poniedziałek, 18 lutego 2008

Cudne rządy

Wystarczyło 100 dni rządów Platformy Obywatelskiej, aby zaczęły dziać się cuda - aby to, co jeszcze 100 dni temu wydawało się niemożliwe, mogło się wydarzyć. A najcudniejsze w tym wszystkim było to, że prawie nikt się temu nie dziwi, a już najmniej media głównego nurtu. Symptomatyczne jest przede wszystkim to, co dzieje się w sejmie, gdzie opozycja nie ma niemal nic do powiedzenia, zastraszana komisjami śledczymi, wygaszeniem mandatów przez marszałka, czy odmawianiem jej posłom prac w niektórych komisjach. Minister sprawiedliwości zajmuje się natomiast wyłącznie polityczną nagonką na poprzedników, wymachuje uszkodzonymi laptopami, kartami sim i nasyła prokuraturę już nie tylko na Zbigniewa Ziobrę, ale chce wtrącić do więzienia poprzedniego premiera.

I oto, dzisiaj mamy już do czynienia z próbą powołania komisji śledczej w sprawie.. nie, nie, nie umorzenia w niejasnych okolicznościach przez Waldemara Pawlaka, lecz nałożenia kary spółce J&S za niezabezpieczenie rezerw gazu. Jak czytam w Rzepie, przedstawiciele zarządu spółki J&S Energy zwrócili się bowiem z apelem do posłów w sprawie powołania sejmowej komisji śledczej, która miałaby zająć się kulisami, nałożonej na firmę, prawie półmiliardowej kary. Jak można się było domyślać, propozycją została przez posłów PO przyjęta ze zrozumieniem. Teraz można już wszystko.. Jak śpiewała sobie pewna starsza pani: "Asa tadarassa, asa tadarasaa, domy stanęły na głowie.". Ale czy aby na pewno domy?

dom z dachem na dole

13 komentarzy:

Anna pisze...

Mało, że się nie dziwią!
To co wykonało np wsi przed tą studniówką i w dzień studniówki, to był majstersztyk.

Swoich wiernych widzów przygotowali (do samej studniówki)całą gamą skeczy z udziałem posłów PiS ofkors.
A później, to juz poszło z górki.

Teraz, która chceli udowodnic brzmiała mniej więcej:
"widzicie Kochani nasi milusińscy, że ten kochliwy rząd wygląda jak gwiazda na nieboskłonie w porównaniu do tych watah niedorżnietych".

Czy jakoś tak.
No, ale ktoś to łyka.

Pozdrowienia

ckwadrat pisze...

Anno, to jest nie tylko 100 dni. To całe lata planowej dezinformacji i manipulacji, które zohydzały prawicę, a w szczególności PiS. Nie wiem, czy to da się jeszcze odkręcić, bo niestety bezrefleksyjna większość to łyka.

Anna pisze...

Odkręcenie tego jest rzeczą raczej niemożliwą.
Chyba, że stałoby się coś spektakularnego.
Bo tutaj ciężko skierować strumień odkodowywania w jedną stronę.
Jest za duzo grup, które kierują się innymi pobudkami w tej swojej nienawiści, niechęci itd.

A media? naturalnie masz rację.
Ale dotychczas nie musiały tak otwarcie zaangazowac się -nie tyle w manipulowanie i indoktrynowanie- ale w otwartą wojnę.
Wystarczało im pilnowac ustalonego stanu rzeczy, bez specjalnego odkrywania twarzy.
Od Olszewskiego, aż do wygrania wyborów przez PiS, nie było przeciez nikogo, kto by im ten ustalony stan rzeczy chciał zrujnować.

Nie da się bez nerw na to patrzeć.
A ludzie to łykają.

Pozdrowienia

ckwadrat pisze...

Anno, komuna też wydawała się nie do odkręcenia, a tu już tylko mgliste wspomnienie po niej. Choć czasami wydaje mi się też, że walka z postkomunizmem jest walką z wiatrakami (i strasznie mnie to wnerwia!), to jednak, jak spojrzę, ile ośrodków niezależnej myśli powstało przez niecałe dwa lata rządów PiS i jak spluralizowały się media, to jestem optymistą. Choć oczywiście największe są wciąż w rękach potężnych grup interesów rodem z PRL i ich pożytecznych idiotów - wykształciuchów.

Anonimowy pisze...

A ja bracie Cekwadracie takim optymistą nie jestem z tą całą postkomuną i wolnymi ośrodkami.
Popatrz tylko co się stało z Der Tagiem jego Michalskimi i innymi Wołkami.
Pod Warszawą musi być jakaś czarna dziura wysysająca… tylko co? Rozum? Odwagę? Papiery z IPN-u? Co??
Nie wiem na przykład co powoduje, że w odbiorze społecznym taki Macierewicz pojawił się tylko przez moment jako człowiek kompetentny, umiarkowany, rozsądny i świetnie przygotowany? Tak, tak! Takim go nawet TVN przedstawiała kiedy był jednym z członków speckomisji od Orlenu. Pewnie to dowód na dwoistość natury albo wręcz schizofrenię tegoż Macierewicza. Na szczęście teraz, oczyma naszych przedstawicieli – żurnalistów, znów go widzimy jako Savonarolę. I to właściwa i słuszna tendencja jest.
Dzisiaj (19.02) słyszę w radio (dzięki tajnemu raportowi opublikowanemu publicznie przez gościa o nazwisku Reszka, czy jakoś tak?), iż do służb tajnych ów straszny człowiek w miejsce superszpiegów z cenzusem (zdobytym w najlepszej szpiegowskiej szkole na świecie) zatrudnił niejakiego Pepka Wyskoczila ze wsi Putim lezącej ponoć przy drodze do Czeskich Budziejowic.
Nie jestem tym zbudowany, niestety…Jeśli się uwzględni pozostałe ściśle tajne raporty wieje grozą.
Co do Tuska to miał już swoje sto dni i wio z nim na Elbę. Taka jest moja rada. Za partnera można mu dołożyć co najwyżej piękną Julię i tajne raporty.

pluto pisze...

To jeszcze raz ja - trener drugiej klasy, ktory sie wpisał powyżej

ckwadrat pisze...

Drogi Pluto, no cóż, "cudowna" przemiana Der Dziennika mogła faktycznie zdołować największego optymistę. A jeśli chodzi o "ośrodki" niezależnej od salonu publicystyki, to fakt, że z wyjątkiem "GP" są to nie tyle ośrodki, co raczej pojedynczy dziennikarze, którzy przebili się do głównego nurtu. Ale 3 lata temu nie było nawet tego, to były nisze w niszach. Pytanie, czy PO będzie w stanie przejąć kontrolę czy zastraszyć wszystkie media. Mam nadzieję, że zmiany w mentalności są już na tyle trwałe, że to się im nie uda. Tak czy tak, zostaje zawsze ostatni szaniec - internet, bo tu ich macki nie sięgną. Choć poszczególnych blogerów już próbowali brać na widelec..

Jaku pisze...

100 dni zmarnowanych dla Polski, 100 dni owocnych dla Rosji i prywatnych interesów postkomunistów.

Jestem zdania, że jedynie odwrócenie zmian zaszłych w Polsce pod wpływem komunistów po 1944 aż do teraz (!), zapewni naszemu krajowi odrodzenie, nowe, prawdziwe elity i szanse na wyjście z gnoju w jakim się teraz znajduje.

Czyli kontrrewolucja (aksamitna bądź nie)...

ckwadrat pisze...

Jaku, przy 58-procentowym poparciu dla polszewików to o kontrrewolucji można chyba zapomnieć. Ja emigruję.. przynajmniej wewnętrznie.

ckwadrat pisze...

Dixi, znowu wcięło mi komentarz u Ciebie, więc przeklejam do siebie. Może zobaczysz..

No cóż, Dixi, wypada mi zgodzić się z wujkiem józefem. No chyba, że cenisz sobie półprywatność, którą zapewnia bloog. "Problem" tylko w tym, że piszesz z niezwykłą przenikliwością i talentem, których grzech marnować na półprywatnym forum. Żebyś chociaż był na blogspocie, bo na blooga naprawdę trudno trafić.. nie mówiąc o zakończonym powodzeniem opublikowaniu komentarza.

Anonimowy pisze...

GL oszołomie, snuj dalej teorie spiskowe na prawicy - ludzie już wybrali: oszołomstwo idzie wpizdu.

Anonimowy pisze...

A czy pamiętają państwo dziesięć zobowiązań, które Platforma miała wypełnić po wyborach? Było wśród nich: przyspieszenie wzrostu gospodarczego, „radykalny” wzrost płac w budżetówce, wzrost emerytur i rent, budowa sieci dróg ekspresowych, gwarancja bezpłatnego dostępu do opieki medycznej, szybkie zakończenie polskiej misji w Iraku. Poza tym Platforma obiecywała: uproszczenie podatków wraz z wprowadzeniem podatku liniowego z ulgą prorodzinną oraz walkę z korupcją w ramach międzypartyjnego paktu antykorupcyjnego.

Co z owych zobowiązań zostało w oficjalnych wypowiedziach nowego premiera? Owszem, decyzja o wycofaniu żołnierzy z Iraku zapadła szybko i znalazła się już w exposé. Ale o pozostałych muszą przypominać mu inni: o Euro 2012 – FIFA i włoscy konkurenci do organizacji mistrzostw Europy w piłce nożnej, o radykalnym wzroście płac w budżetówce – sami pracownicy tego sektora. I to na razie byłoby tyle. Nowych ustaw nie ma, a niezrażeni ich brakiem politycy PO pouczają media, że najważniejsza nie jest ilość, lecz jakość.

Gdzie tu się spieszyć?

A gdzie się podział dynamizm nowego rządu? Kto jeszcze traktuje serio zapewnienia, że Julia Pitera przyćmi pisowskie plany walki z korupcją? Pani Julia otrzymała wszak wspaniały tytuł pełnomocnika rządu do spraw opracowania programu zapobiegania nieprawidłowościom w instytucjach publicznych. Co z tego wynika? Czy poznaliśmy chociaż zarys programu jej działań? Nic z tych rzeczy.

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski nie tak dawno był reklamowany jako człowiek, który chce dużo szerzej otworzyć drzwi nowym kandydatom do zawodu adwokackiego, niż obiecywał to Zbigniew Ziobro. Dziś widać wyraźnie, że zmian nie będzie. Jak bajki o żelaznym wilku brzmią też obietnice Platformy o wzmocnieniu walki z przestępczością i zaostrzeniu kar.

W PO zapomniano też o haśle otwarcia archiwów IPN na oścież. O skasowaniu przywilejów emerytalnych dla ubeków też nikt nie wspomina.

Sprawne szukanie haków

Ale trzeba uczciwie przyznać, że Platforma potrafi działać sprawnie. W szybkim tempie powstaje ustawa, która pozwoli rządowi kontrolować media publiczne i wpływać na rozdawnictwo koncesji dla nadawców prywatnych. Błyskawicznie przeprowadzono czystki w spółkach Skarbu Państwa oraz administracji rządowej i zaoferowano posady ludziom związanym z PO i PSL.Deklaracje Donalda Tuska o wyrzeczeniu się odwetu okazały się bajką dla naiwnych. Bo choć pozostawienie Mariusza Kamińskiego w CBA było szeroko reklamowane jako element wielkodusznej filozofii PO, w rzeczywistości stało się tak po fiasku starań Julii Pitery o znalezienie nań haków.Za to ministra Ćwiąkalskiego nie trzeba poganiać przy pracy nad ustawą, która usamodzielni korporacje sędziowską i prokuratorską. Błyskawicznie też usunięto ze stanowisk tych prokuratorów, którzy w czasach Ziobry prowadzili skuteczne śledztwa w sprawach afer korupcyjnych.

W służbach wojskowych, nad którymi nieformalny patronat zdają się znów pełnić panowie Janusz Zemke i Marek Dukaczewski, wstrzymano weryfikację. Nowa ekipa jest zastanawiająco przychylna postaciom w rodzaju Krzysztofa Bondaryka czy Zdzisława Skorży, które „normalizują” służby specjalne.Szybko i bez sporów zapadła też decyzja w Ministerstwie Kultury o odłożeniu kilku ważnych projektów polityki historycznej. Muzeum Ziem Zachodnich we Wrocławiu w ogóle nie ma już szans na powstanie, a zespół Muzeum Historii Polski zepchnięto na boczny tor.

