wtorek, 26 czerwca 2007

Sensacyjny aneks do Raportu o likwidacji WSI

W jutrzejszej "Gazecie Polskiej" ukaże się wywiad z Antonim Macierewiczem, zawierający moim zdaniem kilka sensacyjnych stwierdzeń. Szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego zdradza w nim m.in. to, że najprawdopodobniej do końca lata zostanie ujawniony aneks do Raportu o likwidacji WSI. Co się w nim znajdzie?

"Dla przykładu: będą to zestawienia materiałów z różnych lat, aż do 1991 r. pokazujących jak Sowieci wydawali polecenia służbom wojskowym dostarczania konkretnych informacji i wykonywania czynności operacyjnych. Jak egzekwowali te polecenia. I w jaki sposób tzw. polskie służby na bieżąco wykonywały polecenia służb sowieckich. W okresie po 1989 r. postkomunistyczne struktury zatarły skutecznie prawdę o tej dyspozycyjności."

Macierewicz zwraca w wywiadzie uwagę na niemal kompletną bezradność WSI wobec Rosji. "Przez 16 lat istnienia III RP wojskowe służby nie schwytały ani jednego rosyjskiego szpiega, choć rosyjskie służby nadal penetrowały intensywnie najważniejsze dziedziny naszego życia i gospodarki. A rosyjscy agenci zostali przecież zidentyfikowani. Urząd Ochrony Państwa, choć też miał swoje słabości, zdemaskował i zatrzymał ich kilkunastu. Wyręczając WSI. "

Aneks do Raportu o likwidacji WSI rzuci też nowe światło na wiele afer, w które, jak się okazuje, zamieszani byli ludzie z WSI. Przykładowo: "działania mafii paliwowej były niemal ręcznie sterowane przez WSI. Nielegalny handel bronią stał się całym systemem. To była taka tajna siła, która umożliwiała w dodatku różnym gangsterom uprzywilejowaną czy wręcz monopolistyczna pozycję w polskiej gospodarce. Nasza wiedza o tych sprawach jest obecnie dużo większa niż przedstawiona w „Raporcie”. Mamy komplet notatek z handlu bronią, pakiet dokumentów dotyczących mafii paliwowej. Dużą dokumentację afer politycznych i korupcyjnych. Wygląda to zwykle inaczej niż wynikałoby z pewnych relacji prasowych, które opisywały działalność mafii paliwowej, Orlenu czy King and King." [..]
Mogę powiedzieć tyle, że w niektórych ważnych aferach politycznych uczestniczyli funkcjonariusze WSI. I że świetnie znali zagrożenia, ale je lekceważyli.

Okazuje się też, że funkcjonariusze WSI czuli się na tyle mocni, że powołali specjalny zespół.. "przeciwko sejmowej komisji ds służb specjalnych, który monitorował i kontrolował jej pracę. To było dzieło ówczesnego szefa WSI gen. Dukaczewskiego. [..] Pozostała z tego cała teka dokumentów, którą znaleźliśmy w ramach prac komisji likwidacyjnej WSI."

Więcej w jutrzejszej Gazecie Polskiej.

sobota, 23 czerwca 2007

Szczyt UE - porażka czy sukces Polski?

W zależności od sympatii politycznych można próbować udowodnić przeciwstawne tezy: o sukcesie lub porażce delegacji polskiej na zakończonym właśnie szczycie Unii Europejskiej. Fanatyczni przeciwnicy PiS obwieszczają nawet "kompletną porażkę". Zwolennicy tej opcji zauważają, że nie uzyskaliśmy w Brukseli tego, co planowaliśmy, czyli wpisania dyskusji o systemie głosowania do mandatu na otwarcie Konferencji Międzyrządowej, która ma ostatecznie opracować traktat zastępujący eurokonstytucję. Koronnym argumentem za uznaniem negocjacji za porażkę ma być to, że polscy negocjatorzy nie "umarli za pierwiastek", czyli - jak rozumiem - nie zawetowali szczytu (co skończyłoby się prawdopodobnie izolacją Polski).

Dobrym przykładem takiego rozumowania jest linkowany wyżej post Łukasza Warzechy, w którym zauważa on m.in. "jestem pewien, że gdyby tydzień temu ktoś im [sympatykom rządu] powiedział, że może moglibyśmy się zgodzić na takie rozwiązanie, jakie zostało ostatecznie przyjęte, okrzyknęliby go zdrajcą." A zatem Kaczyńscy nie dość, że rzekomo ponieśli porażkę, to powinni zostać okrzyknięci nawet przez swoich zwolenników.. zdrajcami! Publicysta "Faktu" nie zauważa jednak różnicy, pomiędzy tym, co można uznawać za dobre rozwiązanie PRZED rozpoczęciem negocjacji, a co PO, gdy okazuje się, że przeciw "pierwiastkowi" było 25 państw. "To był mur" - jak określił to Jarosław Kaczyński.

Warzecha, nie zrażony moją uwagą, że gdyby przed negocjacjami godzić się na coś, co wypracowuje się dopiero w drodze kompromisu, rokowania nie miałyby żadnego sensu brnie dalej: "Gdy tydzień temu mówiono lub pisano, że mamy przeciwko sobie 25 państw, fanatycy propisowscy krzyczeli, że to nieważne, że trzeba iść na zwarcie itd." Ale, czy, gdybyśmy nie poszli na zwarcie, to zamiast "pierwiastka" osiągnęlibyśmy cokolwiek w zamian? Niech każdy sobie na to pytanie odpowie.

Chciałbym też zauważyć, że Polska delegacja, proponując oparty na systemie pierwiastkowym Kompromis Jagielloński, nie walczyła tylko o "partykularny interes narodowy" (jak raczył był uprzejmie zauważyć przewodniczący Parlamentu Europejskiego Hans Gert Poetering), ale o sprawiedliwy podział głosów, zapewniający, że każdy obywatel każdego państwa członkowskiego UE będzie miał jednakowy wpływ na decyzje unijne.

