środa, 27 września 2006

Nocna histeria

Histeria skierowana przeciw PiS osiągnęła dziś w nocy apogeum. Pretekstem do ostatecznego uderzenia, czyli zwołania przez PO o 1 w nocy konferencji prasowej, na której zażądali natychmiastowego (o świcie) zwołania posiedzenia sejmu i jego samorozwiązania, było ujawnienie przez Renatę Beger jej politycznych negocjacji z szefem kancelarii premiera Adamem Lipińskim. Negocjacji, jak się okazało, zarejestrowanych ukrytą kamerą i pokazanych w programie "Teraz my" w TVN. Programu nie oglądałem, ale zapis negocjacji jest tu.

Osią "korupcji politycznej", jakiej miał się dopuścić Lipiński, miało być.. zaoferowanie Begerowej stanowiska w ministerstwie rolnictwa oraz pomoc w unieważnieniu weksli, do których wykupu są zmuszeni posłowie Samoobrony w momencie opuszczenia szeregów tej partii. Lipiński obiecuje pomoc prawną. Wspomniał też o ewentualnym funduszu, który miałby tymczasowo zabezpieczyć posłów Samoobrony przed egzekucją komorniczą do momentu zakończenia sprawy sądowej o nieprawnym wykorzystaniu weksli, sprawy według niego wygranej. I to wszystko. Nawet sam główny bohater prowokacji, w wypowiedzi już po emisji nagrania wszystko potwierdził i nadal obiecał pomoc posłom, straszonym przez Leppera wekslami.

Politycy PO uznali jednak, że to doskonała okazja (a może to był plan) na "nocną zmianę" (w nocnych zamachach stanu mają przecież już wprawę) i na parę minut przed 1 w nocy zwołują konferencję prasową. Tusk, Rokita i Komorowski pełni patosu i z trudem ukrywanym cynizmem obwieszczją światu, że mamy oto do czynienia z "korupcją polityczną", przy której blednie afera Rywina. Żądają natychmiastowego podania się rządu do dymisji, bezzwłocznego zwołania posiedzenia sejmu oraz jego samorozwiązania. Wieszczą, że to na pewno skończy się sprawami karnymi i zapowiadają komisję śledczą w tym zakresie, ale już w przyszłym sejmie, bo obecny nie ma moralnego prawa (tak na marginesie, to takiego prawa nie odmawiali nawet sejmowi zdominowanemu przez SLD podczas zawiązywania komisji śledczej ds. afery Rywina). Wspominają jeszcze o antyrządowym marszu ulicznym, na który od kilku dni namawiają swoich zwolenników..

Jednym słowem, bezpardonowy, histeryczny atak totalny - oddajcie rząd, rozwiążcie parlament a my poślemy na was jeszcze prokuratorów i komisję śledczą. Jeśli tego nie zrobicie, wyprowadzimy ludzi na ulice i Bóg jeden wie, jak to się skończy.. Przesłanie jest jasne: bycie silną opozycją, podczas gdy wy nie macie nawet większości, nas nie satysfakcjonuje; to my musimy mieć władzę i w tym celu zrobimy wszystko! Liderzy Platformy żyją w jakiejś równoległej rzeczywistości - sfrustrowani, pałający nienawiścią do PiS i żądni za wszelką cenę władzy. Jeśli kogoś stać na głębszą analizę tej szytej grubymi nićmi prowokacji, to zapraszam do komentarzy, bo mi brakuje już wyobraźni i cenzuralnych słów.. a i pora późna.


Tagi: ; ;

piątek, 22 września 2006

Przede wszystkim ordynacja

Koalicja większościowa przestała istnieć. Czas odwołania Andrzeja Leppera ze stanowiska wicepremiera można już liczyć w godzinach.. (zanim skończyłem pisać notkę, Lepper został już przez prezydenta odwołany). Zastanawiające jest, dlaczego lider Samoobrony wybrał drogę otwartego konfliktu z PiS, której finałem - jak mógł się spodziewać - będą przedterminowe wybory, na których może nic nie zyskać, a tylko stracić. Być może jest coś w tym, co napisał Galba - o narastającym strachu Samoobrony przed tym, do czego dokopać się mogą na jej temat pisowscy ministrowie siłowi. Strachu, prowadzącego nawet do obalenia rządu, którego jednym z głównych celów jest oczyszczenie państwa ze skorumpowanych struktur, bez względu na to, czy ludzie w nich uczestniczący są mu politycznie bliscy czy też nie. Lepsze przecież bowiem siedzenie nawet na zielonej trawce poza parlamentem, niż za kratami. Niedawne zatrzymanie awuesowskiego ministra skarbu Emila Wąsacza jest tego dowodem i mogło być czynnikiem uwalniającym sumę wszystkich strachów Samoobrony i prowadzącym wprost do wczorajszego przesilenia.

Powód kryzysu rządowego może być bardziej prozaiczny. Lepper zaczął bowiem ostatnio nie tylko prowadzić kampanię wyborczą kosztem rządu, którego był członkiem, ale też nieodpowiedzialnie grać budżetem. Jego kolejne próby wyciągania kotwicy budżetowej mogły się przecież w dłuższej perspektywie skończyć wejściem gospodarki na mieliznę. Do czego to prowadzi, można zobaczyć w relacjach z Budapesztu. A to przecież tylko krótkie, choć burzliwe, "kryterium uliczne". Naszych bratanków czeka wcześniej lub później odcinek specjalny, w którym tylko poprzez wyrzeczenia całego społeczeństwa będą mogli obniżyć swój rekordowy w Unii Europejskiej deficyt budżetowy. Jeśli tego nie zrobią, mogą spodziewać się tylko większych kłopotów.

Być może więc to Jarosław Kaczyński przestraszył się warchoła w rządzie i za wszelką cenę (nawet oddania władzy) pozbył się go. Tylko w ten sposób mógł zapobiec budowaniu przez Leppera poparcia na bazie niebezpiecznej dla stabilności całego państwa polityce. Otwarte pozostaje jednak pytanie, czy skażony władzą Lepper straci czy też zyska atrakcyjność dla swojego dotychczasowego elektoratu. Bardziej prawdopodobna wydaje się jednak strata, dzięki czemu usunięcie Leppera z rządu może być skutecznym środkiem jego zmarginalizowania w polityce. Powrót Leppera - watażki, budującego swoje poparcie na blokowaniu dróg czy wysypywaniu zboża z wagonów, byłby już nie tylko niewiarygodny dla wyborców, ale wręcz śmieszny.

Bez względu jednak na to, jakie były przyczyny wczorajszego kryzysu, czekają nas najprawdopodobniej przedterminowe wybory. Jeśli nie teraz, równocześnie z drugą turą wyborów samorządowych, to na wiosnę, po tym, jak budżet nie uzyska poparcia większości sejmowej. Do końca stycznia przyszłego roku mógłby bowiem funkcjonować rząd mniejszościowy. Choć drugi z koalicjantów (LPR) zachowuje się odpowiedzialnie, podszyty oczywiście strachem nie wejścia do następnego parlamentu, wątpliwe wydaje się zbudowanie większości rządowej w obecnym. Nie wskazuje na to ani ton wypowiedzi liderów PSL, bardzo krytykancki wobec PiS (kolejne nieracjonalne działanie tego ugrupowania) oraz niewielka jak do tej pory liczba uciekinierów z Samoobrony.

Wątpliwe jest także, aby nawet do tego drugiego, nieodległego przecież terminu, preferencje wyborcze zmieniły się na tyle, aby można było się spodziewać, że któraś z największych partii uzyska większość mandatów i samodzielnie utworzy rząd. Sensowna wydaja się więc zmiana ordynacji na taką, która jeszcze bardziej niż obecna będzie premiować zwycięskie ugrupowanie. Propozycja taka została właśnie złożona Platformie przez PiS. Choć nowa ordynacja konserwowałaby w Polsce z grubsza dwubiegunowy układ parlamentarny, dawałaby możliwość skonstruowania trwałego rządu przez zwycięskie ugrupowanie na okres kadencji sejmu. Rola partii z mniejszym poparciem społecznym zostałaby zredukowana, ale przecież tylko do czasu następnych wyborów, w których każdy ma równe szanse na zwycięstwo. A przecież o to głównie chodzi w demokracji parlamentarnej. No bo przecież nie o to, aby języczkiem u wagi był sejmowy plankton, licytujący się tylko wyszarpywaniem od większych ugrupowań stanowisk i przywilejów dla swojego wąskiego elektoratu.


Tagi: ;

sobota, 9 września 2006

Przykręcanie śruby

Obejrzałem wczoraj pierwsze starcie w "Ringu" - nowym programie prowadzonym przez Rafała Ziemkiewicza w TVP1 (program nadawany będzie w piątki o godz. 22:05). Choć był to talk-show kulturalny, Ziemkiewiczowi w cudowny sposób udało się niemal przez cały czas nie schodzić z tematów bieżącej polityki. Udało mu się poruszyć m.in. wątek Szymborskiej, piszącej zaraz po wojnie hymny pochwalne na cześć Stalina i zbrodniczego reżimu komunistycznego w Polsce, a później będącej "autorytetem" moralnym na każde zawołanie Michnika. Świetną ilustracją jej postępowej moralności była kabaretowa recytacja (utrzymana w socrealistycznej konwencji) sławnego wiersza "Nienawiść", opublikowanego swego czasu na pierwszej stronie Wybiórczej. Wiersz miał moralnie usprawiedliwiać obalenie "oszołomskiego" gabinetu Olszewskiego.

