Przede wszystkim ordynacja
Koalicja większościowa przestała istnieć. Czas odwołania Andrzeja Leppera ze stanowiska wicepremiera można już liczyć w godzinach.. (zanim skończyłem pisać notkę, Lepper został już przez prezydenta odwołany). Zastanawiające jest, dlaczego lider Samoobrony wybrał drogę otwartego konfliktu z PiS, której finałem - jak mógł się spodziewać - będą przedterminowe wybory, na których może nic nie zyskać, a tylko stracić. Być może jest coś w tym, co napisał Galba - o narastającym strachu Samoobrony przed tym, do czego dokopać się mogą na jej temat pisowscy ministrowie siłowi. Strachu, prowadzącego nawet do obalenia rządu, którego jednym z głównych celów jest oczyszczenie państwa ze skorumpowanych struktur, bez względu na to, czy ludzie w nich uczestniczący są mu politycznie bliscy czy też nie. Lepsze przecież bowiem siedzenie nawet na zielonej trawce poza parlamentem, niż za kratami. Niedawne zatrzymanie awuesowskiego ministra skarbu Emila Wąsacza jest tego dowodem i mogło być czynnikiem uwalniającym sumę wszystkich strachów Samoobrony i prowadzącym wprost do wczorajszego przesilenia.
Powód kryzysu rządowego może być bardziej prozaiczny. Lepper zaczął bowiem ostatnio nie tylko prowadzić kampanię wyborczą kosztem rządu, którego był członkiem, ale też nieodpowiedzialnie grać budżetem. Jego kolejne próby wyciągania kotwicy budżetowej mogły się przecież w dłuższej perspektywie skończyć wejściem gospodarki na mieliznę. Do czego to prowadzi, można zobaczyć w relacjach z Budapesztu. A to przecież tylko krótkie, choć burzliwe, "kryterium uliczne". Naszych bratanków czeka wcześniej lub później odcinek specjalny, w którym tylko poprzez wyrzeczenia całego społeczeństwa będą mogli obniżyć swój rekordowy w Unii Europejskiej deficyt budżetowy. Jeśli tego nie zrobią, mogą spodziewać się tylko większych kłopotów.
Być może więc to Jarosław Kaczyński przestraszył się warchoła w rządzie i za wszelką cenę (nawet oddania władzy) pozbył się go. Tylko w ten sposób mógł zapobiec budowaniu przez Leppera poparcia na bazie niebezpiecznej dla stabilności całego państwa polityce. Otwarte pozostaje jednak pytanie, czy skażony władzą Lepper straci czy też zyska atrakcyjność dla swojego dotychczasowego elektoratu. Bardziej prawdopodobna wydaje się jednak strata, dzięki czemu usunięcie Leppera z rządu może być skutecznym środkiem jego zmarginalizowania w polityce. Powrót Leppera - watażki, budującego swoje poparcie na blokowaniu dróg czy wysypywaniu zboża z wagonów, byłby już nie tylko niewiarygodny dla wyborców, ale wręcz śmieszny.
Bez względu jednak na to, jakie były przyczyny wczorajszego kryzysu, czekają nas najprawdopodobniej przedterminowe wybory. Jeśli nie teraz, równocześnie z drugą turą wyborów samorządowych, to na wiosnę, po tym, jak budżet nie uzyska poparcia większości sejmowej. Do końca stycznia przyszłego roku mógłby bowiem funkcjonować rząd mniejszościowy. Choć drugi z koalicjantów (LPR) zachowuje się odpowiedzialnie, podszyty oczywiście strachem nie wejścia do następnego parlamentu, wątpliwe wydaje się zbudowanie większości rządowej w obecnym. Nie wskazuje na to ani ton wypowiedzi liderów PSL, bardzo krytykancki wobec PiS (kolejne nieracjonalne działanie tego ugrupowania) oraz niewielka jak do tej pory liczba uciekinierów z Samoobrony.
Wątpliwe jest także, aby nawet do tego drugiego, nieodległego przecież terminu, preferencje wyborcze zmieniły się na tyle, aby można było się spodziewać, że któraś z największych partii uzyska większość mandatów i samodzielnie utworzy rząd. Sensowna wydaja się więc zmiana ordynacji na taką, która jeszcze bardziej niż obecna będzie premiować zwycięskie ugrupowanie. Propozycja taka została właśnie złożona Platformie przez PiS. Choć nowa ordynacja konserwowałaby w Polsce z grubsza dwubiegunowy układ parlamentarny, dawałaby możliwość skonstruowania trwałego rządu przez zwycięskie ugrupowanie na okres kadencji sejmu. Rola partii z mniejszym poparciem społecznym zostałaby zredukowana, ale przecież tylko do czasu następnych wyborów, w których każdy ma równe szanse na zwycięstwo. A przecież o to głównie chodzi w demokracji parlamentarnej. No bo przecież nie o to, aby języczkiem u wagi był sejmowy plankton, licytujący się tylko wyszarpywaniem od większych ugrupowań stanowisk i przywilejów dla swojego wąskiego elektoratu.
