środa, 18 października 2006

Koalicja 2.0

Gdy Andrzej Lepper po raz pierwszy wszedł do rządu, w poświęconej temu emocjonującemu wydarzeniu notce zastanawiałem się, czy przewodniczący Samoobrony zostanie kanibalem koalicji, którą właśnie utworzył. Niestety, porównanie go do Hannibala Lectera (nie tylko dzięki uderzającemu podobieństwu fizjonomii i nazwiska) okazało się trafne. Lepper wywrócił koalicję zaledwie po kilku miesiącach bycia wicepremierem. Prowadzenie przez niego kampanii wyborczej, na którą składały się m.in. nieodpowiedzialne gry budżetem, były dla Jarosława Kaczyńskiego nie do zaakceptowania.

Wyrzucając Leppera z rządu Kaczyński przecenił jednak swe siły odnośnie możliwości zbudowania większości sejmowej bez udziału Samoobrony (rozumianej jako partia). Weksle, jakie podpisali posłowie tego ugrupowania, okazały się silnym powrozem utrzymującym ich w szeregach tej partii. Z kolei PSL nie dał PiS-owi nawet cienia szans, że wraz z LPR i kilkunastoma uciekinierami z Samoobrony zawiąże większościową koalicję. Takiego obrotu sprawy nie spodziewał się zapewne Jarosław Kaczyński, bo zarówno niechęć PSL do wspólnych rządów z PiS, jak i brak migracji posłów Samoobrony w obliczu przedterminowych wyborów jeśli tego nie zrobią, było na zdrowy rozum nieracjonalne. PSL jest przecież najprawdopodobniej ostatnią kadencję w parlamencie a i Samoobrona w sondażach traci raczej poparcie. Wcześniejsze wybory byłyby dla tego pierwszego ugrupowania końcem obecności w głównym nurcie polityki, dla drugiego – utratą dużej części obecnego stanu posiadania (część posłów nie miałaby szans na reelekcję). Tego, że przyjdzie rozmawiać powtórnie z Samoobroną, reprezentowaną przez jej lidera, trudno się było zatem spodziewać.

Wspólny rząd z Samoobroną, zapewniającą po raz drugi sejmową większość, stał się jednak faktem. Zajadli przeciwnicy koalicji zarzucają liderom dwóch największych ugrupowań wchodzących w jej skład, że jeszcze kilkanaście dni temu skoczyli sobie niemal do gardeł, a teraz znowu współtworzą rząd. Przypomnijmy jednak, co tak naprawdę się stało. Kaczyński nazwał nieodpowiedzialne postępowanie Leppera warcholstwem, a Lepper wręczenie mu bez odpowiednich wyjaśnień dymisji – chamstwem. Po wspólnej prowokacji Renaty Beger i dziennikarzy TVN, ujawniającej kuchnię politycznych negocjacji, Kaczyński publicznie dorzucił, że PiS nigdy nie będzie już prowadzić rozmów z politykami o „wątpliwej proweniencji”. Z tego co wiem, liderzy obu partii przeprosili się już kilka dni po wypowiedzeniu wspomnianych słów, a w ostatnich negocjacjach PiS-Samoobrona-LPR posłanka Beger nie uczestniczyła. Gdyby było inaczej, na pewno.. obejrzelibyśmy to u Sekielskiego i Morozowskiego w „Teraz My”.