Ziemkiewiczowi udało się także poruszyć m.in. wątek Szczypiorskiego, który donosił do SB na swoich rodziców (kilka miesięcy temu opublikował te informacje Newsweek, ale przeszły one zupełnie bez echa), sporu Miłosza z Herbertem (przez co ten ostatni został przez Wybiórczą uznany za psychicznie chorego) i parę innych spraw. Jednym słowem, jak na jeden program całkiem sporo. Ziemkiewicza wspierał jeden z zaproszonych gości - Jacek Trznadel.

Przy okazji dowiedzieliśmy się też, co nie podoba się w IV RP artystom estradowym. Gość programu, pan Maleńczuk, bełkotał coś o przykręcaniu śruby, zaglądaniu pod kołdrę, ale lista "konkretów" szybko mu się skończyła, więc uogólnił mniej więcej tak: jak patrzę na to wszystko, jak patrzę na to, jak Kaczory się ubierają, to po prostu chce mi się z tego kraju wyjeżdżać. Nie zauważyłem, aby Kaczyńscy odstawali jakoś ubiorem od ogólnie przyjętych norm. Maleńczuk natomiast jak najbardziej - może więc to jakiś kompleks artysty. Jeśli zaś chodzi o "przykręcanie śruby", to proponuję przeczytać jeden z ostatnich felietonów artysty na Wirtualnej Polsce. Oto exemplum: ..Tak władzę w kraju przejął duet Kaczy / Niskich, co mierzą w obwodzie niemało / Łatwiej przeskoczyć, niż obejść się dało /../ Rzeczpospolitą - nie wiedzieć już którą / (Faszystom ją daje, sługusom i gburom).. Cóż za przykład ubezwłasnowolnionej tfurczości, wiernopoddańczej wobec przykręcającej śrubę faszystowskiej władzy "nie wiedzieć której" RP..

Panie Maleńczuk, a gdzie indziej na świecie mógłby pan za ciężką kasę takie dyrdymały w publicznej telewizji wygadywać, albo wierszyki na jednym z największych portali wypisywać? Przecież na Zachodzie próbował pan zdaje się swoich sił, ale nie pomogły ani wymyślne stroje, ani ostry makijaż. No chyba, że to była forma autoreklamy, mająca wzmóc zapaotrzebowanie na coś, co rzekomo miałoby być niedługo niedostępne. Ale przecież to tylko ciemny, wybiórczo myślący lud mógłby kupić..

niedziela, 3 września 2006

Pluralizm i cenzura

Wreszcie wyjaśniło się, jak efekty ciężkiej pracy redaktorów-politruków z Gazety Wyborczej i Polityki były propagowane (wręcz w dosłownym tego słowa znaczeniu) dalej, jak eter długi i szeroki. Wspomniane tytuły prasowe - niekwestionowana awangarda salonowej myśli - były jedynymi(!) prenumerowanymi w Polskim Radiu. Baza i jednocześnie nadbudowa do prawdziwego pluralizmu poglądów, propagowanemu za nasze pieniądze przez publiczne medium..

Manipulacji dopełnia notka "Cenzura w Polskim Radiu", z której się o tym dowiedziałem. Autorowi tej informacji na portalu Wirtualne Media nie chodzi bynajmniej o cenzurę, gdy dziennikarze Polskiego Radia nie mieli dostępu do żadnych innych tytułów poza wyżej wymienionymi, lecz, gdy wreszcie nowe kierownictwo poszerzyło ofertę prenumerowanych tytułów, wprowadzając przy okazji ograniczenia dwóch wspomnianych (w samym newsroomie PR było 39 prenumerat Wybiórczej). Reporterowi WM wypłakuje się w rękaw jeden z redaktorów PR, który nie może mieć już swej ulubionej Gazety na biurku; wtóruje mu wicenaczelny tejże - Piotr Stasiński.

Morał z tego taki, że pluralizm w wydaniu redaktorów/wyznawców Gazety Wyborczej i Polityki jest wprost proporcjonalny do liczby kupowanych egzemplarzy tychże tytułów. Zamówienie nowych gazet i czasopism, kosztem wyżej wymienionych, jak również poszerzenie grona komentujących na antenie PR publicystów, to już jest.. cenzura.