskarżono o zbrodnię ludobójstwa. Śledztwo to ma charakter wyłącznie polityczny, jego efekty są uzależnione od sytuacji na Kremlu. Dlatego Komitet Katyński poparł skargę pani Witomiły Wołk-Jezierskiej do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i oczekujemy, że tę inicjatywę poprze także Prezydent RP. Rosja, która chce zostać pełnoprawnym członkiem nowoczesnej Europy musi, podobnie jak dokonały tego swego czasu Niemcy, dopełnić dzieła rozliczenia się z historią. Konsekwentnie przeprowadzony plan zagłady inteligencji polskiej nie był dziełem jednostek, grup czy tłumów. Ten mord był dziełem państwa radzieckiego, wykonanym z rozkazu jego najwyższych władz. Z pogwałcenia humanitarnego prawa wojny wypływa międzynarodowa odpowiedzialność Związku Radzieckiego za mord 22 tys. jeńców polskich wiosną 1940 roku. Ta odpowiedzialność rodzi konsekwencje spoczywające na państwie w jego ciągłości, których uchylić nie może ani zmiana systemu władzy, ani tym bardziej ekipy sprawującej władzę.

Uznanie zbrodni katyńskiej za ludobójstwo uniemożliwi w przyszłości pojawianie się tak haniebnych opracowań jak te autorstwa Jurija Muchina, stwierdzające, że nie była to zbrodnia sowiecka. Komitet Katyński, licząc na poparcie Prezydenta RP, domaga się od Rosji wskazania dwóch pozostałych, oprócz Katynia, Miednoje i Charkowa, miejsc ukrycia ciał 7305 pomordowanych. Potwierdzenie tego, że ciała znajdują się w Bykowni i Kuropatach nie stanowi żadnego problemu, ponieważ informacje o tym znajdują się w rosyjskich archiwach.

Ujawnieniu prawdy o Katyniu służyły działania wielu środowisk niepodległościowych, m.in. Komitetu Katyńskiego (najpierw konspiracyjnego) w latach 70.i 80., publikacje, postawienie pierwszego krzyża katyńskiego na Powązkach, który na rozkaz ambasady radzieckiej został usunięty przez SB. Te działania przełamywały powszechnie obowiązującą sowiecką wersję kłamstwa, lansowaną przez historiografię PRL. Współczesnymi przykładami jest tablica w Bazylice Św. Krzyża czy Epitafium Katyńskie w kościele Św. Anny, które ze względu na swoją jednoznaczną treść powstawały z problemami już w III RP.

Pokój europejski został zbudowany na trupach polskich patriotów. Tych z Katynia, Miednoje, Charkowa, Bykowni, Kuropat. Także tych mordowanych w kazamatach, przy milczącej aprobacie naszych sojuszników. Głęboko zapadły mi w pamięć słowa Ojca Świętego Jana Pawła II, wypowiedziane na pl. Piłsudskiego 2 czerwca 1979 roku, że nie ma sprawiedliwej Europy bez niepodległej Polski, bez pełnej prawdy o losie naszego narodu. Prezydent Lech Kaczyński powiedział ostatnio w Chicago, że sprawa Katynia nie będzie przedmiotem przetargów politycznych. Każdy akt nobilitujący tych, których oprawcy zamierzali ukryć na wieki i zepchnąć w niepamięć jest niezwykle ważny, przybliża dzień pełnej prawdy o tej zbrodni.
























środa, 21 kwietnia 2010

Przestawiamy zegar katastrofy o 17 minut

Okazuje się, że katastrofa prezydenckiego tupolewa w Smoleńsku miała miejsce ponad kwadrans wcześniej, niż czas (8:56 czasu warszawskiego) o którym wiemy praktycznie ze wszystkich przekazów medialnych odnoszących się do tego wydarzenia. Wszystkich z wyjątkiem chyba tylko tej jednej relacji Wiktora Batera z dnia katastrofy dla Polsat News..




Wiktor Bater mówi, że dowiedział się o katastrofie o 10:40 czasu lokalnego (8:40 warszawskiego) i dodaje jeszcze, że to zaledwie "4 minuty po katastrofie". Jak widać na planszy na końcu ktoś zadał pytanie "skąd Bater wiedział o katastrofie 16 minut przed je nastąpieniem". Kiedy pierwszy raz widziałem ten materiał myślałem, że Bater się po prostu przejęzyczył. Jednak nie. Wydaje się, że to my wszyscy byliśmy w błędzie..

Jest bowiem twardy dowód na to, że zegar katastrofy powinien zostać przestawiony. Wypada go tylko potwierdzić oficjalnie. Jak doskonale wiadomo ze zdjęć Siergieja Amielina samolot w ostatnich sekundach lotu znajdował się zaledwie kilka metrów nad ziemią, ścinając drzewa oraz jedną linię energetyczną. Zdjęcia tej zerwanej linii autorstwa Siergieja poniżej:





Na lokalnym smoleńskim forum podano informację, że odczyty w dyspozytorni energetycznej o zerwaniu tej linii są z godziny: 10:39:50 (8:39:50 czasu polskiego). Linia energetyczna nie była pierwszą przeszkodą na ziemi, z którą zderzył się samolot. Od pierwszego zetknięcia z ziemią nie upłynęło jednak więcej niż kilka sekund, więc z dokładnością do minut, rzeczywisty czas katastrofy to 8:39 czasu warszawskiego.

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Okoliczności katastrofy w Smoleńsku



W czwartek poznamy prawdopodobnie stenogramy rozmów pilotów, pochodzące z czarnych skrzynek. Wiele wskazuje na to, że prokurator generalny zdecyduje się je odtajnić. Jak wyglądają "czarne" skrzynki z rozbitego pod Smoleńskiem tupolewa widać w materiale telewizji Rossija24.



Zanim jednak nastąpi odtajnienie skrzynek, możemy prześledzić ostatnie sekundy lotu na podstawie amatorskich zdjęć i analiz pozostawionych przez samolot śladów na powierzchni ziemi. Jeden z internautów zebrał te materiały w programie Google Earth, który świetnie się do tego nadaje. Dodatkowo zobrazował ostanie metry infografiką z wykorzystaniem modelu samolotu, co również widać w Google Earth. Jeśli macie ten program ściągnijcie i otwórzcie w nim ten plik: http://www.skw.org.pl/mb/misc/smolensk_katastrofa.kmz

Plik jest dość duży (prawie 20 MB), więc jego ściągnięcie może trochę potrwać w zależności od szybkości łącza. Po otwarciu wystarczy już tylko włączać i wyłączać poszczególne warstwy z różnymi informacjami (patrz lewa strona skrina poniżej). Google Earth można ściągnąć stąd.



Najlepszą jak do tej pory symulacją wideo, opartą również o ślady w terenie, jest ta poniżej przygotowana przez rosyjską telewizję z komentarzem pilota wojskowego.



Na zdjęciach wykonanych po katastrofie widać przejrzyste powietrze, świeci słońce. Aby lepiej wyobrazić sobie jak mogło wyglądać podejście do lotniska w Smoleńsku przy gęstej mgle warto obejrzeć jeden z wielu klipów wideo, na którym zarejestrowane jest takie szczęśliwe podejście i lądowanie.



Lądowania we mgle robione są jednak z dodatkowymi systemami nawigacyjnymi (ILS). Wiemy, że w Smoleńsku takich pomocy nie było. Jedynymi pomocami nawigacyjnymi były radiolatarnie. Nawet znajdujące się na lotnisku oświetlenie było szczątkowe.



Katastrofa miała tak tragiczne skutki, ponieważ prezydencki samolot najprawdopodobniej dachował, czego równie tragiczny przykład mamy na filmie poniżej. W tej katastrofie transportowca, w której zginęło dwóch pilotów, samolot dodatkowo przechyla się na lewe skrzydło i obraca wokół oso wzdłużnej, co miało również prawdopodobnie miejsce 10 kwietnia w Smoleńsku.



Wbrew pozorom sam las nie jest, przynajmniej nie zawsze jest, śmiertelną pułapką dla błędnie lądującego odrzutowca. W tej katastrofie, w wyniku której jak widać na filmie wybuchło dodatkowo paliwo, przeżyli prawie wszyscy pasażerowie (133 z 136).



Kluczową kwestią do rozwiązania, którą powinny wyjaśnić czarne skrzynki, pozostaje to, dlaczego prezydencki Tu-154M znajdował w odległości ok. 2 km od lotniska na wysokości zaledwie kilku metrów nad gruntem. Co więcej, przy pierwszym kontakcie z ziemią, a dokładnie z koronami drzew, samolot znajdował się kilka metrów POD poziomem, na którym położone jest lotnisko Smoleńsk-Siewiernyj. Lotnisko znajduje się na wysokości 255 m.n.p. Na jakich bezwzględnych wysokościach samolot zahaczał o drzewa, wyraźnie pokazują najnowsze schematy Siergieja Amielina.



piątek, 16 kwietnia 2010

Drzwi od stodoły

Na zdjęcie poniżej widzimy.. nie, nie stodołę lecz.. radiolatarnię naprowadzającą 10 kwietnia samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie na pas lotniska w Smoleńsku.



Autorem zdjęcia jest Siergiej Amielin, rosyjski pasjonat lotnictwa. Nie wiadomo, w jakim stanie technicznym znajduje się prezentowana radiolatarnia. Sądząc jednak z obrazka w nie najlepszym, bo nawet nie trzyma pionu. Czy jej sygnał mógł być mylący dla pilotów, którym powinna pokazywać idealną oś pasa? Warto by było, żeby ocenili to specjaliści, tym bardziej, że jak już wiemy samolot podchodząc do lądowania nie znajdował się w osi pasa.