Koalicja PO – PSL nader sprawnie ujawnia za to przewinienia poprzedniej władzy. Sensacje o utopionych laptopach, zagłuszanych pielęgniarkach, „Jamesach Bondach” po 17-dniowych szkoleniach regularnie wypływają z rządu do mediów. Chyba żadna ekipa tak długo nie nagłaśniała grzechów i grzeszków poprzedników.

Starymi koleinami

Kryterium trzech miesięcy w określaniu intencji nowego rządu nie jest przypadkowe. To wtedy partia pokazuje, co uważa za swe najpilniejsze zadanie, a co zepchnie na margines. To w ciągu trzech pierwszych miesięcy określane są standardy i powstaje hierarchia priorytetów, co uważnie obserwują podwładni nowych ministrów. To w okresie pierwszych stu dni rodzi się właściwy nowemu rządowi klimat.

Co zaś obserwujemy teraz? Że pewne rzeczy uchodzą płazem. Że „cyniczny radykalizm”, jaki Platforma utożsamiała z rządem Jarosława Kaczyńskiego, jest wypierany przez „cyniczny konformizm” kojarzący się z III RP.

Przypomnijmy sobie specjalny tryb zaproszenia na przesłuchanie biznesmena Ryszarda Krauzego. Czy minister Ćwiąkalski nie dał w ten sposób sygnału prokuratorom, że wielkich oligarchów trzeba traktować z respektem? Co mówi anulowanie kary dla spółki J&S? Ilu wielkich biznesmenów nie zapamięta tego przypadku? Ilu PR-owców z ich firm zastanowi się, czy aby nie warto znowu zakręcić się wokół sfer rządowych, by tam poszukać życzliwości dla swoich szefów?

Zawłaszczanie państwa przez PO i PSL może obudzić pokusy korupcyjne, jakie pamiętamy sprzed epoki Rywina. Bo choć rządowi Kaczyńskiego zarzuca się wiele, to jednak nikt nie udowodnił mu tolerancji dla nabijania własnej kieszeni. Nawet najbardziej oburzający przykład działania pro domo sua, jakim było umorzenie długów dawnego PC, nie wiązało się z korzyścią prywatną.

Jeśli jednak takie kiksy, jak sprawa J&S, nie będą przez premiera zauważane, atmosfera może się zmienić. Tym bardziej premier – w swoim najlepiej pojętym interesie – winien dbać o autorytet CBA. Bez służby Mariusza Kamińskiego może wrócić nastrój „odprężenia”, który zgubił ekipę Millera.

Rząd bez właściwości

Donald Tusk bywa przeciwstawiany Jarosławowi Kaczyńskiemu jako korzystna odmiana. Po premierze ideologu, obciążonym doktrynalnym spojrzeniem na świat, przyszedł pragmatyk potrafiący wybierać optymalne rozwiązania. Tomasz Plata w „Dzienniku” komplementuje „premiera bez właściwości”. Chwali Donalda Tuska za to, że skończył z polityką opartą na „twardej tożsamości”, stając się mężem opatrznościowym pokolenia postpolitycznych trzydziestolatków. Publicysta sugeruje, że „twarda tożsamość” uchodziła dotąd w Polsce za silną broń w politycznych wyborach.

Tusk zdobywa poklask zagranicznych stolic, bo przyjmuje – wprost lub pośrednio – poglądy gospodarzy, że iskrzenia we wzajemnych relacjach winna była Warszawa

Czyżby? „Twarde tożsamości” zdarzały się w historii politycznej po 1989 roku – przypomnijmy rządy Jana Olszewskiego, AWS czy Jarosława Kaczyńskiego. Przeważały jednak rządy polityków rzekomo „bez właściwości”. Najlepszym przykładem jest prezydentura Aleksandra Kwaśniewskiego. Okrzyknięto go politykiem bez poglądów, ale gdy szło o obronę ubeckich emerytur, wspieranie kolegów z SLD czy ukłony dla generała Jaruzelskiego, Kwaśniewski zawsze robił, co trzeba. Wrażenie pozapolityczności „prezia” brało się raczej z parasola ochronnego, jaki roztoczyły nad nim media.

Z podobnej premii korzystał w kampanii wyborczej Donald Tusk i korzysta z niej do dziś.