Zamiast "pierwiastka" osiągnięto kompromis, zgodnie z którym przedłużono obowiązywanie do 2014 roku jednego złego z perspektywy całej UE systemu (Nicea), ale bardzo korzystnego dla Polski, aby po tej dacie mógł obowiązywać system przejściowy, a po 2017 inny zły system (podwójnej większości). Przynajmniej jeśli chodzi o ten aspekt przegranymi są wszyscy Europejczycy. Tak się bowiem składa, że na Nicei najwięcej zyskują te państwa, które tracą na podwójnej większości. Im bardziej odroczona w czasie podwójna większość, tym lepiej dla Polski, ale niekoniecznie dla innych.

10 lat z okładem zanim miałaby zacząć obowiązywać podwójna większość wydaje się obiektywnie długim okresem. Takim abyśmy mogli zdążyć załatwić w Unii, to co dla nas najważniejsze, nie wyłączając korzystnego podziału środków budżetowych. Co więcej, trudno dzisiaj z całą pewnością przesądzić, czy wynegocjowane wejście w życie systemu podwójnej większości będzie w 2017 roku w ogóle aktualne. Nie mówiąc o tym, czy będzie on funkcjonował tak długo, co przedłużona właśnie dzięki polskim negocjatorom Nicea. Jest to zdarzenie przyszłe i niepewne. Wiele porozumień, traktatów i umów międzynarodowych w całości bądź w części sypało się o wiele szybciej, niż okres, w którym przewidziano wejście w życie mniej korzystnego dla Polski rozwiązania. Można zatem z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że w horyzoncie najbliższej dekady to, co udało się wynegocjować polskiej delegacji jest ewidentnym sukcesem.

Zneutralizuje go ewentualnie dopiero dekada obowiązywania systemu podwójnej większości. Jeśli oczywiście myślenie o Europie i pozycji w niej Polski w kategoriach siły głosu w Radzie UE będzie za te kilkanaście lat miało jeszcze jakiś sens..

piątek, 22 czerwca 2007

Kompromis czy honor

Słyszę żądanie aneksji Gdańska do Rzeszy, z chwilą, kiedy na naszą propozycję, wspólnego gwarantowania istnienia i praw Wolnego Miasta nie otrzymuję odpowiedzi, a natomiast dowiaduje się następnie, że została ona uznana za odrzucenie rokowań – to muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi?

Czy o swobodę ludności niemieckiej Gdańska, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe, czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da! (...) Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor.

Józef Beck, Minister Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej, 5 maja 1939



68 lat później

Kanclerz Niemiec Angela Merkel zaproponowała, aby zwołać Konferencję Międzyrządową w sprawie unijnego traktatu bez Polski - powiedział rzecznik niemieckiej prezydencji UE.

Słyszę żądanie przyjęcia systemu podwójnej większości głosowania w Radzie Unii Europejskiej, z chwilą, kiedy na naszą propozycję, gwarantowania równej siły głosu każdemu obywatelowi z każdego kraju UE otrzymuję odpowiedź, że jest to partykularny interes Polski, a natomiast dowiaduje się następnie, że została ona uznana za odrzucenie rokowań to muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi?

Czy o swobodę ludności niemieckiej w uznaniu jej proporcjonalnej do populacji siły głosu, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe, czy też o odepchnięcie Polski od należnego jej wpływu na decyzje podejmowane w Radzie UE, od której Polska odepchnąć się nie da! (..) Kompromis jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, ciesząca się niepodległością i suwerennością od zaledwie 18 lat, na pewno na kompromis zasługuje. Ale kompromis, jak prawie wszystkie sprawy Unii, ma swoją cenę wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia kompromisu za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor.

wtorek, 19 czerwca 2007

Pierwiastek na szczycie

Sukces polskiej dyplomacji! W dokumencie, przygotowywanym na czwartkowy szczyt Unii Europejskiej, niemiecki rząd napisał, iż "dwa państwa [czyli Polska i Czechy] zgłosiły zastrzeżenia do systemu głosowania i uznały potrzebę dalszych negocjacji w sprawie sposobu głosowania." Zamieszczono też polskie argumenty za systemem pierwiastkowym.

To jednak dopiero początek batalii o równy, sprawiedliwy i demokratyczny podział głosów w Radzie UE. Istotne będzie to, czy dyskusja o systemie głosowania zostanie wprowadzona do tzw. mandatu na otwarcie Konferencji Międzyrządowej szefów państw i rządów, która ma opracować traktat zastępujący eurokonstytucję. No i oczywiście to, czy "pierwiastek" zostanie ostatecznie do tego traktatu wpisany. Uznanie polskiego stanowiska przez sprawujące obecnie prezydencję w Unii Niemcy już na tak wczesnym etapie całej procedury negocjacyjnej napawa optymizmem.

poniedziałek, 18 czerwca 2007

Cała prawda o pierwiastku. Profesor kontra łże-profesor

Dzisiaj chciałbym gorąco polecić komentarz Wojciecha Słomczyńskiego, matematyka, jednego z autorów pierwiastkowego systemu głosowania (czy raczej "Kompromisu Jagiellońskiego"), jakiego udzielił na blogu w pełni tego słowa znaczeniu łże-profesora Wojciecha Sadurskiego.

Komentarz Słomczyńskiego znalazł się pod aroganckim wobec naukowców, prześmiewczym wobec polskich interesów narodowych, manipulanckim i ignoranckim wpisem Sadurskiego w Salonie24. Notka Sadurskiego jest karygodna nie tylko z punktu widzenia polskiej racji stanu i merytoryki problemu ale też dobrych obyczajów i to nie tylko w świecie naukowym. Komentarz Słomczyńskiego warto przeczytać nie tylko dlatego, aby dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy o "pierwiastku", ale żeby też zobaczyć, jaka przepaść intelektualna dzieli profesora od łże-profesora.

PS. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Sadurski jest zatrudniony w Europejskim Instytucie Uniwersyteckim (EUI):

Wojciech Sadurski, Europejski Uniwersytet Europejski

Jak czytamy w Wikipedii EUI "prowadzi badania w zakresie historii, prawa, ekonomii oraz nauk politycznych i społecznych z perspektywy europejskiej", jest "pierwszą placówką naukowo-dydaktyczną na poziomie europejskim" oraz "międzyrządową organizacją międzynarodową, a Polska jest stroną umowy o jej powołaniu". Słuchacze instytutu to m.in. przyszli "urzędnicy instytucji europejskich lub innych znanych organizacji międzynarodowych". Ciekaw tylko jestem, czy próbka dydaktyczna jednego z wykładowców EUI, do której odniósł się profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, jest reprezentatywna dla poziomu i perspektywy europejskiej Instytutu..

A teraz już "Cała prawda o pierwiastku" Wojciecha Słomczyńskiego (na zdjęciu poniżej; wytłuszczenia moje).


Wojciech Słomczyński, UJSzanowny Panie Profesorze,

pozwalam sobie zabrać głos na Pańskim blogu z dwóch powodów. Po pierwsze, jako jeden ze współtwórców „systemu pierwiastkowego” (czy, jak wolę to nazywać, „Kompromisu Jagiellońskiego”) czuje się również współodpowiedzialny za losy tej propozycji. Po drugie, pragnąłbym sprostować szereg fałszywych opinii, które pojawiają się w wypowiedziach na blogu, w tym również w Pańskich wypowiedziach.

Jak Pan zapewne pamięta, wymieniliśmy na przestrzeni ostatnich lat kilka listów dotyczących systemów głosowania w Radzie Unii Europejskiej. Sugerowałem Panu wtedy zapoznanie się z literaturą przedmiotu – rozumiem jednak, że nie znalazł Pan na to czasu, albo że, jako prawnika, nie zainteresowała ona Pana wystarczająco. Szkoda. W ostatnich 10 latach ukazało się bowiem zarówno w periodykach specjalistycznych, jak i w literaturze popularnonaukowej blisko 200 prac poświęconych temu zagadnieniu. Autorami byli nie tylko, jak Pan sugeruje, matematycy czy fizycy, ale również ekonomiści, politolodzy, prawnicy i specjaliści od badań operacyjnych. Większość poruszanych przez Pana i innych dyskutantów kwestii była wielokrotnie i pod różnymi aspektami analizowana w najdrobniejszych szczegółach.

Miałbym również do Pana Profesora pewną osobistą prośbę. Określenia typu: „zwariowany matematyk, broniący jakiegoś ustanowionego przez siebie naukowego prawidła” czy „kuglarstwo”, albo drwiny w rodzaju „ludność każdego państwa podnieść do trzeciej potęgi, podzielić przez siedem, przemnożyć przez procent dni deszczowych w roku i odjąć sumę stanowiącą odpowiednik długości linii kolejowych w tym kraju” lub „logarytmu, przepraszam, pierwiastka” naprawdę nie mieszczą się w ramach uprzejmego (i naukowego) dyskursu, ani w Krakowie czy we Florencji, ani nigdzie indziej w Unii Europejskiej, i dlatego chyba dobrze jest ich unikać nawet na blogu.

Co do meritum:

1. Pisze Pan: „system pierwiastkowego, który rzecz jasna nie istnieje, bo jest tylko wyciągniętą w ostatniej chwili propozycją jednego jedynego państwa” i myli się Pan, moim zdaniem, niemal całkowicie.
Nie chodzi mi tu wcale o zignorowane przez Pana, z nieznanych mi powodów, poparcie jakiego świadomie i po dogłębnej analizie problemu udzieliła nam Republika Czeska (zaciekawi może Pana fakt, że rząd Czech zasięgnął wcześniej rady czeskich matematyków i politologów), ale o coś bardziej podstawowego.

System głosowania oparty na tzw. prawie pierwiastkowym wymyślonym przez Anglika Lionela S. Penrose’a w latach 40-tych XX wieku został bowiem po raz pierwszy zastosowany w stosunku do Rady Ministrów UE przez Annick Laruelle z Université Catholique de Louvain w Belgii i Mikę Widgréna z Turku School of Economics and Business Administration w Finlandii w roku 1996. Od tamtego czasu był on w tym kontekście analizowany przez wielu autorów z różnych krajów, w tym w pracach: Schmitter, Torreblanca (1997), Laruelle, Widgrén (1998), Moberg (1998), Baldwin, Berglöf, Giavazzi, Widgrén (2000), Felsenthal, Machover (2000-2004), Hosli (2000), Sutter (2000), Tiilikainen, Widgrén (2000), Kandogan (2001), Bovens, Hartmann (2002), Leech (2002), Moberg (2002), Hosli, Machover (2002), Leech, Machover (2003), Mabille (2003), Widgrén (2003), Baldwin, Widgrén (2004), Beisbart, Bovens, Hartmann (2004), Bilbao (2004), Bobay (2004), Kirsch (2004), Lindner (2004), Lindner, Machover (2004), Plechanovová (2004, 2006), Sozański (2004), Ade (2005), Koornwinder (2005), Pajala (2005), Maaser, Napel (2006), Taagepera, Hosli (2006), żeby wymienić tylko najważniejsze!

Ideę „pierwiastkowego” rozkładu wag głosów uzupełniliśmy (profesor Karol Życzkowski i ja) o uniwersalną metodę obiektywnego wyboru progu, powyżej którego decyzja zostaje podjęta (dla UE-27 wynosi on 61,6%) i przedstawiliśmy ją po raz pierwszy w styczniu 2004 roku na łamach „Rzeczpospolitej” w artykule: „Czy warto umierać za Niceę? – prawda i mity”. Tak powstały system został potem nazwany przez media „Kompromisem Jagiellońskim”. Przed szczytem Unii Europejskiej w Brukseli w czerwcu roku 2004 ukazał się list otwarty z poparciem dla pierwiastkowych wag głosu w Radzie Ministrów, podpisany przez ponad 40 naukowców z 10 krajów europejskich.

