sobota, 12 stycznia 2008

Uczniowie doktora Mengele

Nawet mnie, jak to w każdym poście powtarza Warzecha - "fanatycznemu zwolennikowi PiS", wydawało się, że Ziobro przesadził, wypowiadając pamiętne słowa na konferencji prasowej po zatrzymaniu dr. G.: „nikt więcej nie będzie przez tego pana życia pozbawiony”. Podobne odczucie miałem, gdy bodaj Wyborcza "ujawniła", że kryptonim, jaki nadało tej sprawie CBA to "Mengele".

Po opublikowaniu przez dzisiejszą "Rzeczpospolitą" stenogramów z rozmów telefonicznych dr. G. i lekarza dyżurnego w szpitalu MSWiA nie mam już żadnych wątpliwości, co do celności obu zacytowanych wyrażeń. Z rozmów tych wynika bowiem jasno, że dr G. zlecił pozbawienie życia pacjenta pod pozorem przeprowadzenia fikcyjnego zabiegu. Ciekaw jestem, co teraz na to Wyborcza, która broniła dr. G. jak niepodległości Izraela, a Ziobrę linczowała za jedno zacytowane wyżej zdanie przez wiele miesięcy..

Stenogram pierwszy

X to lekarz dyżurujący

dr G: No i co. Po co Jasiek tam siedzi, przecież pan może siedzieć przy tej pompie, przecież nie ma problemu.

X: To nie o to chodzi, doktorze, żeby siedzieć. Jest osiemset na godzinę drenażu, to się odsysa. Jasiek to później z powrotem recyrkuluje. To jest jeden wielki bełt. No dla mnie...

dr G: Jakoś se to weźcie Wojdyłę i spróbujcie odłączyć to, a jak się nie uda to tyle, no bo co, przecież nie będziecie siedzieć cały weekend

X: Ja odłączymy to będzie pa, od razu

dr G: Ale na sali operacyjnej to trzeba zrobić

X: Woda ucieka poza łożysko, no wszystko...

dr G: Słuchaj trzeba odłączyć, słuchaj to co mówię

X: Tak jest


Stenogram drugi

X to lekarz dyżurujący

dr G: Wojdyga, sala operacyjna. To się nazywa próba usunięcia centryfugi, nieskuteczna i trudno, no bo co więcej zrobić

X: No właśnie..

dr G: Przecież nie możesz tego odłączyć

X: Nie, ale ja właśnie do doktora dzwonię, żeby powiedzieć...

dr G: Wiem, ale nie możesz odłączyć tego na IT

X: Nie

dr G: Tylko musisz na sali, no trudno i wiesz

X: Tak jest

dr G: I powiem ci uczciwie, trzeba było tego chorego nie przeszczepiać, tylko tydzień trzymać i wyrównać i dopiero wtedy

6 komentarzy:

Rzepka pisze...

A Ćwiąkalski zajmuje się kwestią przecieku... Olejniczak wręcz domaga się ustalenia i ukarania winnych.
Łoj cuś mi się zdaje, że słowa Ziobry, że "nikt już przez tego pana życia pozbawiony nie będzie" mogą się nie sprawdzić...bo jak tak dalej pójdzie to G. zwyczajnie wróci do zawodu.

ckwadrat pisze...

Rzepka, po prostu brak mi słów na to skrajne zepsucie moralne POLiD-owców. Im się zupełnie we łbach pokręciło.

Anonimowy pisze...

Po dojściu PO do władzy o lustracji cicho sza. Trzeba być bardzo naiwnym, aby wierzyć, że przez najbliższe 4 lata coś się w tej sprawie ruszy. Z pewnością wielu zwolenników PO zaryzykowałoby nawet tezę, że lustracja miała może sens na początku lat 90-tych, ale teraz jej wpływ na kondycję naszego państwa byłby znikomy. Tym właśnie „ryzykantom” poświęcam niniejszy tekst. Załóżmy, że chcemy się czegoś dowiedzieć o naszych głównych bohaterach, generałach Sławomirze Petelickim i Gromosławie Czempińskim. Załóżmy, że nie wiemy o nich nic poza tym, że działali w przeszlości w służbach specjalnych. Odpalamy Wikipedię: http://pl.wikipedia.org/wiki/S%C5%82awomir_PetelickiCzytamy: magister prawa, oficer wywiadu, przez 10 lat za granicą, dowódca GROM-u, generał brygady, liczne ordery, snajper, płetwonurek, judoka, gentleman roku i takie tam. Imponujące. To, co jednak frapuje to ostatnie zdanie: „Obecnie pracuje w Ernst & Young, do lipca 2007 roku zasiadał w Radzie Nadzorczej Biotonu.”Eeeee, chwileczkę. Co to ten Bioton? Sprawdzamy http://pl.wikipedia.org/wiki/Bioton:Spółkę kontroluje Rysio Krauze. No tak, wszystko jasne. Ta sama sitwa postpeerelowskich służb specjalnych. Żadnych pytań. A co to jest ten Ernst & Young?