Czy zatem uprawnione jest stwierdzenie, że Jarosław Kaczyński „stracił twarz”, biorąc Leppera powtórnie do rządu? A słyszę to od kilku dni od swoich znajomych lokujących swoje polityczne sympatie po lewicowej (Centrolew) lub liberalnej (PO) stronie? Kaczyński stracił zapewne.. swój polityczny instynkt, który go do tej pory nie zawodził. Jednak, jak wspomniałem wcześniej, nieracjonalne (PSL) lub naznaczone panicznym strachem przed użyciem weksli (Samoobrona) postępowanie posłów trudno było przewidzieć. A już na pewno nie dało się przewidzieć prowokacji, która została manipulacyjnie rozdmuchana przez opozycję i nieprzychylne PiS-owi media do wielkiej afery. Choć z nie mającej merytorycznych podstaw „afery” nie zostało po kilku dniach nic poza rechotem gawiedzi, to jednak notowania Prawa i Sprawiedliwości spadły. Jeśli Jarosław Kaczyński liczył się po usunięciu Leppera z możliwością wcześniejszych wyborów, to przeprowadzenie ich akurat w tym momencie byłoby nierozsądne. Na własne życzenie PiS skazywałby się prawdopodobnie na bycie w sejmie przyszłej kadencji opozycją wobec rządu PO-SLD. Pomijając fakt, że do takiego rządu, choćby w świetle ujawnianych ostatnio działań spec-grupy pułkownika UOP Lesiaka, nie miałbym zaufania, trudno się dziwić Kaczyńskiemu, że dysponując demokratycznym mandatem dla swojej partii jeszcze na trzy lata, dał drugą szansę dla nowej-starej koalicji.

Pozostaje jeszcze pytanie, na ile okaże się ona stabilna. Myślę, że wbrew obawom, będzie ona trwalsza niż poprzednia. Pierwsza została moim zdaniem zbyt pochopnie zerwana, zarówno nieodpowiedzialnym działaniem Leppera, jak i zbyt emocjonalną reakcją Kaczyńskiego oraz przecenieniem przez tego ostatniego swoich politycznych sił sprawczych. Obaj liderzy wchodzą do wspólnej koalicji z doświadczeniem, pozwalającym im z jednej strony na lepszą ocenę tego, na co mogą sobie w jej ramach pozwolić a z drugiej - co są w stanie zdziałać w obecnym sejmie. Poobijane (ale bynajmniej nie "stracone") twarze powinny o tym przypominać..


Tagi: ;

czwartek, 12 października 2006

Dezintegracja będzie kontynuowana

Zgodnie z poleceniem kierownictwa UOP przeprowadzono czynności operacyjne mające na celu dezintegrację prawicowych, radykalnych ugrupowań politycznych.
Za pośrednictwem "M" przekazano R. Szeremietiewowi informację o niezadowoleniu szeregu młodych działaczy, już wcześniej podejrzewanych przez J. Olszewskiego o nielojalność. Spowodowało to wewnętrzne konflikty, a w konsekwencji zawieszenie władz wojewódzkich RdR-u w trzech przypadkach i ustanowienie zarządów komisarycznych. Rozbicie wewnętrzne pogłębiło się.
W przypadku J. Kaczyńskiego jest szczególna sytuacja, każdy funkcjonariusz UOP, Policji, a także emerytowani funkcjonariusze b. SB jeżeli uzyskają jakąkolwiek kompromitującą informację pogłębią ją i przekażą. Jest to skutkiem jego publicznego zachowania, polegającego na ciągłych bezpośrednich atakach, przez co stał się osobistym ich wrogiem.
Stworzyło to dogodną sytuację do manipulowania faktami z ich życiorysów i wprowadzanie powszechnej nieufności oraz podejrzliwości. Przy okazji przekazano dane obciążające J. Olszewskiego, A. Macierewicza, J. Kaczyńskiego. Jednocześnie cały czas R.Szeremietiew był i jest indoktrynowany przez "M", że koalicja z PC doprowadzi do przegranej całej prawicy, gdyż w powszechnym odbiorze społecznym "PC to złodzieje".
Informacja prasowa z dnia 5.08.1993 r. w sprawie rozmów Prezydenta z J. Olszewskim w przekazach do działaczy RdR-u powinna być delikatnie potwierdzona, co powinno skompromitować J. Olszewskiego we własnych szeregach.
Czynności dezintegracyjne będą w miarę operacyjnych możliwości kontynuowane.


