Żenujący koniec prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz
Szkoda nerwów na analizowanie spektaklu cynizmu, manipulacji i nienawiści, jakim od kilku dni raczy nas PO z Hanną Gronkiewicz-Waltz na czele i garstką wynajętych prawników. Do annałów przejdzie zapewne "spóźnienie na samolot z Londynu", o którym wspomniał profesor Kulesza, zemsta urzędnika (oczywiście anonimowego) pozostawionego w ratuszu przez Marcinkiewicza, którego przywołała sama główna bohaterka skandalu czy też mądrości głoszone przez posłankę PO Julię Piterę w stylu "Gronkiewicz-Waltz czegoś nie dopatrzyła, ale za to PiS chce nam wprowadzić dyktaturę."
Żenujące jest, że musimy to wszystko słuchać, oglądać i czytać. Nawet najbzdurniejsze argumenty zwielokrotniane są bowiem przez rzeszę dyspozycyjnych wobec PO lub niedouczonych dziennikarzy. Zamiast przywołania jednego ustępu w ustawie, którego nie spełniła HGW, tracąc tym samym z automatu mandat, dziennikarze wolą dywagować nad "nadmiernym rygoryzmem prawnym" ze strony PiS (zarzut zupełnie bezpodstawny, bo ustawa nie daje żadnej, mniej rygorystycznej opcji), kosztami ewentualnych wyborów, które zafundować chce nam oczywiście PiS (w rzeczywistości funduje je swoim niedopatrzeniem HGW) oraz jakim prawem(!) PiS z premierem na czele chce odwołać biedną Hanię.
Wynajęci przez PO prawnicy raczą publiczność sofizmatami - np., że prowadzenie działalności gospodarczej to nie to samo, co jej wykonywanie, albo że, mając siedzibę firmy w Warszawie i rozliczając się z warszawskim urzędem skarbowym, można nie wykonywać działalności w tymże mieście. Sama Hania w przypływie dobrego humoru oznajmiła na jednej z niezliczonych już konferencji prasowych, że jej mąż "wykonuje działalność wszędzie w Polsce, ale nie w Warszawie". Itd. itp. Żadne ściemnianie i manipulacje, ani kłamstwa, powtarzane choćby tysiąc razy, nie zmienią jednak zapisów ustawy, z którą "kompetentna" pani prezydent nie raczyła się zapoznać.
O tym, że de iure Hanna Gronkiewicz-Waltz nie jest prezydentem (dokładnie od godziny 0.00 27 grudnia 2006) pisałem już kilka dni temu. Dziś powiedział to premier, za co spotkał go niemal medialny lincz, po sygnale do ataku, jaki dał Tusk z HGW na zwołanej zaraz konferencji prasowej. Kaczyński nie "odwołał" Hanny Gronkiewicz-Waltz, odniósł się tylko do odwołującego ją automatycznie zapisu* w ustawie. Nie oznacza to jeszcze, że Gronkiewicz-Waltz przestała być prezydentem Warszawy. De facto nim jest, bo wygaśnięcie mandatu trzeba jeszcze zgodnie z tą samą ustawą "stwierdzić". Jest to jednak tylko formalność. Jeśli nie zrobi tego Rada Warszawy, będzie musiał zrobić to wojewoda. Być może czeka nas jeszcze procedura odwoławcza przed sądem administracyjnym, ale prawo nie pozostawia tutaj żadnej wątpliwości, jaki będzie werdykt. Nawet PO zdaje sobie z tego doskonale sprawę o czym świadczy fakt, że proponują abolicję.
Abolicja, czyli nowelizacja przedmiotowej ustawy z mocą wsteczną w czasie (byłoby to złamanie jednego z fundamentów prawa już od czasów rzymskich), pozwoliłaby Hannie Gronkiewicz-Waltz dalej sprawować urząd, mimo złamania obecnie obowiązującego prawa. Zapewne na abolicję PiS się nie zgodzi, bo jego posłowie musieliby być niespełna rozumu, żeby zmieniać ustawę po to tylko, aby stołek mogła zachować jedna osoba. Gdyby nie wpadka Gronkiewicz-Waltz nawet pies Tuska nie upomniałby się przecież o innych wójtów i burmistrzów, którzy w ten sam sposób stracili mandat. Abolicja jest zatem politycznym pomysłem PO tylko i wyłącznie po to, aby utrzymać Bufetową na stołku. Jest też cynicznym batem na PiS, bo niezorientowanym wyborcom będzie można wmawiać, że PiS nie zaakceptował "rozsądnego" rozwiązania, pozwalającego uniknąć kosztownych wyborów. PiS nie ma wyboru, nie chcąc sprzeniewierzyć się ideom państwa prawa.
Kosztowne wybory funduje warszawiakom Hanna Gronkiewicz-Waltz ze swoim sztabem kompromitującą nieznajomością prawa, co nie jest żadną okolicznością łagodzącą dla zwykłych obywateli w tysiącu sprawach urzędowych, w których muszą dotrzymywać terminów. Wybory muszą się niestety odbyć, bo nie ma rozwiązania, aby w państwie prawa można się było bez nich w takiej sytuacji obejść. Doraźne prawo i sądy nie tak dawno ćwiczyliśmy. Dla jednej osoby nie ma potrzeby do nich wracać, tworząc przy okazji niebezpieczny precedens na przyszłość.
PS. Pozwolę sobie tylko na jedną złośliwość. Warszawa dzisiaj została sparaliżowana "nagłym" (środek zimy, od kilku dni zapowiadane opady śniegu i mrozy) nadejściem zimy. Hanka widać jest tak zabiegana po konferencjach prasowych, że nie ma czasu zajmować się tym, czym powinna..
*) Przepis, na którym poległa Hanna Groniewicz-Waltz. Jest on prosty jak konstrukcja cepa, brzmi mniej więcej tak: kto do określonego dnia po wyborach nie złoży stosownego oświadczenia majątkowego współmałżonka traci mandat. Koniec kropka. Tych kilka wyrazów w propagandzie PO (przypomnijmy, że sami w poprzedniej kadencji sejmu to uchwalali) zamieniło się w przepis "bzdurny", "absurdalny", "nieproporcjonalny", "niekonstytucyjny", "wykluczający się z innymi" itd. co oczywiście nie jest zgodne z prawdą. Ideą tego zapisu jest zapobieżenie korupcji w samorządzie, a jedynym jego niedociągnięciem jest to, że termin złożenia podobnego oświadczenia w odniesieniu do samego samorządowca (a nie jego współmałżonka) upływa kiedy indziej.
Tagi: Bufetowa; Warszawa; wybory; prawo
Żenujące jest, że musimy to wszystko słuchać, oglądać i czytać. Nawet najbzdurniejsze argumenty zwielokrotniane są bowiem przez rzeszę dyspozycyjnych wobec PO lub niedouczonych dziennikarzy. Zamiast przywołania jednego ustępu w ustawie, którego nie spełniła HGW, tracąc tym samym z automatu mandat, dziennikarze wolą dywagować nad "nadmiernym rygoryzmem prawnym" ze strony PiS (zarzut zupełnie bezpodstawny, bo ustawa nie daje żadnej, mniej rygorystycznej opcji), kosztami ewentualnych wyborów, które zafundować chce nam oczywiście PiS (w rzeczywistości funduje je swoim niedopatrzeniem HGW) oraz jakim prawem(!) PiS z premierem na czele chce odwołać biedną Hanię.
Wynajęci przez PO prawnicy raczą publiczność sofizmatami - np., że prowadzenie działalności gospodarczej to nie to samo, co jej wykonywanie, albo że, mając siedzibę firmy w Warszawie i rozliczając się z warszawskim urzędem skarbowym, można nie wykonywać działalności w tymże mieście. Sama Hania w przypływie dobrego humoru oznajmiła na jednej z niezliczonych już konferencji prasowych, że jej mąż "wykonuje działalność wszędzie w Polsce, ale nie w Warszawie". Itd. itp. Żadne ściemnianie i manipulacje, ani kłamstwa, powtarzane choćby tysiąc razy, nie zmienią jednak zapisów ustawy, z którą "kompetentna" pani prezydent nie raczyła się zapoznać.
