niedziela, 19 marca 2006

Na diabła nam teraz wybory

Na sobotniej konwencji samorządowej PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział, że jego klub złoży w najbliższym czasie wniosek o samorozwiązanie sejmu. Nadeszła zatem chwila, na którą PO czekała od ogłoszenia wyników jesiennych wyborów, z których podwójną przegraną się do tej pory nie pogodziła i co wzbudza u jej członków coraz większą frustrację.

Chwila tym bardziej upragniona, że "ustabilizowane" głosami posłów Samoobrony i LPR status quo skazywało PO na trwanie już drugą kadencję w opozycji, a tym samym na wewnętrzne walki frakcyjne o przywództwo (mogące skończyć się rozłamem) i na naturalny odpływ członków, chcących zrobić coś konstruktywnego, do obozu rządowego. Odszedł przecież Religa, Gilowska, Sośnierz. Na ich miejsce zaczęli pojawiać się odstawieni na europejską bocznicę ludzie, kojarzeni z podejrzanymi inwestycjami czy wręcz z korupcją. Pojawiające się po dłuższej przerwie twarze Piskorksiego i reszty tzw. układu warszawskiego to znak firmowy "nowego" oblicza PO, które ukazuje się coraz wyraźniej.

Także obecni liderzy PO, jak Tusk, Rokita, Waltz, Komorowski, którzy z rozsądnych liberałów przepoczwarzyli się w zajadłych populistów, karmiących się krytyką każdego posunięcia rządu, mieliby szansę wrócić do korzeni i wykazać się w prawdziwej kampanii wyborczej a nie de facto uprawiać ją od samego początku kadencji parlamentu. Zgodnie z ostatnimi zapowiedziami Kaczynskiego, obecny stan byłby tym bardziej dla PO niebezpieczny, bo groziłby przypieczętowaniem go na dłużej, czy wręcz na całe 4 lata, już prawdziwą większościową koalicją rządową.

Skrócenie kadencji sejmu to nie tylko manna z nieba dla PO, ale też, zgodnie z doniesieniami salonowej prasy, koniec pisowskiej dyktatury. Partia, która głosami wyborców "zawłaszczyła państwo" a jej liderzy permanentnie "niepokojąco zagrażali demokratycznym instytucjom państwa" i niczym Łukaszenka dążyli do pełni "autorytarnych rządów" sami tę władzę oddają! Toż to, używając paraboli w salonowej poetyce, przełom na miarę 1989 roku, w którym PO ma szansę wygrać całą pulę, bo przecież przyszłe wybory nie będą kontraktowe. Czy liderzy PO przyjęli propozycję samorozwiązania sejmu z radością lub chociaż skrywanym zadowoleniem? Nie, dla lidera PO pomysł wcześniejszych wyborów okazał się.. "diaboliczny" (!).

Biorąc powyższe pod uwagę, iście diaboliczny musi być zamysł polityczny liderów PO. Nie chcąc skorzystać z nadarzającej się okazji, liczą na jakąś klęskę rządu, czy wręcz katastrofę. Klęskę oczywiście nie samego rządu, bo nie działa on w próżni - to ma być klęska całego kraju, z której PO oderwie kupony i zamieni na głosy przy urnach. Tylko na takie "działanie" ich stać.

Tagi: ; ; ;

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Drogi Kwadracie.... jak zwykle bardzo celnie... może jednak PO ogarnął strach przed powtórką z historii czyli kolejna wygraną... a przy niskiej frekwencji, może nawet obawa przed stratą 2 miejsca na rzecz nowego SLD - KWASO-OLEJNICZKOWO-BORÓWKOWEGO ...... media znów pokazuja prawdziwą twarz... czyli kto rządzi... co świetnie unaocznił Pospieszalski przypominając że 18 dziennikarz widziało pijanego Prezydenta Kwasa a wszyscy strzelili mordy w kubeł....