Odrzucenie Traktatu Konstytucyjnego przez społeczeństwa Francji i Holandii stworzyło warunki do powtórnej dyskusji na temat systemu podejmowania decyzji w UE, w szczególności stworzyło nowe perspektywy dla „propozycji pierwiastkowej”. O ile mi wiadomo polscy politycy (rząd, europosłowie) dyskutują tę koncepcję z europejskimi partnerami co najmniej od kilku miesięcy.

2. Dlaczego naukowcy reprezentujący różne dziedziny i kraje poparli i nadal popierają ten właśnie system? Otóż dlatego, że jest to właśnie system, który uważają za najbardziej demokratyczny. Fakt ten jest treścią wspomnianego wyżej prawa Penrose’a należącego już do klasyki teorii wyboru społecznego. Prawo Penrose’a stwierdza, że przy pewnych założeniach w tym właśnie systemie siła głosu każdego obywatela Unii Europejskiej – od największych Niemiec do najmniejszej Malty – jest taka sama. Jest to tzw. zasada reprezentatywności.

Pierwiastek kwadratowy nie jest tu bynajmniej celem samym w sobie, jak zrozumiało błędnie wielu, a tylko technicznym środkiem gwarantującym, na mocy odpowiednich twierdzeń matematycznych, realizację tej zasady. Efekt „spłaszczenia” zaś, o którym tak wiele osób pisze, też jest jedynie ubocznym skutkiem zastosowania tej metody - nie zaś jej głównym celem.

Absurdalne jest zwłaszcza stwierdzenie, że podstawową rolą „systemu pierwiastkowego” jest zmniejszenie siły głosu Niemiec. Można je skomentować jedynie zauważając, że opowiada się za tym systemem wielu (i to czołowych) ekspertów niemieckich. Takie stwierdzenie dobrze, być może, wypada na okładkach tabloidów, znacznie gorzej prezentuje się w poważnej dyskusji naukowej, gdzie decydują argumenty, a nie hasła.

Oczywiście można zapytać (jak to ironicznie i trochę naiwnie czynią niektórzy internauci) dlaczego w rozdziale wag nie pojawiają się logarytmy, sinusy czy pierwiastki sześcienne, albo na przykład wagi proporcjonalne do liczby ludności. Na tak postawione pytanie nie da się odpowiedzieć bez użycia matematyki, tak jak na przykład, toute proportion gardée, nie da się odpowiedzieć bez użycia matematyki na pytanie dlaczego w słynnym wzorze Einsteina mamy "E = m razy c kwadrat", a nie na przykład "E = m razy c do sześcianu" albo "E = m razy c". Naprawdę obu problemów nie da się bez zastosowania nauk ścisłych rozstrzygnąć, z tym, że teoria głosowania jest dużo prostsza od teorii względności.

3. Stwierdza Pan „nie da się wyliczyć, który system głosowania jest lepszy dla konkretnego kraju”.
Otóż jak najbardziej się da i służą temu, tak zwane wskaźniki siły głosu. Jest ich kilka (np. wskaźnik Banzhafa, Shapleya-Shubika, Colemana) i każdy z nich mierzy inny aspekt tej siły (np. zdolność blokowania decyzji, zdolność tworzenia koalicji) - w sumie dają one doskonały i pełny obraz sytuacji. Mnóstwo osób na świecie zajmuje się tym od pięćdziesięciu przeszło lat. Co więcej, niedawno opublikowane prace fińskich uczonych wskazują, że od tak mierzonej siły głosu zależy w ogromnym stopniu ilość środków jakie dany kraj otrzymuje w unijnym budżecie.

4. Pisze Pan dalej: „System podwójnej większości nie dlatego jest tak popularny, że sprzyja Niemcom i Francji, ale dlatego że jest najbardziej przejrzysty i demokratyczny”.
Przykro mi, ale Pańskiej opinii nie podziela nikt ze znanych mi ekspertów. Większość z nich uważa go nawet za gorszy od nicejskiego, który działa zresztą jak na razie nadspodziewanie dobrze, co pokazano w kilku opracowaniach, które ukazały się w tym roku w Brukseli. Również naukowcy niemieccy są tu przeciwnego niż Pan zdania, o czym dalej.

System konstytucyjny nie jest wcale przejrzysty, gdyż nie można ocenić bez matematycznych obliczeń jaką realną siłę głosu przyznaje poszczególnym krajom. Nie jest też przejrzysty, bo jak można racjonalnie uzasadnić wybór progów decyzyjnych na poziomie akurat 55% i 65%, dodatkową klauzulę o czwórce blokującej, czy też dodatkowy złożony mechanizm blokujący przypominający tzw. kompromis z Janiny. To jest w gruncie rzeczy bardzo skomplikowany system, ale opinii publicznej prezentuje się zwykle tylko jego część – „podwójną większość” - stąd powstaje pozorne (i fałszywe) wrażenie prostoty.

Dlaczego nie jest demokratyczny wspominałem wyżej – nie gwarantuje on równego wpływu obywatelom Unii na podejmowane decyzje. Warto dodać, że zwiększa też istotnie w stosunku do innych systemów prawdopodobieństwo podjęcia decyzji przez Radę wbrew woli większości mieszkańców UE.

"Kompromis Jagielloński" posiada natomiast te zalety, których brak niestety systemowi konstytucyjnemu: jest przejrzysty, obiektywny i demokratyczny. Gwarantuje większą efektywność działań Rady UE i możliwość łatwej modyfikacji systemu przy dalszych rozszerzeniach.