To tylko kilka fragmentów jednej odtajnionej notatki z 1993 roku, z szafy płk. Lesiaka. Pełna wersja notatek jest m.in. tu. Działanie te akceptowali swoimi podpisami Jerzy Konieczny i Andrzej Milczanowski, szefowie odpowiednio UOP i MSW w rządzie Hanny Suchockiej. W rządzie tym ministrami byli m.in. Jacek Kuroń (praca i polityka socjalna), Jan (wtedy jeszcze także Maria) Rokita (administracja), Janusz Lewandowski (przekształcenia własnościowe), Jan Krzystof Bielecki (integracja z UE), Janusz Onyszkiewicz (MON). Okazuje się, że już w stabilnie wolnej i niepodległej Polsce zafundowano nam zakrojone na szeroką skalę działania łamiące demokratyczny ład. Bezprawnie wykorzystywano aparat państwowy do osłabiania legalnej opozycji. I to bynajmniej nie "radykalnej", bo zajmującej sejmowe fotele.

Jak to wygląda z dzisiejszej perspektywy? Blado. Gdyby nie "Dziennik" i kilku IPN-owskich historyków zaproszonych do RTV, ujawnienie tych notatek przeszłoby niemal bez echa, bagatelizowane przez opozycję „demokratyczną” i spychane na dalszy plan przez lewicowe media. Autorytety moralne nabrały wody w usta. Piszę o tym kilka dni za późno, ale zostawiam ślad, żeby nie było, że ja też do tego wagi nie przyłożyłem. Wręcz przeciwnie, uważam to za największą aferę III RP. Afera Rywina była „tylko” propozycją korupcji. Fakt, że na dużą skalę i dotycząca ustawy, ale do jej spełnienia nie doszło. Notatki z szafy Lesiaka są dowodem przeprowadzonych działań. Dokumenty te wskazują także na to, że w III RP demokracja była delikatnie mówiąc sterowana. I to nie tylko na początku lat 90. kiedy dezintegracja miała miejsce. Przecież tamte działania UOP-u, skłócające prawicowe środowiska oraz inspirujące artykuły prasowe bazujące na nieprawdziwych informacjach, zaciążyły na tym, że prawica na długie lata została zmarginalizowana.

Jeszcze większy niesmak budzi to, że zamiast chłodnej analizy, przywoływane są wytwarzane w tamtym czasie fałszywki mające "usprawiedliwić" nielegalne działania. Mówiące m.in. o grożącym zamachu stanu, który rzekomo mieliby zorganizować Kaczyńscy czy też o chęci internowania Wałęsy. Zarówno na filmie "Nocna zmiana", jak i na ujawnionych właśnie notatkach czarno na białym widać, kto zamachnął się wtedy na demokrację. Mimo to, z ubeckim cynizmem próbuje się odwrócić kota ogonem. Słychać też - jak zwykle, gdy coś wychodzi na jaw nie po myśli "salonu" - aby zostawić już te brudy i nie obrzucać się błotem. Jednym słowem - "Wybierzmy przyszłość - Reaktywacja"..


Tagi: ; ;

niedziela, 8 października 2006

Prowokacja na otarcie łez

Wczorajsze popołudnie spędziłem na wiecu poparcia dla PiS. Co prawda wcześniej planowałem też „uczestnictwo” w demonstracji opozycji i wybranie z niej smaczków do bloga, ale że byłem ze swoim synem, wybrałem imprezę stacjonarną. Z tego, jak wyglądały wszystkie wczorajsze manifestacje zdał dobrą relację Lear, którego.. ja także widziałem! ;) I to nie w telewizji, ale na żywo, jak przemierzał park przy PKiN ze swoim sławnym już transparentem.

Lear

Lear zaobserwował m.in. na wczorajszym marszu PO lukę pokoleniową: „gimnazjum/liceum/studenci a potem to już wiek senatorski.” Otóż na wiecu poparcia dla PiS dało się zauważyć, że oprócz wyżej wymienionych grup wiekowych przyszły całe rodziny. Aby dzieci się nie nudziły, zaimprowizowano dla nich ad hoc konkurs plastyczny na.. najładniejszą kaczkę.

Konkurs plastyczny

Konkurs plastyczny

Jakoś nie mogę sobie wyobrazić podobnej inicjatywy na wiecu PO. W zdominowanej przez wodzowskich i śmiertelnie poważnych liderów to by raczej nie przeszło. Punkt dla PiS za poczucie humoru.

Zwolenników przeciwnej opcji politycznej stać było natomiast na swoiste poczucie humoru czy mówiąc wprost - chamstwo. Byłem świadkiem, jak dwóch kolesi w asyście kobiety w średnim wieku (może to była ta luka pokoleniowa) oraz kilku licencjonowanych „obserwatorów” wparowało nagle od strony ul. Świętokrzyskiej na tyły wiecu. Uzbrojeni w tabliczki z prowokatorskimi hasłami oraz megafon, przez który je wykrzykiwali, usiłowali wprowadzić zamieszanie wśród uczestników wiecu. Nie wiem, czy ostatecznie poskutkowało moje delikatne tłumaczenie, że pomylili manifestacje, czy wpłynęła na nich policja, czy po prostu dali sobie spokój. W każdym razie ostatnim miejscem, gdzie ich widziałem były przynależne im okolice publicznego szaletu.

Prowokacja

Szalet


Tagi: ; ;

piątek, 6 października 2006

Marsz (na Księżyc)

Platforma Obywatelska na księżycu

Serdecznie zapraszamy wszystkich sympatyków PO na Błękitny Marsz , który odbędzie się w dniu 7 października. O godz. 12 przywita nas Donald Tusk, a następnie wysłuchamy przemówień liderów Platformy Obywatelskiej. Spotkajmy się, Bądźmy RAZEM!


Zarówno fotografia, jak i tekst (zachowano oryginalną pisownię) pochodzą z ogólnodostępnego, internetowego serwisu propagandowego Platformy Obywatelskiej.

wtorek, 3 października 2006

Wyborcza sięgnęła bruku



Dosłownie. Lub po płyty chodnikowe jak kto woli. Już lead jednego z dzisiejszych artykułów w Wyborczej głosi: "Choć niedawno zasiano tu trawniki, nagle przed domem premiera Jarosława Kaczyńskiego pojawił się dodatkowy chodnik." Dalej - "Nagle i pospiesznie usunięto i splantowano dużą połać trawnika wzdłuż jezdni". Jakby ktoś miał wątpliwości w ocenie moralnej tego wydarzenia, czytamy że "widok zeszpeconej ul. Mickiewicza [..] budzi odrazę." Zaczęło się niemal od trzęsienia ziemi, dalej napięcie jednak rośnie.. sprawa wygląda "bardzo tajemniczo", bo jak wynika "z relacji czytelnika Gazety (imię i nazwisko znane redakcji): - To zakrawa na architektoniczny zamach stanu." Nie żartuję!

Uważny czytelnik Wybiórczej zauważył jednak zapewne w tekście lub na załączonym obrazku, że nie chodzi o budowę lotniska, pola golfowego, czy kortu tenisowego w osi jednej z żoliborskich ulic, lecz o.. kawałek chodnika "30 m na blisko 3 m szerokości". Pomijając drobny fakt, że patrząc na zdjęcie można mieć wątpliwości nawet do tych danych (moim zdaniem szerokość jest wyraźnie mniejsza - ok 2 m), o cóż więc chodzi z tym "architektonicznym zamachem stanu"? Może o to, że "budowlańcy uwijali się ukradkiem, tak jakby chcieli, żeby nikt tego z ukrycia nie nagrał".