Przypomnijmy, Ernst&Young (i przedtem Arthur Andersen) to międzynarodowa, dość szacowna firma audytorska, która również trudni się doradztwem podatkowym, biznesowym, informatycznym itp. Audyt to okresowe sprawdzanie sprawozdań finansowych przed oficjalnym ich ogłoszeniem. Każda odpowiednio duża firma musi być audytowana przez firmę zewnętrzną. Bardzo duże przedsiębiorstwa, szczególnie te giełdowe, dbając o swój wizerunek zazwyczaj zatrudniają do tej roboty firmy, które są najbardziej prestiżowe. Przed rokiem 2002 takich firm było na świecie 5, nazywano je „wielką piątką” (Ernst&Young, Arthur Andersen, Deloitte&Touche, KPMG, PricewaterhouseCoopers). Po skandalu związanym z Enronem i upadku jego audytora, czyli firmy Arthur Andersen z „wielkiej piątki” zrobiła się „wielka czwórka”. Mimo, że skandal wybuchł w Stanach Zjednoczonych oddziały Arthur Andersen na całym świecie również musiały się zwinąć. W Polsce nastąpiło „połączenie” Arthur Andersen i Ernst&Young. De facto było to wrogie przejęcie Ernst&Younga przez Arthur Andersen z jednoczesnym przejęciem nazwy tego pierwszego, ale to nie jest dla nas istotne. Wystarczy nam fakt, że Arthur Andersen do 2002 i Ernst&Young po 2002 to właściwie ta sama firma. Wróćmy do naszego generała (Petelickiego). Zatrudnienie w Arthur Andersen rozpoczął w latach 90-tych. Zastanówmy się, po co właściwie prestiżowej firmie międzynarodowej taki generał? Czy jest on specjalistą od księgowości? Może jest wybitnym specjalistą w zakresie doradztwa podatkowego? A może wie jak wdraża się skomplikowany system informatyczny w dużym banku? Eeeeee, chyba nie... Spójrzmy na to z innej strony. Jakie firmy były lub są audytowane przez firmę Arthur Andersen/Ernst&Young? Proszę bardzo, m.in.: PKO BP, PZU, PKN Orlen (niedawno audyt robi Deloitte, inna firma z wielkiej czwórki, o której dalej), PGNiG, PKP, TP SA (mniej więcej do momentu przejęcia przez France Telecom), Pekao SA (mniej więcej do momentu przejęcia przez Unicredito Italiano), BGŻ. Strategią firmy Arthur Andersen, a później Ernst&Young w Polsce było obsługiwanie jak największej liczby dużych firm, zamiast drobnicy. To naturalne. Na takich można najwięcej zarobić, a przy tym jeszcze sprzedać dodatkowe usługi typu doradztwo biznesowe. Tak się składa, że wiele największych polskich przedsiębiortsw jest lub była do niedawna w rękach państwa.

Weźmy przykładowo na ruszt taki PKO BP w latach 2002-2006. W tym okresie prezesem jest pan Andrzej Podsiadło. Pan prezes ma ostatnie zdanie przy wyborze audytora, firmy implementującej system informatyczny itp. W jaki sposób może sobie firma Ernst&Young/Arthur Andersen zaklepać zwycięstwo w przetargu na te prace? Hehe, spójrzmy na listę Macierewicza:

"57. ANDRZEJ IRENEUSZ PODSIADŁO /podsekretarz stanu w min. finansów/. Konsultant "PA", KO/DI "Bułgar". Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej Wydziału II BEiA UOP oraz archiwum Zarządu Wywiadu. Zarejestrowany 24.10.85 pod nr 93 211 przez wydz. IV dep. V Warszawa oraz 20.09.76 przez wydz. V dep. I Warszawa. Miejsca archiwizacji W III BEiA UOP i AZW UOP."