Rządem bez właściwości łatwo być wtedy, gdy ulega się dominującym trendom i naprawdę „twardym tożsamościom”. Bo tożsamości wtedy są naprawdę silne i oddziaływują skutecznie, gdy ubrane są w kostium politycznej poprawności. Gdy natomiast ktoś chce się tym tendencjom przeciwstawiać – tak jak robił to niekiedy odważnie, a niekiedy niezdarnie rząd Kaczyńskiego – łatwo przypiąć mu łatkę ideologicznych awanturników.

Oklaski za konformizm

Jeszcze skuteczniejszy jest konformizm w polityce zagranicznej. Wystarczy akceptować to, co narzucają „wielcy”, a zyskuje się opinię kraju zgodnego i rozsądnego. Na tej zasadzie komplementowana bywa np. Słowenia czy Węgry. Ale czy rola państwa „które bierze, co dają” rzeczywiście wystarcza krajowi średniej wielkości, takiemu jak Polska?

Próby twardej obrony polskich interesów podejmowane przez braci Kaczyńskich wywołały konflikty. Jedne warte zaangażowania, inne mniej – ale kazały one naszym partnerom liczyć się z polska opinią.

Donald Tusk natomiast łatwo zdobywa poklask zagranicznych stolic, bo przyjmuje – wprost lub pośrednio – w Berlinie czy Moskwie poglądy gospodarzy, że iskrzenia we wzajemnych relacjach winna była Warszawa. A elektorat trzydziestolatków, który nie ma cierpliwości do badania meandrów polityki zagranicznej Kaczyńskich, marzy, abyśmy się z Europą nie kłócili. To nowy rząd z pewnością im zapewni. Znacznie trudniej przyjdzie im natomiast zauważenie tego, jak Polska może spadać w rankingu krajów, które liczą się w ważnych europejskich dyskusjach.

Polska znów chce spać

Aideologicznością Tuska zachwycają się głównie ci, których jedynym marzeniem jest to, by nie wróciły „straszne Kaczory”. Wystarczy więc mobilizować młody „antyideologiczny” elektorat, gdy PO grozić będzie odsunięcie od władzy, by wygrywać z PiS i trwać. Sęk w tym, że pewność długich rządów, dobre sondaże i bezideowość mogą skłaniać do bierności. Zresztą mamy już jej oznaki. Idylla i poklask elit skłaniają do jak najdalszego odsuwania reform w czasie.

Mając taką większość parlamentarną, Tusk powinien czuć się silnie. Ale gdy jeszcze miesiąc temu wybuchały strajki lekarzy, górników czy celników, nie było tego widać. Tusk dba o to, by kochali go sędziowie i adwokaci. Dba, by ująć Waszyngton gotowością do natychmiastowego uznania suwerenności Kosowa, a Brukselę – pędem do przyjęcia traktatu konstytucyjnego. Politycy Platformy i PSL mają nadzieję, że sto dni wyrozumiałości – przy życzliwości mediów i Zachodu – zamienią się w cztery długie lata.

Tyle że nastroje Polaków wirują jak szalona kolejka w lunaparku. Dziś Polacy chcą spokoju, bo zmęczył ich konflikt o wartości z czasów Kaczyńskiego. Podobają im się ludzie bez właściwości i z tej politycznej drzemki korzystają, jak tylko mogą. Nie interesuje ich więc, w jaki sposób nowa ekipa czyści teren po poprzednikach. Ale za jakiś czas, gdy w wyidealizowanej fasadzie pojawią się rysy i pęknięcia, mogą na nowo zacząć oburzać się na dziwaczne umorzenia długów potężnym koncernom.

Od czasów rządu Leszka Millera żaden gabinet nie miał tak silnej większości w parlamencie. Wydawałoby się więc, że Donald Tusk bez trudu zostanie władcą królestwa politycznych możliwości. Ale pamiętajmy, że jego rząd nie dostał spokoju za darmo. To każe premierowi liczyć się z możnymi tego świata. A w taki sposób zostaje się władcą królestwa konieczności.
Źródło : Rzeczpospolita

Jaku pisze...

hehe to emigruję z Tobą, aby przygotować za granicą bojówki antyPOwskie - będziemy jak Al Kaida;)

myślę, że te 58% to w większości bezwolne masy, którymi mała ale dobrze zorganizowana i sprawna grupa (organizacja albo partia), mogłaby bez problemu pokierować.