Tagi: polityka; wybory
Powód kryzysu rządowego może być bardziej prozaiczny. Lepper zaczął bowiem ostatnio nie tylko prowadzić kampanię wyborczą kosztem rządu, którego był członkiem, ale też nieodpowiedzialnie grać budżetem. Jego kolejne próby wyciągania kotwicy budżetowej mogły się przecież w dłuższej perspektywie skończyć wejściem gospodarki na mieliznę. Do czego to prowadzi, można zobaczyć w relacjach z Budapesztu. A to przecież tylko krótkie, choć burzliwe, "kryterium uliczne". Naszych bratanków czeka wcześniej lub później odcinek specjalny, w którym tylko poprzez wyrzeczenia całego społeczeństwa będą mogli obniżyć swój rekordowy w Unii Europejskiej deficyt budżetowy. Jeśli tego nie zrobią, mogą spodziewać się tylko większych kłopotów.
Być może więc to Jarosław Kaczyński przestraszył się warchoła w rządzie i za wszelką cenę (nawet oddania władzy) pozbył się go. Tylko w ten sposób mógł zapobiec budowaniu przez Leppera poparcia na bazie niebezpiecznej dla stabilności całego państwa polityce. Otwarte pozostaje jednak pytanie, czy skażony władzą Lepper straci czy też zyska atrakcyjność dla swojego dotychczasowego elektoratu. Bardziej prawdopodobna wydaje się jednak strata, dzięki czemu usunięcie Leppera z rządu może być skutecznym środkiem jego zmarginalizowania w polityce. Powrót Leppera - watażki, budującego swoje poparcie na blokowaniu dróg czy wysypywaniu zboża z wagonów, byłby już nie tylko niewiarygodny dla wyborców, ale wręcz śmieszny.
Bez względu jednak na to, jakie były przyczyny wczorajszego kryzysu, czekają nas najprawdopodobniej przedterminowe wybory. Jeśli nie teraz, równocześnie z drugą turą wyborów samorządowych, to na wiosnę, po tym, jak budżet nie uzyska poparcia większości sejmowej. Do końca stycznia przyszłego roku mógłby bowiem funkcjonować rząd mniejszościowy. Choć drugi z koalicjantów (LPR) zachowuje się odpowiedzialnie, podszyty oczywiście strachem nie wejścia do następnego parlamentu, wątpliwe wydaje się zbudowanie większości rządowej w obecnym. Nie wskazuje na to ani ton wypowiedzi liderów PSL, bardzo krytykancki wobec PiS (kolejne nieracjonalne działanie tego ugrupowania) oraz niewielka jak do tej pory liczba uciekinierów z Samoobrony.
Wątpliwe jest także, aby nawet do tego drugiego, nieodległego przecież terminu, preferencje wyborcze zmieniły się na tyle, aby można było się spodziewać, że któraś z największych partii uzyska większość mandatów i samodzielnie utworzy rząd. Sensowna wydaja się więc zmiana ordynacji na taką, która jeszcze bardziej niż obecna będzie premiować zwycięskie ugrupowanie. Propozycja taka została właśnie złożona Platformie przez PiS. Choć nowa ordynacja konserwowałaby w Polsce z grubsza dwubiegunowy układ parlamentarny, dawałaby możliwość skonstruowania trwałego rządu przez zwycięskie ugrupowanie na okres kadencji sejmu. Rola partii z mniejszym poparciem społecznym zostałaby zredukowana, ale przecież tylko do czasu następnych wyborów, w których każdy ma równe szanse na zwycięstwo. A przecież o to głównie chodzi w demokracji parlamentarnej. No bo przecież nie o to, aby języczkiem u wagi był sejmowy plankton, licytujący się tylko wyszarpywaniem od większych ugrupowań stanowisk i przywilejów dla swojego wąskiego elektoratu.
Tagi: polityka; wybory
Komentarze
Od zapowiedzi triumfalnej koalicji odnowy PO - PiS, do zbierania odrzutów z Samoobrony i łaszenia się do postkomunistów z PSL.
Ale wstyd.