5. Zauważa Pan: „perspektywa, jaką nas straszą dzisiaj, że zasada podwójnej większości preferuje państwa wielkie, jest w dużej mierze zredukowana przez drugi człon podwójnej większości, w którym każde państwo: Luksemburg czy Niemcy, liczą się tak samo”.
Otóż może się to wydawać dziwne, ale nie jest zredukowana. Wspomniany L. S. Penrose pisał o tym przeszło 50 lat temu (!) tak: „Jeżeli dwa głosowania byłyby wymagane dla każdej decyzji, jedno oparte na zasadzie per capita i drugie na zasadzie przypisania każdemu krajowi jednego głosu, to system taki byłby niewłaściwy, bo sprzyjałby krajom dużym”. Oczywiście dokładne wytłumaczenie dlaczego tak jest znów wymaga odrobiny matematyki. Można pokazać, że na systemie konstytucyjnym korzystają tylko kraje największe i najmniejsze – tracą istotnie wszystkie średnie od Hiszpanii po Irlandię, w tym, rzecz jasna, Polska.

6. Wyraża Pan opinię, że: „jakikolwiek system głosowania, by miał szansę na choćby minimalne poparcie, musi odnosić się do jakichś realiów politycznych” sugerując, że „system pierwiastkowy” jest pomysłem „zwariowanych matematyków”.
Pozwolę sobie przytoczyć dwa głosy bardzo znanych polityków zachodnich na jego temat na dowód, że jest inaczej: gdy system oparty na pierwiastku kwadratowym został zaproponowany przez rząd szwedzki w roku 2000, ówczesny premier Szwecji Göran Persson stwierdził: „nasza formuła ma tę zaletę, że jest łatwo zrozumiała dla opinii publicznej i praktyczna do zastosowania w poszerzonej Europie [...] jest przejrzysta, logiczna i uczciwa”. Były premier Irlandii John Bruton również pozytywnie odniósł się do systemu głosowania opartego na prawie Penrose’a w roku 2004 mówiąc: „Zamiast podwójnej większości, moglibyśmy umieścić w Traktacie nową, jasną i automatyczną formułę matematyczną służącą do rozdziału wag głosu, która przydzielałaby wagi głosu poszczególnym krajom na podstawie pierwiastka kwadratowego z liczby ludności, nie zaś na podstawie samej liczby ludności”. Opinie te wcale nie dziwią. System pierwiastkowy, czy ogólniej degresywny system rozdziału głosów, jest bowiem bliski temu co proponowali (i co uważali za fundamentalne) u zarania Wspólnot Europejskich „Ojcowie Założyciele” Unii - Konrad Adenauer i Jean Monnet (pierwszy system głosowania w Radzie wyglądał tak: Francja (wtedy najludniejsza), Niemcy i Włochy – 4 głosy, Belgia i Holandia – 2 głosy, Luksemburg – 1 głos). Podobnie zresztą wygląda system rozdziału głosów między kraje związkowe w izbie wyższej niemieckiego parlamentu: np. największa Bawaria ma 6 głosów, a wielokrotnie mniejsza od niej Saara – 3 głosy. Pisał o tym w „FAZ” trzy lata temu wybitny polityk niemiecki – Helmut Kohl.

7. Pisze Pan: „ten instrument naukowy nigdy nie stał się praktyką w żadnej organizacji, międzynarodowej ani jakiejkolwiek innej”.
Znów nie mogę się zgodzić - znam bowiem przynajmniej cztery organizacje międzynarodowe, w których „system pierwiastkowy” obowiązuje. Przyjemność ich znalezienia w sieci zostawiam czytelnikom Pana blogu. Nie znam natomiast ani jednej organizacji, w której zastosowano system pokrewny konstytucyjnej "podwójnej większości".

8. Wspomina Pan wreszcie swojego przyjaciela Belga wybuchającego „perlistym śmiechem” na dźwięk słowa „pierwiastek”. Cóż, w ciągu ostatnich trzech lat mieliśmy przyjemność rozmawiać osobiście, a także wymieniać listy z wieloma ekspertami i politykami polskimi oraz zagranicznymi, i przyznam, że nigdy nie spotkałem się z podobną reakcją, wręcz przeciwnie. Pana przyjaciel miał zapewne jakieś złe doświadczenia z matematyką w przeszłości i to musiało zaważyć na jego reakcji. Co do stosunku zachodnich ekspertów (nie dziennikarzy!) do polskiej propozycji pozwolę sobie przytoczyć kilka miarodajnych opinii z ostatnich dni:

14.06. „Frankfurter Allgemeine Zeitung”
Quadratwurzel-Behandlung für Europa
Von Stefan Tomik
(w artykule cytowana jest pozytywna opinia prof. Wernera Kircha z Ruhr-Universität Bochum o polskiej propozycji. Prof. Werner Kirsch jest nie tylko jednym z najlepszych niemieckich ekspertów od systemów głosowania, ale także aktywnym politykiem współrządzącej SPD)

15.06. Poland's square-root-ness
Richard Baldwin, Mika Widgrén
(ten artykuł popiera i wyjaśnia polskie stanowisko; autorzy zaczynają tekst od słów: „Poland insists that the EU allocate Council-of-Minister votes according to the square root of each nation's population. There is a method to this madness, in fact it has a cherished place in voting game theory, but it takes some work to see why”, a kończą słowami „Now you understand why Poland is so adamant about it. They are just trying to be fair. Well, actually the square root serves them pretty well in terms of power, but that is another topic”.)

16.06. Pandora’s (ballot) box
Richard Baldwin, Mika Widgrén
(ten artykuł wyjaśnia dlaczego warto otworzyć „puszkę Pandory” i dyskutować system głosowania w Radzie. Autorzy piszą: „The German Presidency wants to avoid discussion of voting rules in the new treaty, but the rules in the Constitution were agreed in a crisis atmosphere in 2004. Excluding discussion and analysis is not the way to get them right”.)

Prof. Richard Baldwin jest znanym szwajcarskim ekonomistą pracującym na Uniwersytecie w Genewie i dyrektorem czołowego europejskiego think-tanku Centre for Economic Policy Research, zaś prof. Mika Widgrén wybitnym fińskim politologiem i ekonomistą pracującym na Uniwersytecie w Turku. Są autorami kilkudziesięciu prac o sposobie podejmowania decyzji w Unii Europejskiej. To są naprawdę najlepsi w Europie specjaliści w tej dziedzinie.

I na koniec cytat z artykułu najwybitniejszego, być może, niemieckiego znawcy systemów głosowania prof. Friedricha Pukelsheima z Uniwersytetu w Augsburgu, „Der Jagiellonische Kompromiss”, który ukaże się niedługo w prasie szwajcarskiej: „Wenn Sarkozy, Zapatero und Merkel nun in Polen vorsprechen, dann tun die Gebr¨uder Kaczyński eine gute Tat f¨ur Europa, ihren G¨asten die Wurzeln des Jagiellonischen Kompromisses zu erl¨autern. Fast f¨unfzig Wissenschaftler haben 2004 in einem offenen Brief an die EU-Regierungen daf¨ur geworben, die Bev¨olkerungswurzeln zur Grundlageder Stimmgewichte zu machen. Wieder zu Hause kann Sarkozy die franz¨osischen Wissenschaftlern, die den offenen Briefes mittragen, befragen, Zapatero die spanischen und Merkel die deutschen. Die Staatschefs werden von allen Seiten dasselbe zu h¨oren bekommen. Der Jagiellonische Kompromiss ist nicht nur gut f¨ur die Polen, sondern f¨ur alle Europ¨aer das beste”.

Na zakończenie wrócę do matematyki. Czy „pierwiastek kwadratowy” to rzeczywiście pojęcie zbyt trudne, by mogło znaleźć się w traktacie unijnym? Tu można tylko odpowiedzieć, że „pierwiastki” należą do kanonu wykształcenia współczesnego Europejczyka w takim samym stopniu jak dzieła Goethego, zasady funkcjonowania organizmu ludzkiego, czy też historia rewolucji francuskiej. Każdy obywatel UE, który otrzymał wiedzę na poziomie naszego gimnazjum powinien znać to pojęcie i umieć je stosować.

Ale jest niekiedy inaczej i czołowy polityk europejski (Jo Leinen) może spokojnie i niejako z dumą oświadczyć, że „od dzieciństwa nie znosił pierwiastków”, co zresztą nie przeszkadza mu wypowiadać się obszernie w prasie na temat „Kompromisu Jagiellońskiego”.

Jak Dioklecjan, setki lat przed nim, mógłby powtarzać: „Artem geometriae discere atque exerceri publice intersit, ars autem mathematica damnabilis interdicta est”, co potem Justynian umieścił w swoim wiekopomnym Kodeksie w rozdziale 9.18 o miło brzmiącym dla ucha tytule: „De maleficiis et mathematicis et ceteris similibus”. Tak zaczęło się średniowiecze…

Nie wiem, czy w nadchodzących rokowaniach polski rząd odniesie sukces - szczerze mu tego życzę. Trzeba jednak mieć jasną świadomość, że to Polska właśnie ("plus ratio quam vis") występuje jako rzecznik propozycji, która przez europejski świat akademicki uznawana jest za sprawiedliwą, przejrzystą, nowoczesną i dającą równy wpływ na podejmowane decyzje wszystkim obywatelom Unii Europejskiej. Propozycji, która jest dobra dla naszego kraju, ale przede wszystkim uwzględnia fakt, że obok krajów największych są w Unii kraje średnie i małe, tworzące w równym stopniu to co nazywamy Europą.

Z wyrazami szacunku – Wojciech Słomczyński

PS. Tych z Państwa, którzy są zainteresowani szczegółami zapraszam do przeczytania naszego opracowania.

Na sieci można zresztą znaleźć dziesiątki innych opracowań i artykułów poświęconych tej tematyce. Większość z nich nie zawiera trudnych rozważań matematycznych (chociaż są i takie). Warto poczytać i wyrobić sobie własne zdanie.

2007-06-18 05:47 Wojciech Słomczyński

środa, 13 czerwca 2007

Nicea, podwójna większość i pierwiastek. Za co umierać?

Jak Internet długi i szeroki nigdzie nie znalazłem choćby próby matematycznego porównania wag poszczególnych państw w różnych systemach głosowania w Radzie Unii Europejskiej (RUE). Czyli tego, co tak wszystkich ostatnio nurtuje. Natomiast artykułów i komentarzy o tym, jacy to Kaczyńscy zaparci i sztywni w negocjacjach bez liku. Aby zatem odpowiedzieć na pytanie czy "umierać za pierwiastek?", musiałem niezbędne obliczenia zrobić sam. To, co z nich wynika jest moim zdaniem na tyle interesujące, że dziwię się, iż to tylko Polska i Czechy chcą o tym dyskutować. Niektóre państwa mają bowiem wiele do stracenia, a system głosowania w RUE będzie też warunkował model ewolucji UE w przyszłości. Przypomnę jeszcze, że polska dyplomacja domaga się tylko tego, aby o systemie głosowania w RUE można było podyskutować na unijnym forum.

Ciekawe rzeczy zaczynają być widoczne dopiero wtedy, gdy zaprzęgniemy wyższą matematykę ;) i obliczymy wagę głosów państw w poszczególnych systemach (wykres będzie czytelniejszy po kliknięciu):

Rada Unii Europejskiej - rozkład wag głosów


Obecnie obowiązuje system nicejski, w którym podczas głosowania w Radzie UE każde z państw dysponuje określoną liczbą głosów. Na przykład najludniejsze w Unii Niemcy mają tych głosów 29, Polska - 27, licząca 10,5 mln mieszkańców Grecja - 12 a niewielka Litwa (3,6 mln) - 7. Z grubsza rzecz biorąc liczba ta wynika z wielkości (ludności) danego państwa, ale nie jest to jednak zależność liniowa. Krzywa pokazująca rozkład wag głosów w tym systemie (kolor ciemnoniebieski) jest bardzo spłaszczona w stosunku do tej, która wynika z "czystego" potencjału ludnościowego danego państwa (krzywa żółta).

W systemie nicejskim państwo o ogromnym potencjale ludnościowym (Niemcy) "waży" w głosowaniu tylko ciut więcej niż państwa średnie (np. Polska, Hiszpania), w których mieszka nawet mniej niż połowa ludzi niż w Niemczech (różnica bezwzględna to ponad 40 milionów mieszkańców). Wśród samych państw dużych nie ma natomiast żadnych różnic w wadze głosu, choć np. Niemcy i Włochy dzieli potencjał 24 mln obywateli. Czyli Polska, która ma 38,5 mln mieszkańców ma niemal taką samą siłę głosu, co ponad dwukrotnie ludniejsi Niemcy (82,42 mln) a wszystkie państwa poza największą szóstką liczą się niewiele, choć wśród nich można wydzielić jeszcze kilka grup o tej samej ale już niewielkiej sile głosu.

Na wykresie widać też, że krzywa opisująca system pierwiastkowy (oznaczona kolorem fioletowym) wygładza gwałtowne przejścia albo zbyt długie płaskie odcinki systemu nicejskiego, pewnym państwom dodając a pewnym nieco ujmując ich nicejskiej siły. W systemie pierwiastkowym nieco większą siłę głosu niż w nicejskim dostają m.in. Niemcy, Rumunia i Holandia a sporo mniejszą - uwaga - Hiszpania i.. Polska. Siła reszty państw pokrywa się praktycznie z systemem nicejskim. Czyżby zatem system pierwiastkowy był matematycznym pierwowzorem systemu nicejskiego, a pewne odstępstwa od idealnego wzorca były wynikiem negocjacji niektórych państw? Na to wygląda.

Przejdźmy jednak do gwoździa programu, czyli proponowanego w Traktacie Konstytucyjnym systemu podwójnej większości. Jednym z jego dwu elementów jest liczba głosów, odpowiadająca potencjałowi ludnościowemu danego kraju - krzywa żółta. Widać na niej wyraźnie, że państwa najludniejsze (Niemcy, Wielka Brytania, Francja i Włochy) nabierają w tym systemie ogromnej siły. Państwom średnim, czy raczej średnio-dużym jak Polska, Hiszpania, Rumunia i Holandia prawie nic się nie zmienia, natomiast wszystkie pozostałe to już niemal nic nieznaczący "plankton". Choć nie do końca, bowiem drugim elementem systemu podwójnej większości jest pojedynczy głos każdego państwa (co na równi stawia np. Niemcy i nie liczące nawet 1 miliona mieszkańców Cypr, Maltę i Luksemburg), zatem siła przebicia tych naprawdę najmniejszych rośnie. Bowiem do przegłosowania decyzji potrzebna będzie nie tylko większość obywateli Unii ale i większość państw.

Wygląda więc na to, że na systemie podwójnej większości najbardziej tracą państwa średnie (ale nie średnio-duże, jak np. Polska i Hiszpania), poczynając od 10,5-milionowej Grecji a kończąc mniej więcej na 3,6-milionowej Litwie. Stratę pokazuje odległość pomiędzy krzywą "nicejską" od góry i "obywatelską" od dołu. Jeszcze mniejsze kraje mogą liczyć na wspomniany efekt wzrostu znaczenia w sojuszach zawieranych przy głosowaniu. Ale oczywiście największą różnicę w stosunku do Nicei - wzrost znaczenia - widać u czterech krajów najludniejszych; waga Niemiec rośnie w głosowaniu ponad dwukrotnie..


PS. To, który system jest najlepszy zależy od optyki, z jaką patrzymy na Unię Europejską i jej przyszłość. Jeśli myślimy o Unii jako konfederacji państw, najbardziej odpowiedni będzie system, w którym każdy kraj członkowski dysponuje głosem o równej czy zbliżonej sile. Do takiej wizji na pewno pasuje pierwiastkowy system głosowania w RUE. Natomiast, jeśli ktoś chciałby Unii jednorodnej, scentralizowanej, w której państwa narodowe miałyby zaniknąć, drogą do tego jest system promujący ludność danego kraju. W Radzie Unii Europejskiej, w której głosowania miałyby się odbywać w systemie podwójnej większości rysuje się też bardzo wyraźne przywództwo kilku krajów.


PPS. Chętnych do pogłębienia wiedzy o sile państw w różnych systemach głosowania zapraszam do komentarzy, gdzie podane są linki do naukowych opracowań, artykułów i notek blogerów na ten temat. I jeszcze informacja dla tych, którzy trafiają do tego wpisu bezpośrednio z Google'a - świetną wypowiedź (o różnych systemach głosowania) Wojciecha Słomczyńskiego
, jednego z autorów "polskiego pierwiastka", przytaczam w kolejnej notce.

czwartek, 7 czerwca 2007

Tulimy* Zerolo




Pedro Zerolo (na zdjęciu z lewej), sekretarz ds. społecznych rządzącej w Hiszpanii Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE) oraz radny Madrytu, o Polsce:

Jeśli nie ma poszanowania dla określonych wartości obywatelskich i republikańskich – wynocha z Unii Europejskiej! Tam są drzwi!


Co wywołało taką furię hiszpańskiego socjalisty? Zakaz propagowania homoseksualizmu w polskich szkołach. W Hiszpanii rząd wprowadza bowiem do szkół „wychowanie obywatelskie”, które uczy „różnych orientacji seksualnych” i „różnych modelów rodziny”. A „wartości obywatelskie i republikańskie” należy według Zerolo rozumieć jako małżeństwa osób tej samej płci i adopcję przez nie dzieci, realizowane przez socjalistyczny rząd w Hiszpanii. Pedro wskazał też na Polskę jako najbliższy teren walki ruchu gejowskiego i namawiał do przyjazdu do Warszawy, by 7 lipca „uczestniczyć w manifestacji razem z gejami, lesbijkami, transseksualistami i biseksualistami”.