O tym, że de iure Hanna Gronkiewicz-Waltz nie jest prezydentem (dokładnie od godziny 0.00 27 grudnia 2006) pisałem już kilka dni temu. Dziś powiedział to premier, za co spotkał go niemal medialny lincz, po sygnale do ataku, jaki dał Tusk z HGW na zwołanej zaraz konferencji prasowej. Kaczyński nie "odwołał" Hanny Gronkiewicz-Waltz, odniósł się tylko do odwołującego ją automatycznie zapisu* w ustawie. Nie oznacza to jeszcze, że Gronkiewicz-Waltz przestała być prezydentem Warszawy. De facto nim jest, bo wygaśnięcie mandatu trzeba jeszcze zgodnie z tą samą ustawą "stwierdzić". Jest to jednak tylko formalność. Jeśli nie zrobi tego Rada Warszawy, będzie musiał zrobić to wojewoda. Być może czeka nas jeszcze procedura odwoławcza przed sądem administracyjnym, ale prawo nie pozostawia tutaj żadnej wątpliwości, jaki będzie werdykt. Nawet PO zdaje sobie z tego doskonale sprawę o czym świadczy fakt, że proponują abolicję. Abolicja, czyli nowelizacja przedmiotowej ustawy z mocą wsteczną w czasie (byłoby to złamanie jednego z fundamentów prawa już od czasów rzymskich), pozwoliłaby Hannie Gronkiewicz-Waltz dalej sprawować urząd, mimo złamania obecnie obowiązującego prawa. Zapewne na abolicję PiS się nie zgodzi, bo jego posłowie musieliby być niespełna rozumu, żeby zmieniać ustawę po to tylko, aby stołek mogła zachować jedna osoba. Gdyby nie wpadka Gronkiewicz-Waltz nawet pies Tuska nie upomniałby się przecież o innych wójtów i burmistrzów, którzy w ten sam sposób stracili mandat. Abolicja jest zatem politycznym pomysłem PO tylko i wyłącznie po to, aby utrzymać Bufetową na stołku. Jest też cynicznym batem na PiS, bo niezorientowanym wyborcom będzie można wmawiać, że PiS nie zaakceptował "rozsądnego" rozwiązania, pozwalającego uniknąć kosztownych wyborów. PiS nie ma wyboru, nie chcąc sprzeniewierzyć się ideom państwa prawa.
Kosztowne wybory funduje warszawiakom Hanna Gronkiewicz-Waltz ze swoim sztabem kompromitującą nieznajomością prawa, co nie jest żadną okolicznością łagodzącą dla zwykłych obywateli w tysiącu sprawach urzędowych, w których muszą dotrzymywać terminów. Wybory muszą się niestety odbyć, bo nie ma rozwiązania, aby w państwie prawa można się było bez nich w takiej sytuacji obejść. Doraźne prawo i sądy nie tak dawno ćwiczyliśmy. Dla jednej osoby nie ma potrzeby do nich wracać, tworząc przy okazji niebezpieczny precedens na przyszłość.
PS. Pozwolę sobie tylko na jedną złośliwość. Warszawa dzisiaj została sparaliżowana "nagłym" (środek zimy, od kilku dni zapowiadane opady śniegu i mrozy) nadejściem zimy. Hanka widać jest tak zabiegana po konferencjach prasowych, że nie ma czasu zajmować się tym, czym powinna..
*) Przepis, na którym poległa Hanna Groniewicz-Waltz. Jest on prosty jak konstrukcja cepa, brzmi mniej więcej tak: kto do określonego dnia po wyborach nie złoży stosownego oświadczenia majątkowego współmałżonka traci mandat. Koniec kropka. Tych kilka wyrazów w propagandzie PO (przypomnijmy, że sami w poprzedniej kadencji sejmu to uchwalali) zamieniło się w przepis "bzdurny", "absurdalny", "nieproporcjonalny", "niekonstytucyjny", "wykluczający się z innymi" itd. co oczywiście nie jest zgodne z prawdą. Ideą tego zapisu jest zapobieżenie korupcji w samorządzie, a jedynym jego niedociągnięciem jest to, że termin złożenia podobnego oświadczenia w odniesieniu do samego samorządowca (a nie jego współmałżonka) upływa kiedy indziej.