Myśli więc sobie szef firmy Arthur Andersen: wynajmę takiego generała, zabiorę go na spotkanie z panem prezesem. Czyż pan prezes nie będzie śpiewał tak jak my mu zagramy?Pewien pracownik firmy E&Y, z którym rozmawiałem wyznał, że generał chodzi na istotne spotkania okołoprzetargowe z firmami państwowymi i często nawet nie musi nic mówić. Sama jego obecność to znak dla decydentów, że mamy mocniejsze argumenty niż tylko wiedza merytoryczna i doświadczenie. Ale co my tu będziemy snuć domysły i opierać się na jakichś nieudokumentowanych źródłach. Oddajmy głos jednemu z dwóch bohaterów naszego wpisu, gen. Czempińskiemu, który na początku bieżącego dziesięciolecia został zatrudniony w drugiej firmie z wielkiej czwórki, Deloitte&Touche (obecnie Deloitte). W wywiadzie udzielonemu gazecie „Nowy Przemysł” czytamy (http://www.wnp.pl/artykuly/politycy-deprawuja-sluzby,2531_5_101_0_0.html):

Dziennikarz: Były prezes Stoczni Gdynia Janusz Szlanta, zapytany o rolę służb w biznesie, powiedział dziennikarce: "Jesteśmy śledzeni nie dlatego, że interes państwa tego wymaga. Po prostu inne grupy polityczne chcą mieć wiedzę na pani temat, by w odpowiednim momencie wykorzystać ją przeciw pani. Każdy szanujący się przedsiębiorca ma swojego generała. To taki sposób obrony". Tak to jest?

Gromosław Czempiński: Jest to pewien skrót myślowy, ale to prawda. Mimo to nie jest tak łatwo o pracę. Dlatego, że jak się zatrudni Nowka czy mnie, to zaraz wszyscy to odnotują. Zatrudnienie kogoś z nas powoduje, że konkurencja nie ma komfortu, obawia się, że mamy przewagę. Wszyscy są przekonani, że zatrudnia się nas, by pogrążyć przeciwników wykorzystując wiedzę z przeszłości. Wszyscy widzą nas w czarno-białych barwach i tak nas oceniają. Nikt nie chce dostrzec tego, że potrafimy kojarzyć fakty, analizować zjawiska, zbierać informacje.
Dziennikarz: Haki też?

Gromosław Czempiński: Oczywiście, że szukamy u przeciwników słabych stron. Liczy się skuteczność. Nie wiem, czy pan pamięta, ale był taki czas, że przetargi wygrywały tylko firmy zagraniczne. A polskie wobec braku zamówień upadały, co powodowało wzrost bezrobocia. Brak jest na przykład reguł, by sektor państwowy wspierał firmy polskie dając im handicap wyjściowy w przetargach. Przecież STAR swego czasu dominował, ale nie potrafiono go utrzymać na rynku. Wszystko zaczyna się od tego, że sektor bankowy jest w obcych rękach. W związku z tym wspieranie niektórych gałęzi przemysłu jest u nas bardzo trudne. Ciężko przekonać zachodnich bankowców, by wspierali polski przemysł, bo w przeciwnym wypadku ludzie mogą stracić pracę. Ich to nie interesuje.

I wszystko jasne. Używamy haków? I co z tego? Przecież liczy się skuteczność. Zawsze można przecież powiedzieć, że się „wspiera polski przemysł”. Esbek też przecież Polak... Jedźmy dalej. Oddajmy głos byłemu prezesowi PZU, panu Montkiewiczowi. Oto fragment jego przesłuchania przed komisją śledczą do zbadania prawidłowości prywatyzacji PZU w dniu 24 maja 2005 (orka.sejm.gov.pl/KomSled.nsf/0/C5BB8F6494A9157AC125700B005AE95E/$file/pzu20.pdf):

Poseł Ryszard Tomczyk: Panie prezesie, czy prawdą jest, że generał Sławomir Petelicki w 2002 r., pracujący w firmie audytorskiej Arthur Andersen, próbował przekonywać pana, aby nie występował pan o zmianę audytora, jakim w tym czasie była firma, w której pracował? I czy prawdą jest, że pan generał Petelicki przedstawiał się jako doradca strategiczny premiera Millera, jeżeli mówimy o PZU?