Przywitajmy zatem Pedro Zerolo w Polsce. Proponuję zrobić to tak pieszczotliwie, aby do końca życia odechciało mu się antypolskich wystąpień o rzekomej polskiej homofobii. Na przykład niech każdy wręczy hiszpańskiemu gejowi maskotkę Tinky'ego Winky'ego. Może to ukoi rozchwianą psychikę socjalistycznego sekretarza.


*) "Tulimy" to jedno z zawołań Teletubisiów, gdy zbijały się w gromadkę i przytulały do siebie.

poniedziałek, 4 czerwca 2007

Polska to także gazeta

Wczoraj byłem na konferencji "Jak Polacy wybijali się na niepodległość?", która odbyła się w w Sejmie RP w przeddzień piętnastej rocznicy odwołania rządu Jana Olszewskiego. W spotkaniu wzięli udział premier Jarosław Kaczyński, Jan Olszewski oraz członkowie jego gabinetu, m.in. Antoni Macierewicz, Jerzy Kropiwnicki, Jan Parys i Piotr Naimski. Pełny zapis dźwiękowy konferencji dostępny jest do ściągnięcia ze strony Wojciecha Nomejki. Fragmenty wypowiedzi dyskutantów, które sobie zanotowałem pokrywają się z tym, co publikowały wczoraj portale informacyjne, nie będę zatem przynudzać. Dla porządku przytaczam tylko kilka cytatów.

Jarosław Kaczyński stwierdził m.in., że "nie byłoby Prawa i Sprawiedliwości bez tamtego rządu", a dzięki "tamtej próbie" można obecnie "budować prawdziwą demokrację, odwołującą się do woli milionów Polaków". Jan Olszewski zauważył, że po 15 latach powtarzają się pewne sytuacje, które doprowadziły do upadku jego rządu, m.in. walka medialna, organizowanie gniewu obywateli, ale "tym razem Polska wygra". Antoni Macierewicz, ówczesny minister spraw wewnętrznych a obecny szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego powiedział, że "4 czerwca 1992 roku prezydent [Lech Wałęsa] skupił wokół siebie koalicję strachu przed lustracją i obalił rząd", jednak "po tej dacie lustracji nie można było już zatrzymać, a zasada władzy opartej na agenturze została skompromitowana".

Osią wystąpień była lustracja a przede wszystkim to, jak kwestie z nią związane były manipulowane przez salonowe media i postkomunistycznych polityków, przede wszystkim przez środowisko "Gazety Wyborczej". Nie zdziwiłem się więc wcale, gdy w pewnym momencie zauważyłem jednego z głównych indoktrynerów tej gazety, Pawła Wrońskiego, wychodzącego z sali z taką miną, jakby chciał zjeść wszystkich mówców.

Chciałbym jednak zwrócić uwagę na coś, co zapewne nie przykuło niczyjej uwagi, z wyjątkiem garstki zainteresowanych, którzy siedzieli skromnie z tyłu sali niedaleko mnie. Otóż Antoni Macierewicz stwierdził podczas swojego wystąpienia, że "obóz patriotyczny nie przetrwałby, gdyby nie zakorzenienie w myśli katolickiej, gdyby nie stanowisko ludzi Kościoła, a przede wszystkim ojca Tadeusza Rydzyka i zbudowanych przez niego mediów". Nawet co do pierwszej części tego zdania mam wątpliwości, bo Kościół w III RP zachowywał się delikatnie mówiąc ze sporą rezerwą. A już na pewno nie wiązałbym odradzania się obozu patriotycznego głównie z ojcem Rydzykiem.

Gazeta Polska - logo
W kontekście zakłamujących rzeczywistość salonowych mediów z jednej strony oraz strzegących patriotyzmu mediów toruńskiego redemptorysty z drugiej, nie padło nawet słowo podziękowania publicystom "Gazety Polskiej". A rola "GP" w odkłamywaniu najnowszej historii Polski i przeciwstawianiu się salonowemu zniewoleniu umysłów, czego efektem było odsunięcie komunistów i postkomunistów od władzy w 2005 roku, była (i jest nadal) przecież trudna do przecenienia. "Gazeta Polska" nie ma co prawda tak wielkiego zasięgu jak prasa, radio i telewizja Tadeusza Rydzyka, ale to "GP" była przez długi czas praktycznie jedyną przeciwwagą mediów salonowych. To w "GP" publikowali (i czynią to nadal) uznani publicyści, z których tekstami musiał się liczyć salon, nawet w dniach swojej największej świetności. Media ojca Rydzyka były (a w zasadzie są nadal) przez dziennikarski główny nurt ignorowane, obśmiewane, przylepia im się łatkę antysemickich, przez co z założenia się z nimi nie dyskutuje. Trudno też uznać, że media ojca Rydzyka miały duży wpływ na ludzi wykształconych, bo sposób prowadzenia audycji w Radiu Maryja, czy redagowania "Naszego Dziennika" odstrasza zapewne wielu z nich, nawet sceptycznie nastawionych do salonu.

To dzięki "Gazecie Polskiej", a nie mediom toruńskim, niektóre tematy mogły przebić się do mainstreamu, wywołując jakąkolwiek publiczną dyskusję, a "oszołomieni" odbiorcy mieli możliwość zapoznania się z innym spojrzeniem na wiele kwestii, niż jedynie słuszne - agorowe i jej satelitów. Należy też pamiętać o tym, że czytelnicy "GP" to głównie ludzie dobrze wykształceni i wyrobieni polityczni, często tzw. przywódcy opinii w swoich środowiskach, czego nie można powiedzieć o odbiorcach mediów ojca Rydzyka. Gdyby nie dziennikarze, publicyści i historycy, związani z "GP", o których wczoraj zapomniano, mroczny cień nocnej zmiany, jaki zaciążył nad Polską 4 czerwca 1992 roku, byłby zapewne jeszcze długo rozwiewany..