PS. Określenie "warchoł" i tak jest dla Leppera nobilitujące, bo kojarzy się ze szlachciurą awanturującym się na sejmikach. A to raczej cham i prostak jest :-)
Choć nieprzyjęcie bardzo dobrej oferty przez PO było na pierwszy rzut oka nieracjonalnym postępowaniem, teraz widać jednak, że być może nie przeliczyli się, licząc od samego początku na nowe wyborcze rozdanie. Ale dopiero po pewnym czasie, po którym PiS będzie już odpowiednio zmaltretowane rządami mniejszościowymi lub koalicją z SO (co wynika z arytmetyki). PiS proponował im od razu wcześniejsze wybory, których też jednak nie chcieli. Ewidentne jest, że tak to sobie wykalkulowali.
Ale wyrachowanie!
Anonim > Zgadzam się co do warchoła, że dla Leppera to w zasadzie szlachecka nobilitacja. Zwróć jednak a propos uwagę, jak lewicowi komentatorzy (m.in. wyżej wymieniony Mrożon) określili zaraz po wypowiedzeniu tych słów Kaczyńskiego. Nie wiedzieć czemu, to on został.. chamem. Za samo to, że śmiał Leppera odwołać. Choć, jak nawet niedawna historia salonowej histerii uczy, cham to przecież jedno z delikatniejszych określeń. Był już Gomułka, rodzący się faszyzm, stalinizm itp. bzdury.
karp
Także wprowadzenie proponowanego zapisu do Ordynacji byłoby wbrew Konstytucji.
Uważam że to byłoby szkodliwe, a w obecnej sytuacji jest mało realne bo ze żadna inna partia się na to nie zgodzi a PIS sam nie da rady takiej zmiany przegłosowac.
Myślę też, że to jest propozycja wyjściowa. Być może wystarczy zablokować reelekcję planktonu (poprzez wysoki próg), co zaowocuje tym, że wejdą np. do sejmu trzy partie i jeśli żadna nie będzie miała większości, to dwie (ale nie trzy czy cztery) będą musiały się dogadać. Tylko, że jak nawet żadne dwie się nie dogadają, to znowu powtarzać wybory? Ja jestem za wysoką premią dla zwycięzcy.
A co do leppera - to jestem mocno zdziwiona, ale chyba jednak jest to pozytywne zdziwienie.
Mimo wszystko przynajmniej można powiedzieć że nas na brukselskich salonach nie skompromitował.
1. Wprowadzić ustawę zakazująca kandydowania przestępcom do Sejmu i Senatu. Do samorządów i Sejmik.ów.
2. Podnieś progi wyborcze do 10 i 15%
Propozycja PIS, aby partia zwycięska otrzymywała w ramach premii za tryumf 50 procent mandatów w Sejmie, jest zupełnie absurdalna. zgodnie z obecną Konstytucją wybory są pięcioprzymiotnikowe, w tym m.in. muszą być PROPORCJONALE . Co oznacza że każda partia, która przekroczy próg otrzymuje ilość manadatów proporcjonalną do głosów oddanych przez wyborców.
Może się nie znam, ale już sam próg łamie tą zasade (nie mówiąc o czymś tak śmiesznym jak przywilej dla Niemców).
A.W. > w pełni się zgadzam. Zakaz kadydowania dla skazanych prawomocnym wyrokiem raz.
Nie, ani teraz ani nigdy (niby chodzi o Leppera, ale także o Kwaśniewskiego, Lewandowskiego et consortes).
Dlaczego? - a choćby dlatego, że "mały myk", a przez Wachowskiego, LKaczyński nie mógłby kandydować. Nie wierze, aby w naszej bananowej republice, nie istniała możliwość prowokacji (Szeremietiew), albo pojawienie się przestępstwa przeciwko "politpoprawności" i wyroki z takich paragrafów.
Mordercy (którzy powinni wisieć - to tak na marginesie), czy złodzieja po wyroku nikt nie wybierze, po drugie partie tez starają się, aby nie mieć wiele za uszami (albo będą - mam nadzieje:) )i to powinno wystarczyć aby przeciwdziałać zjawisku pt. przestepcy w sejmie.
Jeśli JotKacz to będzie chciał wprowadzić - oznaczałoby to że jest kur.. krótkowzroczny.(A chyba niestety bywa - np. ENA)
Sam pomysł ma dobre i złe strony. Partia zwycięska faktycznie byłaby sprawniejsza w rządzeniu (nie musiała by być zkładnikiem "maluchów". Zła strona - załóżmy ,że wygrałaby Samoobrona i weź daj takiej partii pełną władzę. Poza tym można sie czepiać, że ta ordynacja może prowadzić do dyktatury.
ps. Ja tam doszedłem do wniosku, że demokracja wcale nie jest taka dobra. Bardzo dobrze Łysiak o tym pisze. Jakby np. było miasto złożone z 10 osób a w wtym 2 osoby to jednostki wybitne, elokwentne, inteligentne itd. a reszta to zdegenorowani menele to, jak myślicie kogo wybiorą na prezydenta?!