Zdzisław Montkiewicz: Tak, prawdą jest, pan Petelicki przyszedł do mnie do gabinetu, przedstawiając się. Ta wizytówka, to on już ją dawno nosił i rozdawał wszystkim dość swobodnie, ale przyszedł z wizytówką Arthura Andersena lub Ernst & Young w tej chwili, przekonując... to jest mało, próbował prowadzić ze mną taką rozmowę dość, powiedziałbym, z pozycji siły. Skończyło się, że po prostu wyprosiłem pana Petelickiego z gabinetu i wydałem polecenie o zakazie wstępu panu Petelickiemu do PZU.Poseł Ryszard Tomczyk: Czy też prawdą jest, że niestety, nie żyjący już pan Lesław Paga, prezes firmy konsultingowej Deloitte & Touche próbował pana przekonać do tego, aby pan ułożył sobie dobre stosunki z Eureko?

Zdzisław Montkiewicz: Tak, jest to prawdą, Tuż po objęciu stanowiska przez prezesa PZU, pan nieżyjący śp. Lesław Paga przyszedł do mnie i powiedział, że dobrze byłoby gdybyśmy tutaj - on jest wysłannikiem Eureko - ułożyli dobre stosunki między Eureko a mną. Powiedziałem, że bardzo się z tego cieszą, takie stosunki powinny być przełożone na wspólne decyzje zarządu, które się przekładają na rozwój PZU. I ta rozmowa wokół tego tematu się toczyła. Drugi temat to jest taki, że przekazałem panu śp. Padze, że według moich informacji, porównując potencjał Eureko i PZU, i te nieprawidłowości związane z prywatyzacją, dobrze byłoby, gdyby Eureko wycofało się z PZU dla dobra i Eureko, i PZU.

Taaaa. Nawet prawdziwy „gentleman roku” musi czasami rozmawiać z pozycji siły, jeśli chce coś osiągnąć. W końcu bycie „doradcą strategicznym” premiera Leszka Millera to dopiero power. Trudno zresztą powiedzieć czy określenie „doradca” jest tu właściwe. Ale zostawmy to. Zwróćmy uwagę na jeszcze jedno nazwisko pojawiające się w tym kontekście: Lesław Paga (zmarły w 2003 roku). Były przewodniczący Komisji Papierów Wartościowych (w latach 1991-1994), dyrektor departamentu w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych i prezes Deloitte&Touche (obecnie firma zwie się krócej: Deloitte). Oto co o Panu Padze mówił sławny Grzegorz Wieczerzak na przesłuchaniu przed Komisją Śledczą do zbadania prawidłowości prywatyzacji PZU w dniu 17 marca 2005 roku (http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,63065,2612525.html):

(...) Uważam, że osobą aktywnie działającą w otoczeniu prezydenta i będącą w pewnym sensie pod wpływem otoczenia prezydenta czy samego prezydenta, czy układu klubowego, był nieżyjący już pan Lesław Paga, z którym nie łączyły mnie specjalnie przyjazne stosunki, natomiast dokumentacja zabezpieczona przez prokuraturą wskazuje na ścisłe kontakty pana Lesława Pagi w okresie poprzedzającym moje aresztowanie z panem Adamem Rapackim, szefem Centralnego Biura śledczego, z którym odbył kilka spotkań, w zakresie którego jeśli chodzi o wyjaśnienie, co było przedmiotem tych rozmów, do tej pory zarówno pan Rapacki, jak i oficerowie, którzy uczestniczyli w tych spotkaniach, zasłaniają się tajemnicą państwową, co wskazywałoby na to, że firma Deloitte & Touche i jej pracownicy są tajnym współpracownikiem CBŚ, bo tylko o tym to świadczy. Tajemnica państwowa wchodzi w grę w ustawie o Policji tylko wtedy, kiedy mamy doczynienia we współpracy z tajnymi źródłami informacji. Natomiast chciałem jeszcze jedną rzecz dodać: otóż pan Lesław Paga znał nazwisko prowadzącej moją sprawę pani prokurator, zanim sprawa została w ogóle wszczęta. I to jest raczej pytanie do sposobu wyznaczenia sprawy, zanim wpłynął wniosek o wszczęcie mojej sprawy.