Tagi: Bufetowa; Warszawa; wybory; prawo
Komentarze
Wielu cenionych konstytucjonalistow (no i co - podniesiesz reke na prof Winczorka?) jest zgodnych, ze mandat NIE WYGASA z mocy prawa, a chec rozpisywania nowych wyborow mozna potraktowac jako niski odruch i niemoznosc pogodzenia sie z przegrana
A nie przyszło Ci do głowy, że ta sama kwestia może byc różnie regulowana przez 3 rózne ustawy?
To może zrobisz nam teraz porównanie 3 spornych przepisów? Czy wiesz chociaż o jakich przepisach i których dokładnie ustaw spór dotyczy?
I nie cytuj proszę przepisów prawa w stylu: to leci mniejwięcej tak...., niedokładnie, niedosłownie itp.
Człowieku tam się każdy przecinek liczy!!!
Dyletant jesteś i tyle.
Anonim - no dobrze zrozumiałeś tytuł notki. A może coś powiesz odnośnie treści..
Jak rozumiem cała Platforma z Tuskiem na czele to też dyletanci.. skoro chcą abolicji. Poza tym, koronnym argumentem, to nie jest blog prawniczy, więc starałem się pisać zrozumiale. Wydaje mi się, że nie zgubiłem przy tym żadnej litery prawa ;).
odniosłem się do treści, jest żenująca, ale to twój blog i możesz wypisywać co chcesz.
A poza tym, skoro dokonywanie interpretacji prawa jest tak proste, to powiedz mi po co 5 lat studiów, po co doktoraty i habilitacje, za co profesury...
A to tylko ktoś z profesurą ma prawo wypowiadać się na temat przepisów prawa? Jeżeli tak, to biegnij do PO i poproś aby historyk Tusk nie biegał po TV prezentując interpretację, która jest jemu na rękę.
Kurczak, czy doczekam się wreszcie choćby JEDNEGO merytorycznego argumentu.. czy będziemy dyskutować o tym, co według Ciebie brałem przez ostatni tydzień do ręki, a co nie.. Może nas oświecisz, na jakich ustępach, przecinkach etc, zasadza się jedynie słuszna interpretacja. "5 lat studiów" nie jest argumentem.
ha ha he ha he he he do łez he he :)))
Tylko, ze fakty sa takie, ze dzialalnosc (siedziba firmy) jest zarejestrowana w Warszawie. Mowienie, ze nie wykonywal na terenie gminy jest moim zdaniem "fajne"
Ciekawe co by powiedzial Urzad Skarbowy gosciowi, ktory ma zarejestrowana firme w Warszawie i tlumaczylby urzednikom skarbowki, ze nie placi w tym urzedzie podatkow bo dzialalnosc tak naprawde prowadzi na Ksiezycu?
Powiedzieć komuś, że dyletant, to jeszcze nie wszystko. Pani dyletantem nie jest więc się zamieniamy w słuch...
Zenon
@ckwadrat: prawo powinno być sprawiedliwe i równo traktować wszystkich. A prawo mówi o utracie stanowiska.
"Inne zdanie ma politolog – dr Andrzej Ferens. Podkreśla on, że obecne przepisy wprowadzono, bo wielu radnych nie składało oświadczeń, a z utraty diety stroiło sobie żarty. Przepisy zaostrzono na wniosek Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a Platforma Obywatelska je wówczas poparła.
– Szkoda tylko, że posłowie nie są tak surowi wobec siebie – wzdycha dr Ferens. – Przydałby się przepis o wygaśnięciu mandatu parlamentarnego w przypadku niezłożenia oświadczeń majątkowych.
to tak dla ostudzenia = niektórych wypowiedzi ;-)
"Pierwsze zadanie jest identyczne jak w komunistycznej propagandzie z lat 60ych czy 70ych. Niczym w Trybunie Ludu.."
"Spektaklem nienawiści" celowo nawiązałem do "Gazety Wyborczej" z lat 90. Myślałem, że jest to czytelne.
Marta
Czekamy, wszak kurczak u płotu....