P.
służbami specjalnymi, która stworzyła system, za który do dzisiaj płacimy." prof. Jadwiga Staniszkis w filmie Aleksander Kwasniewski "Miedzy Lechem a Lechem" 2005. Mój komentarz: konieczna jest zmiana ordynacji. Inaczej Polska będzie w wiecznym dryfie, szargana wiecznymi targami i sporami koalicyjnymi. Nie można dzielić odpowiedzialności. W tym układzie partie, które się nie sprawdziły zostają na ringu i wracają jak bumerang, zamiast popaść w odchłań niebytu...
Gorszą rzeczą jest ukrywanie się za immunitetem urzędujących posłów, którzy popełnią przestępstwo, a nie zakazywanie komukolwiek kandydowania. Jaki koń (kandydat) jest, przecież każdy widzi.
Nie da się ukryć, że nawet Hitler doszedł do władzy dzięki demokracji. Ale nic lepszego nie wymyślono. Choć właśnie także dzięki takim doświadczeniom, demokracja dojrzewa. A jeśli chodzi o sam przykład, to jest on oczywiście nienajlepszy, bo w tak małych zbiorowościach największą rolę odgrywają wzajemne powiązania i interesy, a nie to, co sobą reprezentuje kandydat. Myślę jednak, że nawet "zdegenerowani menele" mają na tyle instynktu samozachowawczego żeby nie dawać władzy równie zdegenerowanym.
Problem leży bardziej w tym, że wybory to dla jakiejś grupy osób (moim zdaniem jednak marginalnej - oceniam ją na ok. 10%) z grubsza konkurs piękności i licytowanie się obietnicami. Niestety, bez względu na stronę sceny, polityki nie da się od tego uwolnić. Ale jest przecież cała sfera tzw. wartości, na podstawie których dokonywany jest wybór partii przez - moim zdaniem - znaczący odsetek społeczeństwa. Przecież np. nikt nie wybrał PiS dlatego, że obiecywał 3 miliony mieszkań, jak to usilnie i manipulacyjnie starali się przedstawić niektórzy lewicowi komentatorzy.
Może też mamy po prostu cały czas do czynienia z wahadłem wyborczym - czyli co by nie mówiła/obiecywała lewica-centrum-prawica, i tak co kadencję czy dwie, następuje zmiana rządzącej strony. Choć oczywiście bardzie naturalne jest, aby tymi stronami były np. PiS i PO a nie prawica lub centrum z jednej strony i postkomuniści z drugiej. Mam nadzieję, że właśnie do tego zmierzamy, choć Centrolew z przełamującą "historyczne podziały" pedecją może jeszcze namieszać. Szczególnie, przy tak nieumiejętnej polityce PO, prowadzonej przez tandem Tusk-Schetyna.
Dokładnie. Wracają i jeśli nie targują się o stanowiska w koalicji, to uprawiają permanentną kampanię wyborczą, praktycznie przez okres całej kadencji! I niestety jest to normalne działanie przy takiej ordynacji. Jeśli bowiem sejm jest rozczłonkowany, układ w każdej chwili może się zmienić.. albo mogą być przedterminowe wybory. Ja się nie boję stabilnych rządów na okres kadencji. Między bajki można włożyć takie strachy na lachy, że np. zwycięży Samoobrona..
Należy więc go usprawniać tak, aby jak najlepiej funkcjonował. Obecna sytuacja jest problematyczna, niemalże patowa. Dlatego , może, faktycznie spróbować z tą ordynacją.
Wtedy taki PiS nie byłby zakładnikiem Samoobrony i mogłby przeprowadzić niezbędne reformy.
Zresztą ja również, jak ckwadrat, nie boję się tej zmiany ordynacji i stabilnych rządów. I mi też wydaję się, że Samoobrona nie jest partią, która może osiągnąć sukces wyborczy.
P.
.
A jeśli chodzi o zewnętrzny wpływ na życie polityczne w Polsce, to się oczywiście zgadzam, że mamy w tym długoletnie tradycje.. i nie trzeba wcale czytać wspomnień agentów, a wystarczą podręczniki do historii ;) Z drugiej jednak strony, nie można mechanicznie odnosić tych "tradycji" do obecnych uwarunkowań, bo jesteśmy członkami UE (i dobrze) i trudno czasem wydzielić politykę narodową od wspólnej, unijnej. Kiedyś nie było też czegoś takiego jak globalizacja. Tę ostatnią trudno uznać tylko za spisek możnych tego świata (o rządzie światowym słyszałem), choć oczywiście są na pewno dzięki niej rozgrywane pewne interesy, sprzeczne z narodowym interesem Polski.