Podczas odbywających się kilka dni wcześniej lądowań zarówno Władimira Putina, jak i Donalda Tuska, na lotnisku znajdowały się dodatkowe pomoce nawigacyjne, które jednak zaraz po odlocie premierów zdemontowano. Nie wiadomo, jakie to były przyrządy, choć przy doskonałej pogodzie nie miały one pewnie znaczenia. Natomiast przy fatalnej pogodzie i widoczności jakie były rano 10 kwietnia, gdy piloci prezydenckiego samolotu nie widzieli pasa, mogły być może mieć istotne znaczenie na przebieg lotu.

Siergiej Amielin wykonał też serię zdjęć drzew znajdujących się na drodze Tu-154. Na podstawie ściętych gałęzi i pni można dość dobrze odtworzyć ostatnie metry lotu samolotu. Poniżej fotodokumentacja Amielina z polskimi opisami.



Warto na koniec postawić pytanie, czy w przypadku lotu tej rangi, procedury MON (samoloty rządowe obsługiwane są przez jednostkę wojskową) przewidują jakieś niezbędne minimum oprzyrządowania, w jakie powinno być wyposażone lotnisko docelowe. Jeśli tak, to kto za nie odpowiada i czy nie zostały one złamane. Tak czy tak, po drugiej już wielkiej katastrofie lotniczej jaka miała miejsce za rządów Platformy Obywatelskiej wygląda na to, że mamy do czynienia z wprowadzaniem w życie maksymy marszałka i nomen omen p.o. prezydenta Komorowskiego, że polski lotnik to poleci i na drzwiach od stodoły..

wtorek, 13 kwietnia 2010

Strzały na miejscu katastrofy

Dobrze wsłuchując się w zapis dźwiękowy filmu zrobionego zaraz po katastrofie słychać odgłosy strzałów. Film został zrobiony przez Rosjanina, prawdopodobnie jednego z przypadkowych świadków. Pierwszy strzał słychać w 57 sekundzie filmu.

Prawdopodobnie to samozapłon amunicji jaką mieli przy sobie funkcjonariusze BOR, albo, sądząc z okrzyków w tle, strzały w powietrze jakichś rosyjskich funkcjonariuszy w celu odstraszenia gapiów i ewentualnych szabrowników. W każdym bądź razie brzmią bardzo ponuro..


Katastrofa Tu-154 from c kwadrat on Vimeo

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Lotnisko w Smoleńsku to pułapka

Na rosyjskich i polskich forach lotniczych zrekonstruowano z dużym prawdopodobieństwem przebieg katastrofy samolotu prezydenckiego w Smoleńsku. Okazuje się, że przy słabej widoczności dodatkową przeszkodą do lądowania na tym lotnisku jest ukształtowanie terenu, którego elewacja podnosi się na niewielkim odcinku podejścia do pasa o kilkadziesiąt metrów.

Ta specyficzna rzeźba terenu mogła zmylić pilotów posługujących się przyrządami nawigacyjnymi, które mogli mieć do dyspozycji. Głównie chodzi o odczyt wysokości na jakiej znajdował się samolot. Ta swoista pułapka znana jest miejscowym rosyjskim pilotom..




Na rysunku "Majak" to radiolatarnia, "Miesto padienja" to miejsce upadku, zielona linia WPP to próg pasa. Na mapie satelitarnej wygląda to tak:




W wyniku tego niekorzystnego zbiegu okoliczności (mgła i wynoszący się przed pasem teren) samolot znalazł się w pewnym momencie zaledwie kilka metrów nad ziemią. Było to kilkadziesiąt metrów niżej niż powinien i niż zapewne spodziewali się piloci. Zahaczył wtedy lewym skrzydłem o drzewa i inne przeszkody, w wyniku czego przechylił się na lewe skrzydło i zboczył z kursu, wychodząc z osi pasa. Przechył spowodował, że znajdujące się coraz niżej skrzydło zaczęło zahaczać o coraz więcej przeszkód, a w końcu i o samą ziemię w wyniku czego prezydencki Tu-154M uległ katastrofie.

Hipoteza ta wyjaśnia dwie największe zagadki, związane z katastrofą, jakie próbowano rozwiązać od 3 dni - niską wysokość, na jakiej samolot podchodził do lądowania i przechył na lewe skrzydło. Mój opis jest uproszczony, szczegóły można znaleźć tutaj.

niedziela, 11 kwietnia 2010

Ostatnia droga prezydenta Kaczyńskiego do pałacu













Widząc karawan poczułem smutek, że Lech Kaczyński, mój prezydent, jedzie w nim martwy. Ale i złość, że Jego śmierć to przecież tryumf wszystkich tych, z politykami partii rządzącej na czele, którzy odliczali Mu czas do końca Jego kadencji. Najgorsze było jednak uczucie bezsilności, że nic już nie da się z tym zrobić..