Newsweek melduje: zlecenie wykonane
Wczorajszy Newsweek publikuje cover story o tym, jak w 2001 Lech Kaczyński (ówczesny minieter sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka) polecił zbadanie sprawy przecieków z UOP, mogących świadczyć o ewentualnym wykorzystywaniu przez służby specjalne mediów do przygotowywania materiałów na niewygodnych polityków. Nie trzeba wielkiej przenikliwości, aby wiedzieć, że poprzez kontrolowane przecieki można nie tylko w dobrej wierze zainspirować dzienikarzy (Głębokie Gardło w aferze Watergate), ale dając dostęp do sfabrykowanych albo wyrwanych z kontekstu materiałów doprowadzić do publikacji materiałów bezzasadnie oczerniających danego polityka (exemplum - Dramat w Trzech Aktach).
Konkretnie chodziło o sprawdzenie prawdziwości plotki krążacej w kuluarach sejmowych pod postacią "zlecenia na Kaczyńskich", czyli ewentualnych "przecieków" mających po raz kolejny w złym świetle ukazać prawicowych polityków. Znając wieloletnią awersję wyżej wymionych do wszelkiej maści służb, w kórych zakonserwowany został peerelowski układ, nie może budzić zdziwienia fakt, że zostało to poddane sprawdzeniu. Newsweek odwrócił jednak całą sytuację, przedstawiając ją w taki sposób, jakoby to Lech Kaczyński zlecił inwigilację dziennikarzy (Anny Marszałek i Bertolda Kittela). A z samego artykułu wynika nawet, że to nie dziennikarze byli głównym przedmiotem śledztwa a ich informatorzy. Największym grzechem śledczych, zdaniem Newsweeka, było.. drobiazgowe podejście do wszczętego dochodzenia a zdziwienie autorki wzbudziło także to, że dochodzenie zostało.. umorzone.
Oddzielnego potraktowania wymaga okładka Newsweeka. Wiadomo - okładka sprzedaje pismo, ale sięganie po tanią manipulację przez opiniotwórczy tygodnik jest żenujące. Lech Kaczyński patrzy z niej na czytelników niczym Wielki Brat, a tytuły krzyczą: "Obserwator mediów", "Jak na polecenie Lecha Kaczyńskiego śledzono dziennikarzy", "Akta inwigilacji mediów". Nie ma przy tym nic o tym, jakiego okresu dotyczą "sensacyjne" wiadomości, więc nawet temu, kto nie kupi pisma i nie przeczyta materiału pozostanie w pamięci (na podobieństwo pewnej erewańskiej rozgłośni) obraz Kaczyńskiego jako tego, który z urzędu obserwuje, pardon, inwiguluje media. Zapomnieli jeszcze tylko napisać o sławnej już teczce z wycinkami prasowymi, którą rzekomo Kaczyński "straszy" opozycję. Koń by się uśmiał, gdyby nie to, że nad obiektywizmem mediów w Polsce można tylko zapłakać.
Konkretnie chodziło o sprawdzenie prawdziwości plotki krążacej w kuluarach sejmowych pod postacią "zlecenia na Kaczyńskich", czyli ewentualnych "przecieków" mających po raz kolejny w złym świetle ukazać prawicowych polityków. Znając wieloletnią awersję wyżej wymionych do wszelkiej maści służb, w kórych zakonserwowany został peerelowski układ, nie może budzić zdziwienia fakt, że zostało to poddane sprawdzeniu. Newsweek odwrócił jednak całą sytuację, przedstawiając ją w taki sposób, jakoby to Lech Kaczyński zlecił inwigilację dziennikarzy (Anny Marszałek i Bertolda Kittela). A z samego artykułu wynika nawet, że to nie dziennikarze byli głównym przedmiotem śledztwa a ich informatorzy. Największym grzechem śledczych, zdaniem Newsweeka, było.. drobiazgowe podejście do wszczętego dochodzenia a zdziwienie autorki wzbudziło także to, że dochodzenie zostało.. umorzone.
Oddzielnego potraktowania wymaga okładka Newsweeka. Wiadomo - okładka sprzedaje pismo, ale sięganie po tanią manipulację przez opiniotwórczy tygodnik jest żenujące. Lech Kaczyński patrzy z niej na czytelników niczym Wielki Brat, a tytuły krzyczą: "Obserwator mediów", "Jak na polecenie Lecha Kaczyńskiego śledzono dziennikarzy", "Akta inwigilacji mediów". Nie ma przy tym nic o tym, jakiego okresu dotyczą "sensacyjne" wiadomości, więc nawet temu, kto nie kupi pisma i nie przeczyta materiału pozostanie w pamięci (na podobieństwo pewnej erewańskiej rozgłośni) obraz Kaczyńskiego jako tego, który z urzędu obserwuje, pardon, inwiguluje media. Zapomnieli jeszcze tylko napisać o sławnej już teczce z wycinkami prasowymi, którą rzekomo Kaczyński "straszy" opozycję. Koń by się uśmiał, gdyby nie to, że nad obiektywizmem mediów w Polsce można tylko zapłakać.
Komentarze
1. Ich wszystkich pogięło całkowicie,
2. Optują za Kaczyńskimi. Przecież w społeczeństwie polskim im większa na kogoś nagonka tym ma większe poparcie,
co pokazały jesienne wybory.
3. Jest to ostrzał artyleryjski przed jakims niedemokratycznym ruchem odsunięcia Kaczek od władzy,
4. Media są prowokowane przez Kaczki jako ruch wyprzedzający przed czymś co mogłoby by być kłopotliwe dla nich. A co w atmosferze nagonki każdy przyjmie wzruszeniem ramionami (być może ta sprawa w Newsweeku jest tym czymś.
Ostrzał jak najbardziej, choć nie centralnie skoordynowany (najdalszy jestem od spiskowych teorii), lecz przypominający polowanie, na którym wszyscy mogą się przecież obłowić. I to polowanie bynajmniej nie na grubego zwierza, więc całkowicie bezpieczne. Naganiacze to głównie PO i SLD, broń długa - GW, Polityka, TOKFM. Reszta wolnych (bez złośliwości) mediów też musi strzelać bo przecież publika jest żądna krwi i to się dobrze sprzedaje.
Być może chodzi o Telewizję Polską. Przecież wielu leży na wątrobie przejmowanie tej instytucji przez PIS.
Prezydent na Ukrainie, a tu tyle się dzieje... Sam czekam na dalszy rozwój wypadków.
Być może "opiniotwórczym" mediom o to chodzi by stworzyć atmosferę kryzysu i tym samym doprowadzić do wcześniejszych wyborów, w których miałyby wygrać "jedynie słuszne" PO i SLD. Wszystko ma jakąś przyczynę i ew. (planowany bądź nie) skutek.
Ja osobiście już przestałem się mocno przejmować tym co inni gadają. Ważne jest to co robili i robią w praktyce. Jak narazie PiS i Kaczyńscy nie zrobili nic złego a jedynie starają się ustabilizować scenę polityczną a że nie jest łatwo - to widać gołym okiem. Przecież Samoobrona i LPR, którzy jako jedyni są spoza dotychczasowych układów polityczno - gospodarczych, są tylko mniejszym złem. Chcą tworzyć własne układziki gospodarczo - polityczne a to byłaby "powtórka z rozrywki".
Pewne programy można określić jako "opluwajki".
Zamiast suchych faktów jest mnóstwo komentarzy, które odzwierciedlają prywatne opinie "dziennikarzy" a może jedynie ich pracodawców.
Polsat też jest nieprzychylny Kaczyńskim ale w przeciwieństwie do innych stacji nie jest chamski.
Być może wielki polski business nie che by ktoś dociekał jakie były początki tych wielkich fortun.