W zacietrzewieniu i manipulacji sięgnięto nawet po tak kuriozalne argumenty, jak to, że "te zmiany tylko pogorszą widoczność"(!) przy przejściu dla pieszych. Nie słyszałem jeszcze o "żywochodniku", który z czasem wyrośnie ponad otaczającą go trawę, krzewy a może nawet i drzewa, ale być może tylko za mało czytałem Wyborczą.. Wszystko to byłoby śmieszne, gdyby nie fakt, że w tym na pierwszy rzut oka zabawnym artykule podano niejako mimochodem adres zamieszkania urzędującego premiera RP! To chyba rzecz bez precedensu, tym bardziej w kontekście zwoływanego na najbliższą sobotę ulicznego zjazdu opozycyjnych działaczy z całego kraju.


Aktualizacja (6.10): A oto i rozwiązanie zagadki "tajemniczego chodnika pod domem premiera". Wystarczyło zajrzeć do komunikatów Zarządu Transportu Miejskiego.. ale nie mam wątpliwości, że pan Jóźwiak o tym wiedział. Idę o zakład, że z pełną premedytacją przeprowadził "architektoniczny zamach stanu" i to w stylu, w jakim nie powstydziłby się najbardziej usłużny "dziennikarz" reżimowy czasów PRL. Dzięki T-800 za link w komentarzach.




Tagi: ; ;

niedziela, 1 października 2006

Teraz My z Watergate

Kompleks Watergate

Jeszcze nigdy w polskiej polityce nie wylano tylu kubłów pomyj i nie rzucono tylu nie mających materialnych podstaw oskarżeń, co w ostatnich kilku dniach. Stało się to udziałem opozycji, korzystającej z tuby propagandowej, ale i aktywnego wsparcia przychylnych sobie mediów (głównie Gazety Wyborczej, TOK FM i TVN). Parafrazując Gazetę Wyborczą można powiedzieć, że mieliśmy do czynienia z prawdziwym spektaklem nienawiści. Dwa nagrania z ukrytej kamery, w których pisowscy ministrowie w nieskrępowany sposób prowadzili rozmowy z Renatą Beger nad zawiązaniem sejmowej większości, uznane zostały przez niektórych (mających jednak na ogół duży wpływ na kształtowanie opinii) za korupcję, w wersji light - za "korupcję polityczną", a PiS za ugrupowanie niczym nie różniące się od SLD (bodaj największa obelga, jaka mogła spotkać to pierwsze ugrupowanie). Nagrania przyrównano do afery Rywina, z tym że to skazana wyrokiem sądu za oszustwo wyborcze Renata Beger stała po jasnej, oświeconej stronie sceny politycznej, a PiS po tej ciemnej, bo trzymającej władzę. Begergate miało już nawet pogrzebać cały projekt IV RP.

Choć "salon" używał najcięższej amunicji, to znamienne jest, że już po paru dniach, które miały "wstrząsnąć Polską", z nadmuchanej afery niewiele zostało - pękła niczym bańka mydlana. Jakże groteskowo brzmią teraz, choć jeszcze trzy dni temu wydawały się groźne, apele liderów PO o natychmiastową dymisję rządu i samorozwiązanie parlamentu a także próby wyciągnięcia otumanionych ludzi na ulice. Okazało się, że choć salonowe autorytety na "taśmach prawdy" widziały korupcję, to eksperci nie związani z jedynie słusznym oglądem rzeczywistości - zaledwie negocjacje polityczne. Negocjacje, w których co prawda język może do salonowego nie należał, ale mające przez to posmak (dla ogółu widzów być może nieco za ostry) politycznej kuchni i prawnie całkowicie dozwolone. Więcej - gdyby takich rozmów nie można było prowadzić, oznaczałoby to, że rządzić nie mogą koalicje. Cóż bowiem się podczas takich rozmów oferuje, jeśli nie stanowiska w rządzie, czy miejsca na listach wyborczych. Zgadzam się z jednym - rozmowy prowadzono z kimś, kto nie miał ku temu kompetencji, jak również nie miał ich na to, aby zająć stanowisko sekretarza stanu w ministerstwie rolnictwa, co było przedmiotem negocjacji. Jak jednak wynika z zapisu rozmów, Adam Lipiński stwierdził wyraźnie, że Jarosław Kaczyński nie brał tego w ogóle pod uwagę.