Wystarczy. Wątek można by było ciągnąć. Można rozważać w tym kontekście również prywatyzację PZU, kwestię przejęcia audytu PKN Orlen z rąk Ernst & Young przez Deloitte mniej więcej w okresie, gdy ta ostatnia zatrudniła gen. Czempińskiego, tzw. listę Pęka, dostęp służb specjalnych poprzez generałów do dokumentów audytowanych firm, „konkurencję” czy też ”podział wpływów” pomiędzy różnymi „frakcjami” służb specjalnych itd. Nie ma na to tu miejsca (być może w przyszłości będzie czas i ochota na napisanie coś na ten temat). Poprzestaniemy w tym wpisie na natępującym wniosku:

Prywatne firmy Deloitte&Touche i Arthur Andersen/Ernst&Young wykorzystywały w przeszłości dość intensywnie ludzi ustawionych w świecie postkomunistycznych służb specjalnych do zdobywania intratnych kontraktów na świadczenie usług dla przedsiębiorstw państwowych.

Cytując raz jeszcze prezesa Stoczni Gdynia, Janusza Szlantę (patrz cytowany wywiad z gen. Czempińskim): „Każdy ma swojego generała.”.

Każdy prawdziwy liberał powinien wzdragnąć się w tym momencie. Gra wolnorynkowa w takim przypadku jest bowiem mocno zniekształcona. O wyborze w przetargu danej firmy nie decydują już kompetencje, doświadczenie, cena usług, lecz to, kto jakie ma haki na decydenta. Pięknie.Prawdą jest to, że akurat firmy Arthur Andersen/Ernst&Young i Deloitte oferują dobrej jakości usługi w zakresie audytu (problem jest pewnie bardziej złożony jeśli chodzi o doradztwo biznesowe, ale nie ma tu miejsca na takie rozważania). Niemniej jednak sytuacja nie jest zdrowa.Mógłby ktoś powiedzieć: Jeśli firmy z „Wielkiej Czwórki” (w tym E&Y i Deloitte) oferują przyzwoitej jakości usługi, to w zasadzie nie ma większego znaczenia to, czy jedna czy druga wygra przetarg. Jedynym minusem tej sytuacji jest to, że jeden czy drugi generał troszkę kasy sobie zarobi (powiedzmy kilkaset tysięcy złotych rocznie), właściwie nie wnosząc zbyt wiele do wartości dodanej produktu, czyli usługi konsultingowej. Nie są to jednak jakieś ogromne pieniądze. A i tak o wiele większe pieniądze firmy z „Wielkiej Czwórki” transferują za granicę do spółek-matek udzielających im licencji na użytkowanie nazwy. Można by w tym miejscu odwoływać się do pojęcia sprawiedliwości (społecznej powiedzmy), ale dajmy sobie z tym spokój. Przekonanych nie trzeba przekonywać, na beneficjentów poprzedniego systemu spłynie to jak po gęsi, zaś na liberałów wymachiwanie pojęciem sprawiedliwości społecznej raczej nie działa.

Zamiast tego rozważmy więc pewną „hipotetyczną” sytuację, która przypomina tę opisaną powyżej. W miejsce Arthura Andersena/Ernst&Younga rozważmy „firmę” o wiele bardziej potężną, mianowicie rząd rosyjski i jego specsłużby. Zamiast generała weźmy pewnego znanego i wpływowego polskiego biznesmena. Oczywiście wraz z jego szerokimi plecami. Stosunek pracy w tym przypadku nie może być jawny, więc i wynagrodzenie musi być niestandardowe. Załóżmy na ten przykład, że rząd rosyjski w ramach zapłaty sprzedaje owemu biznesmenowi dostęp do części rosyjskich złóż naftowych. A kto występuje tu w roli decydentów, na których biznesmen ma haki? Może pewni politycy polscy, którzy decydują o kształcie polityki zagranicznej, kierunkach prywatyzacji polskich przedsiębiorstw państwowych, polskiej polityce energetycznej?Czy nie brzmi to ponuro? I czy aby na pewno ta sytuacja jest tylko „hipotetyczna”?

P.s. Zagadka dla czytelników: Kto jest tym polskim biznesmenem, o którym mowa w ostatnim akapicie?

Anna pisze...

Ćwiąkalski szuka "przecieku", to może oznaczać, że jednak Ziobrze udało sie tam jakieś zmiany personalne zrobić.

Jak "oni" długo popracują, to juz inna sprawa.

Co do tego lekarza, to brak słów.
I taki "człowiek" chodzi po wolnosci.

Pozdrawiam

ckwadrat pisze...

Anna, G. odpowiada z wolnej stopy, ale zarzuty ma. Niestety, tylko korupcyjne i o mobbing.

Jaku pisze...

Oto zagadka:

Jak nazwać ludzi tak niemoralnych, aby nie używając przekleństw, wyrazić się jak najprecyzyjniej?