wtorek, 18 stycznia 2011

Potwory i spółka

Wypowiedzi polskiego akredytowanego przy MAK Edmunda Klicha skłaniają do smutnej refleksji, że prawdopodobnie nigdy nie poznamy prawdziwych przyczyn katastrofy rządowego Tu-154M w Smoleńsku. Otóż, w jednym z ostatnio udzielonych wywiadów za ważną kwestię uznał on poznanie treści rozmowy telefonicznej jaką Lech Kaczyński przeprowadził ze swoim bratem podczas tragicznie zakończonego lotu.

Jarosław Kaczyński odnośnie treści tej rozmowy wypowiadał się publicznie i był nawet w tej kwestii przesłuchiwany przez prokuraturę zaraz po katastrofie, co samo w sobie jest już kuriozalne. Ale widać to nie zadowala Edmunda Klicha, gdyż podaje on w wątpliwość oświadczenia i zeznania byłego premiera, skoro w jakże wysublimowany sposób domaga się ujawnienia rozmowy:

"Ważne byłoby, aby ujawnić rozmowy między Lechem i Jarosławem Kaczyńskimi i dowiedzieć się czy rozmowa dotyczyła rzeczywiście jedynie stanu zdrowia matki."

Kilka miesięcy temu w tym tonie wypowiadał się Janusz Palikot, bezpardonowo i w najbardziej ohydny sposób atakujący Lecha Kaczyńskiego, zarówno za życia, jak i po Jego śmierci. Można więc z całą stanowczością powiedzieć, że mamy oto godnego następcę tego politycznego wykidajły.

Polska to dziwny kraj, w którym ekspert(?) od wypadków lotniczych, badający katastrofę samolotu, w którym ginie prezydent państwa, dywaguje o treści prywatnych rozmów pasażerów. Ba, i to nie zwykłych pasażerów, ale tego najważniejszego. Bo przecież rozmowami innych pasażerów można by się zajmować, gdyby brano pod uwagę hipotezę zamachu. Tę jednak Edmund Klich jak wiadomo wyklucza. Choć dla Jarosława Kaczyńskiego robi wyjątek.. na co wskazują rzucane w eter potworne w swojej wymowie czysto polityczne insynuacje. Dla porządku dodajmy - wymierzone w śp. Prezydenta i lidera opozycji.

Samo sformułowanie o "ujawnieniu" jest już manipulacją, bowiem przywoływana rozmowa nie jest ukryta czy utajniona, gdyż nie została po prostu nigdzie zarejestrowana. Cel tej wypowiedzi jest zatem oczywisty, tak jak był jasny, gdy mówił o tym Palikot czy Wałęsa. Skoro w stenogramach nie ma śladu nacisków Lecha Kaczyńskiego czy jego otoczenia na pilotów, to trzeba ich szukać u Jego brata.

Absurd tej konstrukcji myślowej polega na tym, że musiałoby w niej mieć miejsce przekazanie słuchawki pilotom, działającej jednocześnie jak pistolet. Ale przecież nie o myślenie tutaj chodzi, lecz o wywołanie wrażenia, nawet do końca nieuświadomionego, że ten jeden człowiek, znajdujący się w odległości setek kilometrów od samolotu, mógł wpłynąć na przebieg lotu.

Każda podłość przechodzi przez gardło Palikotowi czy Wałęsie. Teraz tych samych chwytów używa już akredytowany i przewodniczący komisji badania wypadków lotniczych, zajmujący się katastrofą smoleńską. Jest to znakiem, że rozkręcony przez Platformę Obywatelską przemysł nienawiści wypluł z siebie kolejnego potwora.

Brak komentarzy: