Znamienne jest jak niewiele czasu trzeba, aby media mogły niemal stworzyć na nowo jakieś wydarzenie, jeśli tylko jego główni bohaterowie i kontekst nie są politycznie poprawne.
Nie minęły dwa dni od ujawnienia napaści na Annę Cugier-Kotkę, a dziś nie słyszymy już o pobiciu aktorki, lecz o "rzekomym" pobiciu. Wszystkie wątpliwości w tej sprawie są rozstrzygane przez usłużnych dla PO dziennikarzy na niekorzyść.. ofiary. Sprawców nie ma w polu widzenia - tym łatwiej przemycić tezę, że w ogóle ich nie było. Z tego, że Cugier-Kotka nie chciała złożyć zeznań, próbuje się zrobić z niej konfabulantkę. Ileż razy mi samemu się nie chciało, bo przecież wiadomo, jak długo to trwa. Odpuszczałem nawet jakieś skromne straty, żeby nie sterczeć pół dnia na komendzie. Aktorce tego się odmawia.
Główną osią dyskusji w tej sprawie jest nie to, że w Polsce zapanował swoisty klimat nienawiści, w którym trzech drabów nie boi się w biały dzień, na ulicy wyzwać zwolenniczkę jednej z partii od dziwek, wykręcić jej ręce, szturchać i kopać. Zasadnicze pytanie brzmi: dlaczego Cugier-Kotka nie złożyła od razu zawiadomienie na policji, dlaczego odmówiła zeznań i nie poleciała do mediów?
Nagonka jest tak głośna, że wskazanym tropem biegną nawet niektórzy prawicowi blogerzy, jak Rybitzky i gw1990. Nie przyjdzie żadnemu do głowy, że najnormalniej w świecie można nie mieć na to ochoty. Można nawet nie mieć ochoty, żeby wykorzystać swoje zdolności aktorskie do zrobienia medialnego show - pokuśtykać i popłakać przed kamerami. Bo można być po prostu.. porządnym człowiekiem. A sztab partii, której sympatyczkę potraktowano w ten sposób nie bierze jej w obróbkę i nie robi choćby w nocy o północy konferencji prasowej, że oto w Polsce nastał faszyzm. A może trzeba było..
Widać, że brak wyrachowania i politycznego cynizmu były dużym błędem, bo zarówno partii, jak i samej Cugier-Kotce przypisywane są teraz niecne intencje. Adam Szostkiewicz, publicysta "Polityki", w jakże niewinnie zatytułowanym felietonie "Jak nie Kotką go, to Zetką" oswaja nas z tezą, że "niejasna sprawa rzekomego pobicia aktorki z spotu PiS", miała posłużyć do ,,przykrycia w mediach porażki PiS w eurowyborach". Obiektywizm, wielostronność i brak politycznego zaangażowania dziennikarza aż się z felietonu wylewają - mamy i niejsaną sprawę, i rzekome pobicie, i porażkę PiS, i na dodatek jej przykrycie. Po przeczytaniu tychże aktorce, którą nota bene według Szostkiewicza "ktokolwiek napadł, jeśli napadł", nie pozostaje już nic innego, jak uznać to, iż antycypując wynik wyborów, dała się pobić już w sobotę, przed niedzielnymi wyborami do PE.
Idźmy dalej. Oglądając programy informacyjne z ostatnich dni dochodzę do wniosku, że jednym z grzechów Anny Cugier-Kotki - przypomnijmy: aktorki - jest to, że pokazywała swoje piękne nogi. W szczególności w jednym z programów o luźniejszej formule, gdy położyła je na kolanach Jacka Kurskiego. Popularna w ostatnich dniach powtórka fragmentu tego programu trafiła wczoraj nawet do wieczornych "Faktów" - jak sprawa się ma z pobiciem (ze znakiem zapytania rzecz jasna) pokazał w pełnej krasie redaktor Sianecki. Pan Tomasz wykazał się wyjątkową empatią i współczuciem dla skopanej w chore kolano kobiety. Tak bowiem trafnie, pięknie i, nie bójmy się tego słowa - seksownie, zilustrował swój materiał, że do głowy by nie przyszło, że jedna z tych nóg może być chora. A już żeby te nogi uderzyć.. no to po prostu nie mieści się w głowie. Cugier-Kotka, cukru kostka, kotka słodka..
Ale żeby za słodko nie było - w dzisiejszym "Super Expressie" czytamy, że Cugier-Kotka też potrafi być napastnikiem. Aktorka bowiem "zaatakowała też policję, która jej zdaniem nie chciała przyjąć zgłoszenia o pobiciu." Z wielkim zapewne współczuciem, nie mniejszym niż wyżej wspomniany redaktor Sianecki, dziennikarze "SE" przypominają, że w "marcu Cugier-Kotka chciała popełnić samobójstwo". No i wszystko jasne! Pewnie zatem i w czerwcu, w przedwyborczą sobotę, coś mogło być w tej kwestii na rzeczy.. Jak można było wcześniej podawać w wątpliwość pobicie. Skoro ta pani już raz próbowała targnąć się na swoje życie (bez znaku zapytania), to teraz było na pewno samookaleczenie!
"Super Express" tytułuje dziś Annę Cugier-Kotkę jako "aktorkę PiS", choć jak wiadomo występowała zarówno w spotach PiS, jak i PO. Ale po wyborach mamy nową sytuację, to i nową scenę trzeba przygotować. Nieopatrznie jednak to po stronie PiS są jej aktualne zainteresowania, a co gorsza - nie tylko te zawodowe. Odważna, żeby nie powiedzieć szalona aktorka przyznała się bowiem, że także prywatnie jest za PiS. Musi więc teraz odegrać najtrudniejszą w swoim życiu rolę. I to na scenie pełnej lwów..
1 komentarz:
Sądząc po zachowaniu, to lewaczka. Zresztą sama przyznała, że jest za PiS, dla którego nawet socjaliści narodowi, to skrajna prawica...
Pozdrawiam, na prawo od skrajnej prawicy - Xall
Prześlij komentarz