Bodaj największą histerię wywołała propozycja dotycząca możliwości tymczasowego przejęcia przez Kancelarię Sejmu zobowiązań posłów Samoobrony, wynikających z podpisania przez nich weksli za używanie logo Związku Zawodowego Samoobrona w kampanii wyborczej. Nie jestem w stanie oczywiście przesądzić o tym, że wykupienie weksli byłoby tymczasowe, jak to optymistycznie założył Adam Lipiński. Byłoby to bowiem równoznaczne z wygraniem procesu, który by te weksle delegalizował, co zresztą jasno dał do zrozumienia, powołując się na opinię Zbigniewa Ziobry. Z tego co wiem, jest to możliwe, bo pod przykrywką opłaty za logo, weksle ukrywają inną, rzeczywistą czynność, a to jest mocna podstawa do ich obalenia (dywagacja te zostawmy jednak prawnikom). Mogę natomiast z całą pewnością stwierdzić, że utworzenie sławnego już funduszu wekslowego byłoby przedmiotem publicznej dyskusji, więc w samym fakcie ujawnienia tego pomysłu nie ma nic nadzwyczajnego, a już na pewno korupcyjnego. PiS awansem oberwał zatem za coś, co oczywiście chluby (i zapewne poparcia) by mu nie przyniosło, ale dzięki prowokacji TVN i Samoobrony oberwał podwójnie, z czego przynajmniej raz (za sam fakt "ujawnienia") niezasłużenie.

"Afera taśmowa" przyrównywana była przez niektórych komentatorów do znanej chyba wszystkim afery Watergate. Jak się jednak okazuje - znanej chyba tylko z samej nazwy. W Watergate dziennikarze (też dwóch) Washington Post ujawnili pozaprawne działania sztabu Nixona w kampanii prezydenckiej. Nomen omen - głównie chodziło o podsłuchy, które przez zwolenników Nixona miały zostać założone Demokratom. Efektem kolejnych publikacji Boba Woodwarda i Carla Bernsteina, których bazę stanowiły informacje z anonimowego źródła (wysokopostawionej osoby w prezydenckiej administracji, nazywanej przez dziennikarzy "Głębokim Gardłem"), było powołanie komisji senackiej i zmuszenie Nixona do dymisji.

Co mamy u nas? To.. dziennikarze zakładają podsłuchy. Nie byłoby w tym jednak nic zdrożnego (w końcu czwarta władza także w ten sposób kontroluje polityków), gdyby nie fakt, że Sekielski z Morozowskim opowiadają się po jednej ze stron sceny politycznej, organizując razem z nią prowokację przeciw innej. Dziennikarze przyznali się (prawdopodobnie ze strachu przed komisją śledczą), że sami zwrócili się z propozycja do władz Samoobrony o możliwość nagrania ich rozmów z politykami PiS. To tak, jakby Woodward i Bernstein w porozumieniu z Demokratami założyli podsłuch w ich pokojach w hotelu Watergate i nagrali ich rozmowy z członkami Komitetu Reelekcji Nixona. To by dopiero była "afera"..


Foto powyżej: Kompleks Watergate, w którym mieściła się siedziba sztabu wyborczego Partii Demokratycznej.


Aktualizacja (3.10): Jak wynika z artykułu, opublikowanego w najnowszym wydaniu Gazety Polskiej, sekretarz programowy telewizji TVN Milan Subotić (zajmujący się m.in. programami publicystycznymi, w tym "Teraz My"), był współpracownikiem WSI, a wcześniej wojskowych służb specjalnych PRL. Oficerem prowadzącym Subotić’a był Konstanty Malejczyk, który jest obecnie doradcą Samoobrony.
Powinienem w zasadzie zmienić tytuł notki na "Teraz My z WSI". A jak się fajnie skanduje: "Te-raz my, z wu-es-i". To tak na sobotę.. ;)


Tagi: ;